Chabouté ponownie pokazał klasę, pełną klasę europejskiego komiksu. Po bezbłędnym "Henri Desire Landru" i "Czyśćcu", "Samotnik" utrzymuje wysoki poziom.
Ale po kolei.
Właśnie od kolei się zaczęło. Jechałem do rodzimego Gdańska i postanowiłem nadrobić lekkie zaległości w komiksowym świadku. Jak tylko zobaczyłem, że "Samotnik" w końcu ukazał się na naszym rynku, ruszyłem do sklepu, celem nabycia rzecz jasna:) Niemal 400 stron dobrze wróżyło na większą część mojej 4,5 godzinnej podróży. Komiks jednak jest z tych szybkich. Dobrych, ale bardzo szybkich. Piękne, duże plansze sugerujące powolność zdarzeń paradoksalnie czyta i ogląda się najszybciej.
Nie zmienia to jednak faktu, że klimat budowany przez ponad 200 stron jest niesamowity. Dopiero w okolicach 200 planszy poznajemy tytułowego samotnika. Jest on kimś nieobecnym, jest takim mrocznym Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz. Zanim poznamy go osobiście i jego mały, acz bardzo ciekawy świat, widzimy w jaki sposób jest postrzegany przez ludzi. Dowiadujemy się także, co spowodowało, że na jego świat składa się jedynie latarnia na małej skalnej wysepce. To wszystko - plus piękne kadry morza i latających mew, o których wspomniałem już powyżej - doskonale pokazuje czym tak esencjonalnie jest samotność. Ciekawy jest również w jaki Samotnik próbuje poznać i zrozumieć świat poza latarnią. Podrzuca słownik, wskazuje palcem na jakieś słowo i czyta jego definicje.... a potem próbuje sobie to wyobrazić. Z ciekawym i nierzadko dość zabawnym skutkiem. Jednak jest tutaj drugie dno, a nawet trzecie.
Drugie to potęga wyobrażania. Siła z jaką potrafimy poprzez znane nam elementy świata, próbować zrozumieć nieznane jego części. Nie jest to blog filozoficzny, więc tu Was zostawię...
Trzecie to problem poznania tego z czym jeszcze nigdy nie obcowaliśmy - w jaki sposób to się dzieje? Tu też filozoficznie można by płynąć... więc kiedy, a na pewno gdzie indziej...:)
Sam komiks wydany dobrze, jednak z pewną wadą. Format - doskonały, B5 jak zawsze twierdziłem, sprawdza się najlepiej. Sztywna, ale nie twarda oprawa działa dobrze. Jedyny prawdziwy problem to papier. Jest kredowy... i niesamowicie cienki. Tak cienki, że strony prześwitują. Na jednej stronie widzimy już co jest na następnej. Zwłaszcza jeżeli na danej stornie jest mało czerni... Bywa to mocno irytujące, ale całość świetnie to rekompensuje. Cena - lekkie auć - 69,99 okładkowo. Jednak, jeżeli kiedykolwiek czytaliście coś Chabouté - wiecie, że warto. Jeżeli nie, będziecie zmuszeni mi zaufać:)