W tym przypadku, wiedziałem czego mogę się spodziewać. Odrobiłem wcześniej lekcje i znałem te wszystkie zarzuty względem okładki, że marnie przedstawia treść prezentowanej historii, choć jak się później okazało jest kopią tej, która po raz pierwszy ją reprezentowała. Że napięcie tak szybko jak się pojawia, tak też zanika, a kolejne strony to tylko wegetacja choć bardziej skłaniająca się na tryb powolnego uśmiercania fabuły. Chciałem się przekonać co jest nie tak?! Wbrew wszystkim, później napotkanym opiniom, urzekł mnie opis książki. Nastolatka Angelina Watson i ludzie, którzy chcą wykorzystać jej bezbronność. W tym spotkaniu miała odkryć swoją siłę, swoją moc a krew miała ukoić jej pragnienie.
Jak dotąd, brzmiało to bardzo tajemniczo. Nie było wiadomo co to za moc, co to za ludzie, choć łatwo jest wywnioskować, że będzie to próba gwałtu. Pragnienie krwi, czyli co? Podróżująca nastolatka jako seryjny morderca? Żyłem tą nieświadomością i choć przeczytane później opinie jasno sugerowały kierunek tej historii, to nadal wierzyłem, że będzie dla mnie zaskoczeniem.
Z pewnością nigdy nie zamierzałam zostać wampirem.
To pierwsze zdanie z książki, a dla mnie moment, w którym efekt zaskoczenia prysł niczym bańka mydlana. Już? To nie poszaleliśmy - pomyślałem. Co dalej skoro temat został jasno zadeklarowany? Gdzie budowanie napięcia? Gdzie odkrywanie? Bardzo blisko tu do filmu "Wywiad z wampirem" (1994) reżyserii Neila Jordana. Tam też wszystko było jasne od początku a świadomy tematu widz doświadczał jedynie dramatycznych scen z opowieści głównego bohatera. Tu jest bardzo podobnie, bo narracja prowadzona jest przez głównego bohatera czyli Angelinę Watson.
Ciekawym rozwiązaniem jest sposób zakończenia każdego rozdziału. Przez pierwszą i główną jego część doświadczamy przygód jakich doświadcza bohaterka, a tuż na samym końcu, w wyraźnie oddzielony sposób trafiamy na wtrącenie kogoś z drugiego planu. Czasem jest to znajomy, czasem przypadkowy kierowca, czasem współpracownik. W kilku zdaniach wyjaśnia bieżącą sytuację ze swojej perspektywy, bądź zdradza okoliczności zakończenia jej konkretnych etapów. W ten sposób, jako czytelnik, mamy jasną ocenę sytuacji. Z jednej strony widzimy co wyprawia główna bohaterka, z drugiej poznajemy oddźwięk jaki po sobie zostawia.
"Czarna ambrozja" to powieść drogi. Tak, to ciągłe szukanie siebie patrząc przez pryzmat bohatera i odległości jakie przemierza wędrując po amerykańskich stanach. To ucieczka przed samym sobą bo z rozdziału na rozdział doświadczamy coraz głębszych wewnętrznych walk jakie toczy ze sobą Angelina Watson. Kolejna ofiara, która wymsknęła się spod kontroli. Kolejna i kolejna. W pewnym stopniu, wraz z każdą przebytą milą, a tym samym odebraną krwią, ta podróż staje się męcząca zarówno dla bohatera jak i czytelnika. Upadamy, a jednak podnosimy się z każdym następnym, by ten przyniósł w końcu ukojenie. Raz za razem, do samego końca.
Nie ma fajerwerków ale to bardzo specyficzna historia i mignęła w moment, a to o czymś jednak świadczy. Z jednej strony mamy wampiryczną opowieść. Z drugiej, bohaterkę, która czyni to co czyni. Jest rozchwiana emocjonalnie o czym jasno świadczą jej monologi nasilające się w krwiożerczym poście. Z każdym kolejnym morderstwem staje się jednak coraz śmielsza w swych poczynaniach, a tym samym, coraz bardziej okrutna. W międzyczasie pojawia się Boyd Turner, który nigdy nie zapomniał ich pierwszego spotkania. Na przestrzeni czasu zrozumiał z kim miał do czynienia i jako myśliwy zrozumiał, że musi znowu zapolować. Zapolować, jak za dawnych czasów z ojcem.