"Z punktu widzenia kota" Anny Onichimowskiej to komedia z wątkiem kryminalnym i romansowym.
Jestem miłośniczką kotów, choć niestety żadnego nie mam. Do tej pory było mi trochę szkoda, że tak jest, bo przecież taki milutki, puszysty kiciuś musi być czymś fantastycznym dla domowników. Można się z nim bawić, brać na kolana i o niego dbać, a on odwzajemnia miłość. Tak myślałam do czasu przeczytania książki "Z punktu widzenia kota".
Głównymi bohaterami są Sylwia, atrakcyjna malarka, oraz Marco i Clara, małżeństwo z Florencji. Pod wpływem małego nieporozumienia muszą spędzić ze sobą kilka tygodni w wilii w Toskanii, by przypilnować kota pod nieobecność jego właścicieli, państwa N. Pani N. zaproponowała to Sylwii, zaś pan N. - Marco, koledze z uniwersytetu w Mediolanie. Niestety, nie uzgodnili tego ze sobą, stąd małe zamieszanie.
Oczywiście przy dobrych chęciach wszystko można jakoś zorganizować. Jest tylko jeden mały problem - złośliwy kot Albert vel Zlewosraka (można się domyślić skąd taka nazwa). Uważa się on za prawowitego właściciela domu z basenem i nie zamierza go z nikim obym dzielić. Zapowiada się prawdziwa wojna charakterów...
Bardzo podoba mi się pomysł przedstawienia wydarzeń z dwóch perspektyw - oczami kota i ludzi. Nie trzeba chyba dodawać, że to zupełnie inne punkty widzenia. Kot ma swoje zdanie, dość radykalne. I nie zamierza go zmieniać dla intruzów. Można powiedzieć, że ogóle się nimi nie przejmuje. Co więcej, potrafi zajść za skórę i sprawić, że opiekujący się nim ludziach ochotę się go pozbyć, tak jak zrobił to poprzedni właściciel.
Kot ciekawie postrzega otaczającą go rzeczywistość, jak choćby w tym fragmencie: Przez ekran przebiegły jakieś krzykliwe litery i zaraz rozległa się przytłumiona muzyka. Goła gruba pani w szpilkach leżała na jakimś futrze, a wokół niej zgromadziło się trzech facetów, także na golasa. To co się działo, było ciekawsze od oglądania chrabąszczy. Kot poczuł, że tej nocy też chętnie odwiedzi czarnulę z sąsiedztwa.
Kolejnym fajnym zabiegiem jest szczegółowe opisywanie rozmów telefonicznych (w formie narracji zamiast dialogów). Dzięki temu można poznać emocje mówiącego, zrozumieć cały kontekst. Szczególnie zapadają w pamięć rozmowy Skarbka z mamą.
Powieść Anny Onimichowskiej czyta się w miarę szybko, jest napisana lekkim językiem, z dużą dozą inteligentnego humoru, głównie sytuacyjnego. Trudno ją zakwalifikować do jednego gatunku, to komedia z wątkiem kryminalnym i romansowym. Nie brakuje w niej nagłych zwrotów akcji, zbiegów okoliczności i ironii losu. Nic tu nie jest oczywiste i może się wydarzyć dosłownie wszystko. Dlatego podczas czytania nie można się nudzić. W dodatku, jak przystało na dobrą powieść, zakończenie jest zaskakujące.
Muszę przyznać, że to moja pierwsza styczność z twórczością tej autorki i cieszę się, że poznałam tę autorkę. Chciałabym przeczytać inne jej książki. Polecam tę lekturę miłośnikom powieści z wątkiem kryminalnym, romansowym, którzy cenią sobie poczucie humoru. Być może po tej lekturze inaczej spojrzą na swoich pupili i pomyślą, jakiego ja mam grzecznego kota, nie to, co ten Albert.