Temat przemocy w rodzinie jest motywem, który wśród pewnej grupy moli książkowych, cieszy się szczególną popularnością. Wiele pozycji podejmujących ten wątek, szybko okazuje się hitami podbijającymi czytelnicze serca oraz listy bestsellerów. Zachęcona autobiograficzną historią Allomy Gilbert "Ocal mnie od złego", opisująca z okrutnymi szczegółami życie maltretowanych dzieci, z zainteresowaniem sięgnęłam po "Powód by oddychać" autorstwa Rebecki Donovan. Pozytywne recenzje, zarys fabuły znajdujący się na okładce, wszystko sprawiało, że moje oczekiwania rosły z każdą chwilą, aż do momentu przeczytania pierwszych stron.
Życie Emmy nie należy do najłatwiejszych. Mimo dobrych stopni, talentu piłkarskiego, popularnej przyjaciółki i ambitnych planów na przyszłość, największym pragnieniem dziewczyny jest być niewidzialną. Z utęsknieniem odlicza kolejne dni, które przybliżają ją do opuszczenia zamożnego miasteczka w stanie Connecticut, a wraz z nim niestabilnej emocjonalnie ciotki. Szczelny mur alienacji, wzniesiony przez nastolatkę, zaczyna pękać gdy na horyzoncie pojawia się Evan wraz z obietnicą rozpoczęcia normalnego życia z dala od surowych restrykcji rodziny zastępczej.
Dostając propozycję zrecenzowania "Powód by oddychać", nie zastanawiałam się długo. Chociaż literatura młodzieżowa to gatunek, z którego powoli wyrastam, ciągle lubię zajrzeć do ciekawszych perełek nowości wydawniczych. Debiutancka powieść amerykańskiej pisarki Rebecki Donovan, oprawiona w nie najlepszą, lecz ciekawą okładkę (nawiązującą do pewnego zdjęcia), miała zostać łakomym kąskiem, rozweselającym nieuchronny koniec lata. Zamiast szybkiej i wzruszającej lektury, otrzymałam natomiast toporną fabułę, okraszoną dziwną gramatyką.
Naprawdę starałam się polubić pierwszą część cyklu "Oddechy", jednak z każdym kolejnym przebrniętym rozdziałem, wyraźniej pojmowałam płonność moich nadziei. Jedynymi fragmentami budzącymi jakiekolwiek emocje, były akty przemocy, których Carol dopuszczała się na Emily. Opisane w dynamiczny, wciągający czytelnika sposób, przykuwały uwagę oraz nadawały chwilowego tempa całej fabule. Kluczowy wątek miłosny, mający okazać się relacja zaszczutej nastolatki z Evanem, zamiast pomóc, pogrążała powieść. Przekrój uczuć pojawiających się między dwojgiem bohaterów był nie tylko nieuzasadniony ale przede wszystkim, absurdalny. Podobnie jak większa część zachowań Emily towarzysząca rozwojowi historii. Plastikowe, wymuszone reakcje, na niektóre wydarzenie, rysowały się jako karykatura niedojrzałych namiętności. Irytacja przeplatała się z fascynacją, niechęć z pociągiem seksualnym, a do tego autodestrukcyjne działania nastolatki, które jak mniemam, według autorki miały podkreślić trudną sytuację dziewczyny. Niestety nieskutecznie.
Dodatkowym mankamentem, o którym już wspominałam, jest język użyty w książce. Nie wiem czy jest to wina tłumacza, czy niedoświadczonej pisarki, lecz pewne zestawienia słów okazały się zupełnie nieadekwatne. Równie drażniąca sytuacja występuje w drobnych niedociągnięciach fabuły, gdzie Emma raz podkreśla, że nie może się malować, tylko po to by kilka stron dalej sprawdzać stan podkładu jadąc do szkoły. Konsekwencja, nawet w rzeczach błahych, powinna być dla pisarza priorytetem, ponieważ właśnie to, pokazuje jego stosunek do czytelnika.
"Powód by oddychać", to książka, która z pewnością posiada jakieś plusy, co łatwo zauważyć czytając opinie innych odbiorców. Żałuję, że nie mogę dostrzec tego, co widzą w dziele Rebecki Donovan inni. Dla mnie minusy w postaci niewykorzystanego pomysłu, zaskakującego lecz przegadanego zakończenia, bezbarwnej kreacji bohaterów i kilku wyżej wymienionych wad, są zbyt wyraźne by polecić tę pozycję.