„Z ciemnością jej do twarzy” to historia Ari, nastolatki, która nie wie do końca kim jest i wciąż poszukuje prawdy o samej sobie. Przenieśmy się więc kilka lat w przyszłość, do osamotnionego i magicznego miejsca zwanego Nowym Orleanem, które wyniszczone groźnym huraganem zostało wykupione przez dziewięć bogatych rodzin. Przenieśmy się do miejsca, w które wybiera się Ari, aby odkryć prawdę o samej sobie, przy czym pomaga jej przystojny pół-wampir, Sebastian. Co wspólnego ma z nią mitologiczna Meduza i do jakich celów pragnie wykorzystać Ari grecka bogini Atena? Nowy 2 to miasto pełne niespotykanych istot, hybryd i tajemniczych potworów. W tym miejscu Ari odkryje prawdę o wiele bardziej niesamowitą, niż byłaby w stanie sądzić.
Może być mnóstwo książek, w których powielane są wielokrotnie powtarzane schematy, jednakże każdą z nich różni jedno: klimat. „Z ciemnością jej do twarzy” to książka znacznie różniąca się od innych paranormalni. Być może ma się wrażenie, że „to już było”, aczkolwiek prawdę mówiąc jest to zupełnie inna i wyjątkowa historia. Autorka w bardzo ciekawy sposób zmieszała ze sobą przyszłość świata rzeczywistego wraz z grecką mitologią i zjawiskami paranormalnymi. Złączyła te światy w całość, czyniąc je niezwykłymi i zdawać by się mogło – kompletnie nierealnymi miejscami, choć z drugiej strony sprawiającymi wrażenie tak bardzo czytelnikowi bliskimi. Kelly Keaton pozbyła się przepychu, dzięki czemu czytając tę książkę odczuwałam niezwykłą bliskość z przedstawioną w niej historią i bardzo szybko zdobyła ona moje uznanie.
Największym atutem tej książką są zdecydowanie przestawiane przez pisarkę emocje, które odczuwali bohaterowie. Pod tym względem pani Keaton miała wielkie pole do popisu, które wykorzystała niemalże doskonale. W powieści tej mają miejsce sytuacje, w których główna bohaterka może odczuwać przeróżne emocje – od złości, poprzez strach, szok i przerażenie, aż do szczęścia i zadowolenia. Cieszę się, że pod tym względem nic nie zostało pominięte, bo dzięki temu „Z ciemnością jej do twarzy” czytało mi się naprawdę przyjemnie, a więź między mną a bohaterami, która powstała już przy pierwszych stronach, stawała się coraz silniejsza.
Jedyna rzecz, która mi się w tej lekturze w jakiś sposób nie podobała, to fakt, że nie zdążyłam wystarczająco się w nią wciągnąć. Faktem jest, że powieść ta pochłonęła mnie bez reszty, czytałam ją z prawdziwą przyjemnością, a cała akcja, choć toczyła wartko i zgrabnie, zbyt szybko się zakończyła. Brakowało mi w niej pewnego punktu zaczepienia, czegoś, co mogłoby nieco ją przedłużyć, w tej sytuacji jednak nie zdążyłam się nawet obejrzeć, a powieść ta już dobiegała końca. „Z ciemnością jej do twarzy” pozostawia po sobie niedosyt, przyznać muszę, że całkiem duży, jednak winowajcą w tej kwestii jest tylko i wyłącznie bardzo dobrze przemyślane zakończenie, dzięki któremu druga część historii tworzonej przez Kelly Keaton zapowiada się wyśmienicie.
Bohaterowie w tej powieści są naprawdę przeróżni, w pewien sposób są indywidualistami, posiadają tak różniące się między sobą charaktery, że wydaje się, jakby każdy z nich przedstawiał zupełnie inną cywilizację. Główna bohaterka to największa indywidualistka, jaką spotkałam, z pewnością większą nawet ode mnie, przez co sprawia wrażenie postaci trochę oddalonej i osamotnionej. Nie ma się jednak co dziwić, w końcu los wydaje się być niesamowicie zadowolony z każdej kłody rzuconej jej pod nogi, aczkolwiek Ari jest na tyle silną postacią, że po każdym upadku wstaje i z uniesioną głową idzie dalej, z determinacją brnie do celu. Mimo wszystko to nie główna bohaterka najbardziej mnie w tej książce zaintrygowała – zrobiła to Atena. Mściwa i przerażająca grecka bogini wojny, która nie zna litości i zrobi wszystko, aby zrealizować swoje cele. To właśnie ona wzbudziła moją największą fascynację, myślę, że głównie dlatego, iż od zawsze niezwykle pasjonowałam się mitologią – nie tylko grecką. Cieszę się, że autorka postanowiła wpleść ten motyw w swoją historię.
Pianie z zachwytu nad daną książką wzbudza we mnie trochę krępujące emocje, ponieważ zawsze mam wrażenie, że zbytnio próbuję podkolorować daną powieść, choć absolutnie zawsze staram się, aby pisana przeze mnie recenzja była jak najbardziej sprawiedliwa. W tym wypadku jednak nie pozostało mi nic innego, jak tylko z przyjemnością zachęcić was do przeczytania tej książki. Ja śmiało mogę uznać ją za jedną z najlepszych powieści, jaką dane mi było ostatnio przeczytać. „Z ciemnością jej do twarzy” zdecydowanie nie jest zmarnowanym czasem, wręcz przeciwnie, bardzo się cieszę, że książka ta wpadła w moje ręce. Mam nadzieję, że druga część równie mocno mnie zachwyci, bo zapowiada się niezwykle obiecująco.