Motywem przewodnim tej książki to róże. Gal od małego ciężko choruje, ale swoje życie usłała różami. W sensie dosłownym – otoczyła się tymi kwiatami. Są jej pasją i hobby. Myślę, że hodowla róż jest sposobem Galilee na radzenie sobie z problemami zdrowotnymi, ale też z samotnością. Kobieta z powodu ciągłych dializ i wizyt w szpitalu z wielu rzeczy musiała zrezygnować. To choroba ułożyła jej życie. Nagłym zwrotem jest przybycie jej siostrzenicy. Jak dwie kobiety, tak diametralnie różne od siebie, porozumieją się? Czy jest szansa, że obie pozbędą się swoich kolców? A może wcale nie ma potrzeby pozbywania się ich? Może po prostu należy zaakceptować naturę róż i nauczyć się uprawiać róże z kolcami? Odpowiedzi na te pytania otrzymacie w tej książce.
„Jestem przygotowana na najgorsze, choć liczę na to, co najlepsze.”
Powiem szczerze, że nie spodziewałam się tak głębokiej powieści. Tak niebanalnej, tak po prostu mądrej. Porusza całe mnóstwo ważnych kwestii. Jest o tym jak długotrwała choroba wpływa na człowieka, na jego rodzinę, jak czuję się mniej kochane dziecko, o odpowiedzialności, o pasji, która może dać siłę, o miłości rodzicielskiej, o zaufaniu, o życiu i o akceptacji śmierci, o czerpaniu z życia tego, co najlepsze, bo kiedyś może być już za późno. To tylko kilka płaszczyzn na jakich można rozpatrywać tę książkę. Zachwyciła mnie właśnie niepowierzchowność „Sztuki uprawiania róż z kolcami”.
Co najlepsze powieść wcale nie jest trudna w odbiorze. Czyta się ją lekko, szybko, ale niebezrefleksyjnie. Język tekstu jest dość dobry.
W książce została użyta narracja pamiętnikarska, co jest ogromnym plusem, bo poznajemy dogłębnie główną bohaterkę. Gal może irytować. Jest osobą o oschłej powierzchowności, kryje się pod skorupą i nie pozwala nikomu przez nią przeniknąć. Ona ma uczucia, ale nie widzi potrzeby, by komukolwiek je pokazywać. Szczególnie drażnić może jej przemądrzałość. Jest stereotypową nauczycielką, która wszystko wie lepiej, zawsze jest idealna i nie toleruje u innych, czegoś mniej niż perfekcja. Wie jak zajmować się dziećmi, choć nie posiada własnych, wie jaką uczniowie powinni mieć fryzurę itp. Itd. Próbuję ją jednak zrozumieć. Od małego ciężko chorowała, pół życia spędza w szpitalu – to może powodować zgorzknienie, rozczarowanie życiem. Poza tym nic dziwnego, że czuje się bardziej doświadczona przez los. Ani trochę jej się nie dziwie, a nawet rozumiem powody, wytworzenia wokół siebie kolców. Ale z drugiej strony, Gal wyzbyta jest empatii. W ogóle nie potrafi postawić się w sytuacji drugiego człowieka. Jest tylko jej ból, jej choroba, jej cierpienie. A uczucia i prywatne życie innych osób powinny być podporządkowane jej chorobie. Każda osoba, która próbuje się do Galilee zbliżyć powinna być gotowa dniem i nocą, ażeby jej pomóc. Całe szczęście główna bohaterka jest postacią dynamiczną i z radością obserwowałam jej powolną przemianę wewnętrzną i przełamywanie barier. Co ważne zmiany są subtelne, nienachlane. Wszystko ukazane jest w bardzo realny sposób. Autorka nie stosuje metody – piaskiem po oczach, bo inaczej głupi czytelnik nie pojmie, co chciałam przekazać. Inne postaci są doskonałym tłem dla Gal.
W „Sztuce uprawiania róż z kolcami” nie znajdziemy zwrotów akcji, ani pościgów, ni morderstw. To ułamek zwykłego życia pewnej kobiety, która musi nauczyć się stąpać po drodze usianej różami z kolcami. Polecam osobom, które odnajdują się w powieściach obyczajowych.