“Co sobota czterech zlinskich szewców spotyka się w salonie, gdzie wymieniają obserwacje. Dziwią się, że w Ameryce nawet małe dzieci usiłują zarobić na swoje utrzymanie. Największe wrażenie robi na Bacie sześcioletni chłopiec, który chodzi po domach i za opłatą łapie muchy. Jedni umierają w nędzy, ale inni pieką placki na ulicy i sprzedają je za centa. Tomas zauważa ciekawą cechę Amerykanów: masowo adaptują wszelkie nowości, które ludzkość potrafiła wymyślić.”
“(...) widzi, jak wyrastają przed nią zaprzepaszczone szanse i jak mogliby uciec, wszystko to pył, wszystko to nicość w złudnej przeszłości, widzi siebie w jamie w ziemi i widzi najlepsze cząstki swojej miłości, widzi, jak jedno prowadzi do drugiego i jak jej życie zostało pochłonięte przez jakieś prawo silniejszego, które rządzi wszystkim, a ona jest niczym, tylko drobiną pyłu, maleńką plamką trwania (...).”