Książka dość starawa, bo wydana pierwotnie w 1939, więc niektóre rzeczy w niej albo są nieaktualne, albo nie do końca zgodne z dzisiejszym stanem badań. Niemniej jednak, autor w ciekawy sposób przedstawia różne aspekty codziennego życia w starożytnym Rzymie: kształt miasta, jego ulice, budynki i codzienny ruch; warunki mieszkaniowe przeciętnego Rzymianina; funkcjonowanie klas społecznych, rodzinę, edukację, wierzenia, rozrywki. Oczywiście, odnosi się przede wszystkim do zachowanych świadectw pisanych, nieco rzadziej - do archeologicznych, co powoduje, że tracimy z oczu niektóre, często bardzo liczne grupy czy warstwy społeczne. Przykładowo, fragmenty poświęcone posiłkom bazują na "Uczcie Trymalchiona", opisach cesarskich festynów i korespondencji ludzi, którzy mogli sobie pozwolić na porządne posiłki i przyjmowanie gości w wygodnym domus. Co z biedotą, która gnieździła się w wielopiętrowych czynszowych kamienicach opisywanych w innym miejscu? Skoro nie mieli możliwości ogrzewania swoich mieszkanek, nie bardzo mogli w nich także gotować.
Inną rzeczą są poglądy autora - już po przeczytaniu sporej części książki zapoznałam się z jego biografią, która, no cóż, sporo wyjaśnia. Pominę już jego lekceważący stosunek do religii innych niż chrześcijańska, ale ubolewanie nad upadkiem społeczeństwa, wyrażającym się między innymi w awansie społecznym wyzwoleńców i zwiększeniu zakresu praw kobiet jasno uświadamia nam, że autor mentalnie przynależy do dziewiętnastego wieku. Oczywiście, wtedy właśnie się urodził i uformował intelektualnie, ale to nie usprawiedliwia wszystkiego. Niewolnicy zdobywający wolność i pełniący urzędy - błe, kobiety kształcące się i mające prawa do zarządzania swym majątkiem - fuj, fakt, że Rzymianki rzadko były właścicielkami sklepów czy samodzielnymi rzemieślniczkami - no pewnie nie chciały, pozostawanie matron rzymskich w domowych pieleszach - nieróbstwo przerywane tylko strojeniem się (bo zajmowanie się domem i dziećmi to przecież nie praca, można leżeć i pachnieć). Rozumiemy, że Rzymianie okresu cesarstwa mogli sobie wzdychać do "starych dobrych czasów", kiedy to pater familias miał władzę absolutną nad wszystkimi domownikami, a niewolnicy i kobiety byli przykładnie trzymani za twarz, ale opisujący to historyk nie powinien jednak bezkrytycznie im przyklaskiwać, ani też brać za dobrą monetę wszystkiego, co pisali satyrycy i moraliści. Satyryczne pisma Juwenala, Marcjalisa czy Petroniusza to obliczona na wzbudzenie śmiechu karykatura, a nie materiały dokumentalne. To tak, jakby opisywać współczesne relacje rodzinne przez pryzmat kawałów o teściowej. Coś to mówi o społeczeństwie, ale nie przedstawia rzeczywistych, codziennych praktyk. Podsumowując - da się pracę Carcopino czytać, ale mamy dziś już lepsze książki o starożytnym Rzymie.