Książka księdza Żywczyńskiego, wydana po raz pierwszy w 1951 r., została wycofana z księgarń po protestach Episkopatu, który wtedy jeszcze miał wiele do powiedzenia. No cóż, cenzurowanie książek przez kościół ma olbrzymią tradycję, dość powiedzieć, że Watykan oficjalnie zniósł indeks ksiąg kościelnych dopiero w 1966 r. (vide: Fuld 'Krótka historia książek zakazanych'). Ostatnio została wznowiona przez wydawnictwo Universitas w wersji pdf, więc ją nabyłem z ciekawością; jest to nieduże dziełko napisane dosyć suchym językiem, ale bardzo ciekawe.
Wśród historyków i publicystów związanych z kościołem panuje zgodny pogląd, iż następstwem Rewolucji Francuskiej, tego dziecka Oświecenia, było okrutne prześladowanie Kościoła, zaś katastrofa Kościoła dokonała się zupełnie bez jego winy. Autor twierdzi, że ta teza jest olbrzymim uproszczeniem.
Zaczyna Żywczyński od obserwacji, że kościół przed Rewolucją był we Francji prawdziwą potęgą ekonomiczną (należało do niego 10% ziemi uprawnej) i ideologiczną: katolicyzm był religią panującą, poza tym Kościół kierował całym szkolnictwem. Mimo to w czasie Rewolucji największe ciosy kościołowi zadali ludzie, którzy nie porzucili religii: „Masy ludowe francuskie aż do końca rewolucji pozostały katolickie”. Niemniej pod koniec XVIII lud się mocno zradykalizował: „ale tę rewolucyjność wszczepiał mu także sam Kościół ówczesny.”
Działo się tak z kilku powodów, po pierwsze przed rewolucją Kościół żył w ścisłej symbiozie z tronem: „Król francuski utożsamił się z Kościołem, państwo i Kościół stanowiły jedność nierozerwalną.” Rewolucja zatem występując przeciw władzy królewskiej, zwracała się siłą rzeczy przeciw kościołowi. Dalej, kościoł nauczał, że istnienie bogaczy i biedaków jest zgodne z wolą boską, zaś: „Biedni mają się ćwiczyć w pokorze i cierpliwości, ich ubóstwo jest łatwiejszą drogą do zbawienia niż bogactwo.” Po trzecie podkreśla autor skład społeczny duchowieństwa, wszyscy biskupi (mianowani przez króla) należeli do szlachty, czerpali olbrzymie dochody z ziemi i dziesięcin, szokowali przepychem i bogactwem. Z kolei kler parafialny rekrutował się z mieszczan i chłopów i w większości żył w nędzy dzieląc los swoich wiernych. W efekcie „wśród najradykalniejszych działaczy rewolucyjnych odnajdziemy księży i to w liczbie dość znacznej.” W szczególności proboszczowie przestawali wierzyć w doktrynę głoszącą, że na świecie muszą być biedni i bogaci, mówili raczej ludowi, że: „biedni mają prawo domagać się od bogatych zaspokojenia swych potrzeb” z opłakanymi dla Kościoła konsekwencjami.
Co ciekawe, na początku wodzowie Rewolucji nie wyobrażali sobie zniesienia religii, ale potem nastąpiła radykalizacja nastrojów, spirala terroru i prawdziwe prześladowania Kościoła. Co ciekawe, po 1815 r., po powrocie monarchii, Kościół, niepomny nauk z czasów Rewolucji, znów ściśle się związał z absolutyzmem królewskim, co doprowadziło do dalszej erozji znaczenia religii we Francji.
Główna teza Żywczyńskiego jest zatem taka, że w czasie Rewolucji masy zwróciły się nie przeciwko religii, ale Kościołowi utożsamianemu z uciskającym reżimem feudalnym.
W sumie ciekawa książka mająca pewne odniesienia do współczesności.