Są takie książki, które po prostu muszą być dobre. Wiemy to od razu, już w momencie pojawienia się zapowiedzi i choć nietrudno przewidzieć, że poszatkuje nasze uczucie na drobne kawałeczki, nic nie jest w stanie odciągnąć nas od lektury. Tak właśnie było z "Powodem by oddychać". Spodziewałam się istnej emocjonalnej karuzeli, ale taka już moja masochistyczna natura, że uwielbiam płakać przy książkach.
Emma za wszelką cenę stara się być idealna. Zbiera najlepsze oceny ze wszystkich przedmiotów, wygrywa zawody sportowe, pieczołowicie wypełnia obowiązki domowe i praktycznie nie spotyka się ze znajomymi. Najwidoczniej to nie wystarcza, ponieważ dziewczyna po raz kolejny spędzi tydzień dusząc się w zakrywających całe ciało bluzkami z długim rękawem, żeby ukryć siniaki. Odliczając dni do zakończenia nauki w liceum i wyprowadzki z miejsca, którego nawet nie śmie nazywać domem, spotyka Evana. Chłopak nie daje się jednak zbyć milczeniem bohaterki tak jak inni rówieśnicy Za wszelką cenę chce poznać Emmę i (co najmniej) się z nią zaprzyjaźnić. Czy jest w stanie zburzyć mur, który zbudowała wokół siebie dziewczyna?
W swoim życiu nasza bohaterka może liczyć tylko na przyjaciółkę, Sarę. Dziewczyny są zupełnie inne - Emma jest cicha, spokojna i wyobcowana, podczas gdy jej przyjaciółka to dusza towarzystwa. Sara orientuje się mniej więcej w sytuacji koleżanki, jednak i ona nie wie wszystkiego. Kiedy do gry wkracza Evan, zaczyna nie tylko snuć domysły, lecz również wyciągać dziewczyny na weekendowe wyjścia, a co za tym idzie - naraża Emmę na kolejne obrażenia jako karę. Czytelnik mota się w odczuciach. Z jednej strony chce, by wątek miłosny się rozwijał. Emma i Evan to urocza para i nie sposób im nie kibicować. Z drugiej jednak ogarnia nas strach o dziewczyną i zdecydowanie nie chcemy, aby zwykłe wyjście do kina po raz kolejny zakończyło się rozciętym łukiem brwiowym...
"Powód by oddychać" to przerażająca książka. W jednej chwili z uroczego romansu dwojga nastolatków zmienia się w istnych horror młodej dziewczyny. Licealne imprezy i zawody sportowe przeplatają się z biciem i wyzwiskami. Chyba właśnie ten kontrast wzbudził we mnie największe emocje. Przemoc domowa pokazana została w bardzo nietypowy sposób, a już sama postać oprawcy była zaskakująca. Emma straciła ojca, po czym jej matka kompletnie się załamała i nie była w stanie zająć się córką. Azyl w domu ciotki i wujka okazał się jednak prawdziwym przekleństwem, a gorszy los nie spotkał by jej zapewne ani z pijaną matką, ani w domu dziecka. Autorka pokazuje nam jak krótkowzroczni jesteśmy i jak mało obchodzi nas cierpienie innych.
Choć "Powód by oddychać" to cudowna książka, mam wobec niej jedno poważne zastrzeżenie. Choć przyjaciele Emmy wielokrotnie próbowali wciągnąć do niej rękę, nawet kosztem napadów wściekłości dziewczyny, ona uparcie ukrywa ślady i nie daje sobie pomóc. Owszem, ma swoje powody, jednak w moim odczuciu są po prostu naciągane. Zdaję sobie jednak sprawę, że psychika ofiary przemocy domowej jest bardzo krucha, a my, czytając tę książkę, nie jesteśmy w stanie w stu procentach wczuć się w jej sytuację. Być może właśnie takie zachowanie jest typowe u ofiary?
Mocno stroną powieści jest nieprzewidywalność. Aż ma się wrażenie, że w trakcie lektury w tle słyszymy mrożącą krew w żyłach muzykę z horroru. Nie inaczej jest z zakończeniem. Dzieje się dużo i jest kompletnie zaskakujące. Do tego stopnia, że po prostu nie jesteśmy w stanie nie sięgnąć po kolejny tom - oby jak najszybciej!