Artystka z tajemnicą z przeszłości. Nastolatka, która wychowywała się bez matki. Kobieta co niedawno dowiedziała się, że ma raka. Mężczyzna, który na wzgląd na swoją matkę, wybrał swój zawód.
Losy różnych osób, dla siebie kompletnie obcych, splatają się, by w tym jednym dniu, walczyć po jednej stronie.
Kiedy do kliniki specjalizującej się w aborcji, wpada mężczyzna z bronią, wszyscy są zgodni co do jednego - nikt nie chce umierać.
Jodi Picoult po raz kolejny opisała trudny temat, tym razem wolnego wyboru w kwestii dokonywania aborcji.
Sama pisarka na końcu w „notce od autora” napisała, że chociaż nigdy ciąży nie usunęła, to jest za wolnym wyborem. Zdaniem pisarki nie wszystko jest czarne i białe, to samo chciała nam udowodnić kreując tak różne od siebie postacie z każdą indywidualną historią.
Temat nie jest mi obcy. Ja też podobnie jak autorka zagłębiłam się w różnego rodzaju artykuły, szukając dowodu na to kim jest albo czym jest zarodek rozwijający się w ciele kobiety, jeśli nie dzieckiem?
Odpowiedzi może być wiele. Dla innych to problem, coś do „odkurzenia”, (jak wyraziła się jedna postać z książki ISKRA ŚWIATŁA), a jeszcze dla innych może kosmita?
W dzisiejszych czasach bycie feministką jest w modzie. Tylko mam wrażenie, że w tej walce, kobiety zapominają się jaka jest ich rola w tym wszystkim.
Bez względu na moje przekonania, uważam, że mężczyźni ani tyle nie powinni osądzać takowego problemu. Bo jak to opisała pisarka, gdyby mężczyźni mieli taki dylemat: czy usunąć ciążę czy może urodzić, to już w przerwach między meczami, byłyby ogłoszenia jak usunąć zarodek.
Nie potępiano by wyboru mężczyzn, tylko dlatego, że od wieków znanych to mężczyzna zawsze miał większe prawa.
Zgadzam się, że nie wszystko jest czarno i białe. Bo co z przypadkami gwałtów albo kazirodczymi, gdzie płód już od powstania jest zagrożony i nie wiadomo czy nie ma jakiejś wady genetycznej?
Czy każda kobieta zdecydowałaby się urodzić wiedząc, że płód rozwijający się pod jej sercem będzie przypomnieniem zadanej krzywdy?
Czy będzie umiała wychowywać dziecko, patrząc z dnia na dzień na jego ból, wiedząc, że nie umie mu pomóc?
Tak, Picoult z tym ma rację - nie wszystko jest proste.
Ale czy można takie przypadki porównać do dziewczynek, wciąż nazywających swoich ojców „tatusiem”, które sądziły, że są na tyle dorosłe by z kimś współżyć, aby później, kiedy ów „problem” zaistnieje po prostu dzieciobójstwo nazwać „zabiegiem”? Książka wzbudza wiele refleksji, czasami kontrowersji.
Co mnie rozzłościło w tej książce: przepisywanie obrońców życia do fanatyków. Może tym zaskoczę co niektórych, ale nie wszyscy niepopierający aborcji są świrami czy desperatami, gotowymi zrobić zamach na życie dorosłej osoby.
A co z tymi, co są w stanie bez mrugnięcia okiem zabić, wmawiając sobie, że takie mają prawo?
Czy można odkupić winy, ratując życie nienarodzonej istoty?
Co z prawem, wobec tych, którzy jeszcze nie umieją się wypowiadać?
Kim jesteśmy, aby decydować o życiu innych?