Niedawno miałam przyjemność przeczytać książkę, a właściwie reportaż pod tytułem: ,,Zaginiony w dolinie śmierci" autorstwa Hareley'a Rustada. Od razu na wstępie powiem, że już sam tytuł przyciągnął mnie na tyle ,że stwierdziłam, że to będzie świetny reportaż na początek przygody z tym gatunkiem literatury. Na szczęście się nie pomyliłam. Poprzez to jak przyjemnie to zostało napisane to nie wiedziałam kiedy przeczytałam 342 strony.
Pierwszym plusem jest na pewno fakt, iż nie czyta się go jak Wikipedii. Nie ma w nim suchych faktów. Powiedziałabym nawet, że płynie się przez nią jak przez powieść fabularną. Mnie osobiście przyciągnął temat. Mamy tutaj historię Justina Alexandra Shetlera-mężczyzny, który zaginął w 2016 roku podczas wyprawy w Himalaje. Na początku dla nakreślenia kontekstu mamy przedstawione dzieciństwo Justina, jego zainteresowania życiem w kontakcie z przyrodą, co właściwie spowodowało, że zapragnął wyjechać do Indii i spróbować tamtejszego życia w odosobnieniu. Spędzając czas na uprawianiu jogi, medytacjach i kontemplowaniu na temat życia. Niestety jak możemy się domyśleć jedna z wypraw nie skończyła się dobrze i mężczyzna zaginął. Szukali go jego znajomi, przyjaciele, rodzina. Z jakim skutkiem? Tego musicie się dowiedzieć sami.
Niestety dla mnie minusem było to, że zostały tutaj obszernie opisane wątki związane z religiami. Mamy tutaj wiele informacji na temat hinduizmu i rozumiem, że to jest niezbędne do tego aby w pełni zrozumieć zachowania Justina. Niestety mnie osobiście troszeczkę wynudziła ta część książki. Natomiast nadal jest to fenomenalna książka. A moje odczucia są bardzo subiektywne. Niestety też w pewnym momencie odeszliśmy na moment od sprawy o której mówi się na początku co też lekko mnie irytowało chociaż znowuż to jest subiektywne a sam wątek był niezbędny.
Mimo moich niewielkich uwag uważam, że książka jest godna polecenia. Jeżeli tylko tak jak ja interesujecie się sprawami zaginięć, i uwielbiacie klimat gór w książkach to z czystym sercem sięgajcie po nią .