“Pocałunek numer tysiąc. Z Poppymin. Kiedy odeszła do domu. A serce wyrwało mi się z piersi”
“Pocałunek numer jeden. Z moim Runem. W sadzie wiśniowym. Serce niemal wyrwało mi się z piersi.”
“Moje pocałunki należą wyłącznie do ciebie. Nikt z wyjątkiem ciebie nie zdobędzie tych ust.”
“Pochyliłem głowę i znowu zacząłem szlochać. Choć sądziłem, że wypłakałem już wszystkie łzy, pojawiły się nowe, gdy uderzyła we mnie powracająca fala cierpienia. Świadomość prawdy, której nie chciałem zaakceptować. Poppymin umierała. Naprawdę umierała.”
“Ludzie potrafią sobie zaszkodzić na tyle sposobów,alkoholem,narkotykami,ale również doborem partnerów.”
“Narkotyki są dla frajerów. Napij się, to dużo lepsze. Można przynajmniej odespać i żyć dalej.”
“Gdyby ludzie widzieli się takimi, jakimi są naprawdę, mieliby zupełnie odmienny obraz świata.”
“Do jasnej cholery, Nick, wcześnie zaczynasz, nawet jak na ciebie. Nick przełknął wódkę i beknął rozgłośnie. - A ty co, jesteś moją mamusią? Opierając się na rękach, Nick wstał od stolika i ruszył w stronę baru. Główna barmanka Candice obserwowała go uważnie. Wyczuwając emanujący od Nicka gniew, westchnęła ciężko. To będzie kolejny zły dzień.”
“Ja prowadzę Nick. - Zamów sobie taksówkę, frajerze. Pamiętasz, jak kiedyś gorzała wylewała ci się z butów, a ty jakby nigdy nic prułeś do domu? Steven parsknął śmiechem. - Pamiętam. Ale Bogu dzięki te czasy już minęły, co? Nick się roześmiał i skinął głową. Stevie zauważył, że jego kumpel wciąż wygląda potężnie, ale znów dostrzegł smutek w jego oczach. Były jeszcze smutniejsze niż wtedy, gdy był dzieckiem i musiał żyć narażony na humory ojca.”
“-Jesteś śnieżynką – powiedział Dred.
- Czym?
Zaśmiał się cicho.
- Płatkiem śniegu. Nie wiem, co nas łączy, Pix. Sam nawet nie potrafię tego rozgryźć, ale kiedy usiadłem, żeby do ciebie zadzwonić, patrzyłem, jak śnieżynki wpadają przez okno. Takie białe i takie cholernie czyste, że pragnąłem dotknąć jednej, żeby stopniała, a jednocześnie nie chciałem jej zniszczyć na zawsze.”
“– Zmagam się ze stratą bliskich osób – kontynuowała, ważąc każde słowo. – I chyba mnie to trochę przerosło.
– To całkowicie zrozumiałe. Strata to traumatyczne przeżycie. Trzeba dać sobie czas na żałobę.
(...)
– Staram się, ale chyba po prostu nie wiem, jak się przeżywa żałobę.
– Niekoniecznie istnieje dobry lub zły sposób. Każdy inaczej znosi śmierć bliskich, więc trzeba pogodzić się z ciężarem tego brzemienia i wymyślić, jak je udźwignąć.”
“Jak już mówiłam, żałoba to ciężar, który musisz dźwigać.”
“Bywała naiwna, bo chciała widzieć w ludziach dobro, ale nie była głupia. Zamiast dawać mu do zrozumienia, że go przejrzała, zacisnęła usta i rozejrzała się po pokoju. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej.”
“Za bardzo się wystroiła jak na przeprowadzkę – miała na sobie czerwone szpilki i obcisłe dżinsy – ale Kennedy to Kennedy: każdy tydzień był dla niej Nowojorskim Festiwalem Mody.”
“Bo jeszcze większą torturą niż wiedza na temat tego, co się stało, była niewiedza”
“Chcesz powiedzieć, że łatwiej ci jest schować się we własnym cieniu niż odsłonić ze swoją wrażliwością. Nie lepiej, tylko łatwiej. Ale im dłużej coś w sobie tłamsisz, tym większe ryzyko, że się udusisz. ”
“Co innego, gdy ktoś na ciebie patrzy, a co innego, gdy cię widzi.”
“Ona patrzy na mnie, ja na nią. Wspomnienie, obraz i możliwość nakładają się an siebie. Znajdujemy się nie tylko w tej chwili, ale we wszystkich chwilach, które razem spędziliśmy i we wszystkich , które mogą nas jeszcze połączyć. (s.32) ”
“...stworzenie małego świata dla każdego z nas wymaga zbiorowego marzenia o wolności. W następstwie przemocy, chwilowej lub długotrwałej, pytamy siebie o to, czego możemy potrzebować, jak tym razem możemy przetrwać, jak troszczyć się o siebie nawzajem, jak dbać o tę przestrzeń, która zachęca do szczerości, skłania do tego, by poddać się i otworzyć. jak zbudować mały świat, w którym możemy poczuć się piękni, poczuć się wolni? (s.210)”
“- Eureka - powiedział.
- To po efebiańsku - wyjaśnił ordyńcom Cohen. - Znaczy: „dajcie mi ręcznik”.
- Ach tak - mruknął Caleb, próbując ukradkowo rozsupłać splątaną brodę. - A niby kiedy byłeś w Efebie?
- Pojechałem tam kiedyś, żeby zdobyć nagrodę.
- Za kogo?
- Chyba za ciebie.
- Ha! I znalazłeś mnie?
- Nie pamiętam. Kiwnij głową i zobacz, czy ci odpadnie.”
“Pamiętacie, jak jeden z greckich dyktatorów (wówczas nazywano ich, tyranami") wysłał swego posła do drugiego dyktatora, by prosić go o radę w sprawie zasad rządzenia. Drugi dyktator zaprowadził posła na pole, na którym rosło zboże, i tam odcinał trzciną wierzchołek każdego źdźbła wyrastającego około cala ponad ogólny poziom. Morał był oczywisty. Nie pozwalać, aby ktokolwiek z poddanych się wyróżniał. Nie dać szansy życia nikomu, kto jest mądrzejszy, lepszy lub bardziej znany, lub nawet urodziwszy od masy pozostałych. Należy wszystkich przycinać do jednakowego poziomu; wszyscy niewolnikami, wszyscy pozbawieni osobowości, wszyscy kompletnymi zerami. Wszyscy równi.”
“Jesli zdzblo trawy bylo dla mrowki drzewem, czym musialo byc prawdziwe drzewo albo caly trawnik? Moze, pomyslal, morowki po prostu nie byly swiadome tego ogromu, a nie majac pojecia o wlasnej nieistotnosci, radzily sobie jakos z zyciem, a nawet byly szczesliwe? Cala sztuczka polegala na tym, ze nalezalo miec wsteczne aspiracje, spogladac na swiat z punktu widzenia dziecka, a im wiecej sie widzialo, tym mniej czulo sie szczesliwym? Moze Rachel byla mrowka, ktora widziala drzewa i miala swiadomosc tego, jak daleko jest do szczytu, jak daleko do krawedzi?”