Myślę, że wielu z nas zmaga się z tym samym problemem. Początkowo mamy mnóstwo zapału, do każdej sprawy, którą rozpoczynamy. Mamy go tak dużo, że wydaje nam się, iż moglibyśmy góry przenosić. Z tej radości i podekscytowania rozpoczynamy coraz więcej rzeczy, planujemy coraz więcej do zrobienia, aż w którymś momencie okazuje się, że nieco przeceniliśmy nasze możliwości. Niedoszacowaliśmy potrzebnego nam czasu na realizację tych zadań. Koniec końców, poddajemy się, bo dociera do nas, że nie jesteśmy w stanie zrobić tego wszystkiego na raz, jednocześnie i w tak krótkim czasie.
Jeśli czytając powyższy akapit, uznałeś, że to o Tobie, to ta książka jest dla Ciebie. Jest dla każdego to zmaga się z tego rodzaju problemami. rozpoczynania wielu rzeczy na raz. Książek, kursów, diet, przewracania całego życia do góry nogami w sekundę i odpuszczania maksymalnie po tygodniu ( to ten optymistyczny wariant, przy dużym samozaparciu na starcie ) lub dwóch dniach (tu już bardziej realistyczna wersja).
Dlaczego tak jest, że na początku mamy tyle siły, energii i dobrych chęci, i to wszystko tak nagle gdzieś ulatuje? Co zrobić, by temu zapobiec i jak sobie radzić z doprowadzaniem rzeczy do końca?
Autor książki "Zrobione!... " stara się odpowiedzieć na te pytania i podaje sporo sposobów na to, jak się do tego zabrać.
Po pierwsze należy sobie uświadomić, że mamy do czynienia z wewnętrznym demonem, zwanym perfekcjonizmem, który za wszelką cenę stara się pokrzyżować nasze plany. Próbuje nam wmówić, że jeżeli coś nie jest zrobione idealnie, to nie ma sensu robić tego w ogóle lub kończyć. To nasz najgorszy wróg, z którym walczymy na okrągło.
Idąc za radą autora, po wyznaczeniu sobie danego celu, należy "przyciąć go o połowę". Tak, dobrze czytacie. Musimy go zmniejszyć do realnych rozmiarów, przy czym planując czas na jego wykonanie, wydłużyć i zostawić sobie margines, na dogranie ewentualnych szczegółów.
Kolejnym mitem, wpajanym nam przez perfekcjonizm jest to, iż realizując dany cel, nie możemy się jednocześnie dobrze bawić, bo wtedy to się jakby "nie liczy". Trzeba ciężko pracować, w pocie czoła, by móc dane zadanie uznać za wykonane. Co jest oczywistym absurdem.
To tylko nieliczne przykłady opisane w tej bardzo przydatnej pozycji. Gorąco zachęcam do lektury. Ja z pewnością jeszcze do niej wrócę.
A tymczasem lecę dokończyć kilka rzeczy, w końcu, "Zrobione! " jest lepsze od doskonałego ;)