Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jednak praw setona", znaleziono 2

Ułan Bator jest straszne. Codziennie sprawdzam w necie, jaka jest tam pogoda. Dzisiaj akurat chmury i tylko minus dwadzieścia. Najczęściej jest zimniej: minus dwadzieścia pięć, dwadzieścia siedem, trzydzieści. Wyobrażam sobie, jak o trzeciej, czwartej zapada zmrok i miasto tonie w ciemnościach. Prawie nie ma latarni. Świecą witryny, trochę reklam i reflektory samochodów. Skute mrozem obozowisko z betonu na środku stepu. Z jurtowych slumsowisk snuje się węglowy dym. Pokrycia namiotów są czarne od sadzy. Zresztą całe miasto musi być czarne, bo pali się tylko węglem. Najbrzydsza i najzimniejsza stolica świata – tak się o nim mówi.
Dlatego wyjazd z Ułan Bator ma w sobie coś z podróży mistycznej: jakbyśmy przeszli na drugą stronę lustra, jakbyśmy opuścili fatalność człowieczej kondycji z jej rozpaczliwym imperatywem rozwoju oraz modernizacji. Oto raptem wszystko się kończy. Nie ma właściwie przedmieść, bo przecież całe Ułan wygląda jak przedmieście. Zjawia się step i niebo bez śladu zrasta się z ziemią. Droga niknie na horyzoncie.
Na placu między domami na robotniczym Żiżkowie stoi najobrzydliwsza budowla w Pradze: widoczny zewsząd nadajnik telewizyjny, nazywany przez ludność wiertarką, a przez jednego poetę koszmarną wieżą strażniczą, która pilnuje zgrzybiałych kamienic.
Wiertarka powstała w drugiej połowie lat osiemdziesiątych i stanęła na cmentarzu żydowskim w 1630 roku, który prawie w całości zlikwidowano, a miejsce zalano betonem.
Teraz po wieży, w górę i w dół, pełznie dziesięć niemowląt. Z daleka wyglądają jak robaki. Każde jest czarne i ma ponad trzy metry długości. Niemowlęta mają urodę, na jaką wieża zasługuje: napuchnięte, nieproporcjonalne głowy, które z bliska przypominają tyłki. Między policzkami-półdupkami mają płaskorzeźbki kodów kreskowych.
- Sztuki trzeba wypatrywać w górze – zaśmiał się David Černý, widząc, jak turyści zadzierają głowy, żeby policzyć niemowlaki.
To jest odwrotność tego, co zrobił w mieście Znojmo, gdzie sztuki trzeba było wypatrywać w dole.
W Znojmie zażyczyli sobie wystawy, jakiej nie było. Oddał więc dziesiątki swoich, istniejących w Realu albo wyobraźni rzeźb. W wymiarach 2 x 2 x 2 cm. Były mniejsze niż pudełka od zapałek. Ustawił je w galerii na podłodze i mieszkańcy miasta z burmistrzem na czele musieli przed sztuką klękać. Niektórzy byli zmuszeni nawet chodzić przed nią na czworakach.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl