Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dawidek", znaleziono 178

i nie ma co wierzyć w przeznaczenia
bo każdy wybór to konsekwencja przypadków
kubek zalany
wspomnieniem
zbyt mocnym by wypić
dziki pęd mojego umysłu
szybszy od wystrzelonego pocisku
Po sushi zajrzeli do Internetu. Rzeźbiarz pokazał swoje imponujące (czternaście ton i dziewięć metrów wysokości) dzieło Metalmorphosis. Fontannę w kształcie ludzkiej głowy z błyszczącej stali.
Stoi przed biurowcem w mieście Charlotte w Północnej Karolinie. Głowa jest podzielona na kilkadziesiąt nałożonych na siebie płatów metalu i oprócz tego, że pluje wodą, to jej części wykręcają się w różnych kierunkach. Czasem wygląda jak zdefasonowane głowy u Bacona.
David ze swojego komputera w Pradze może kierować grymasami amerykańskiej głowy. Jeżeli mu się oczywiście chce. (Śledzić ruchy głowy na żywo można przez Internet, może akurat autor nią kręci).
Po pokręceniu Polak już musiał jechać pilnie na lotnisko, a artysta wręczył mu swoją książkę Przepieprzone lata.
W książce wyznaje, że za największą sferę twórczą uważa seks, dlatego lata twórczości może przeliczyć na ilość wyprodukowanej spermy. Oblicza, że w tej chwili jest to już ponad trzydzieści pięć litrów.
„David Černý, twórca spermy” – mógłby zatytułować ten tekst Polak, tylko że to tytuł do prasy niskich lotów.
Chyba żeby spermę Černego potraktować jak metaforę.
Chciałbym kiedyś wpełznąć w najgłębszy mrok i nigdy z niego nie wyłazić, czekać aż nieskończona noc na zawsze pochłonie tę pieprzoną pustynię, zwaną rzeczywistością.
...drze się tamten, waląc w plecy kolegę, który w zdumieniu przygląda się obrzyganej ręce, zupełnie jakby była magicznym artefaktem, dopiero co znalezionym w dziurawej kieszeni.
Kto rządzi snami, ten rządzi światem. Nie potrzeba wcale broni masowego rażenia, inwestowania miliardów dolarów i trzymania na smyczy watahy medialnych koncernów.
...jakby spławiła nie mnie, swojego przyjaciela, a jakiegoś ciężkiego frajera z Greenpeace, który chciał ją namówić na kupno gównianych sweterków dla pingwinów, czy innego proekologicznego szmelcu.
Wyznaję zgoła inne poglądy, jednak dyskusje z fanatykiem to zbyt jałowe zajęcie, by tracić na nie energię.
Kilkanaście metrów dalej na ławce siedzą dwie kolesiówy w średnim wieku - za młode, by umrzeć, za stare, by z nimi współżyć.
Kto kontroluje uczucia, ten kontroluje ludzi. A kto kontroluje ludzi, ten rządzi.
Spijam jego sen, chłonę wchłonięte w niego procenty, marzenia i lęki. Napawam się nimi.
Żartowałam, że nie mogę być jednocześnie mężczyzną i kobietą. Taki układ dawałby mi mnóstwo możliwości, a przede wszystkim zapewniłby prawdziwą niezależność.
...kiedy człowiek jest śmiertelnie przestraszony, wyraźniej czuje, że żyje.
Wrota do jaskini konsumpcjonizmu otwarły się bezszelestnie i oto znalazłam się w klimatyzowanym wnętrzu księgarni, asortyment której stanowią przede wszystkim garnki, szklane paciorki i kubki z szatańskim kociakiem Hello Kitty.
- Ach, żeby żywi choć raz byli tak grzeczni, jak martwi... - westchnął zabójca...
Polska literatura grozy jest jak masturbacja i bicie piany zarazem.
...błogosławiony Mastertonie dopomóż...I wy, wszyscy święci od składania literek!
Było też widać, że zbrodniarz [...] czerpie przyjemność z tworzenia kompozycji plastycznych, z ciał swych ofiar. I jest w tym temacie wyjątkowo uzdolniony.
Nie ma to jak przyjebać samą prawdę. Taka kropka nad „i”. Jak skalpelem po aorcie.
W ogóle każde nasze cierpienie trwało ledwie chwilę. Z wyjątkiem tego psychicznego. Ono nie mijało nigdy.
Słowa bywają takie problematyczne, powinno się je wypluwać jak wino po krótkiej degustacji.
Wszystko zawsze okazuje się czymś innym.
Ludzki język przesuwa się nanometry od powierzchni, nigdy nie jest w stanie nawet musnąć rzeczywistości.
Tęskniłem za własną fabułą, w której mógłbym być kimś ważnym, ale bycie nikim także napełniało mnie niekłamaną satysfakcją.
Literaccy narkomani zrobią wszystko, żeby zdobyć nowe książki.
Polak pomyślał, że David Černý jako artysta chyba nie jest u siebie szczęśliwy i dlatego powinien wymienić produkt „Czechy” na produkt „Polska”. Chciał mu o tym powiedzieć.
Ale był już wieczór, samolot trzeba było przepchać do hangaru i wciąż nie udało się zrobić wywiadu. Artysta zjadł kolację i oznajmił, że jedzenie hamuje mu myślenie, i wtedy zaraz chce mu się spać. W tej sytuacji Polak zapowiedział, że porozmawiają jutro.
Tylko że jutro Czech zaraz po przebudzeniu przygotował obiad.
Mogli zjeść przy dużym stole z metali po recyclingu w mieszkaniu albo na tarasie. Nad drzewami na podwórku czterech kamienic z XIX wieku, na wysokości szóstego piętra.
Taras mierzy jakieś dwa metry na dwa, nie ma żadnych barierek ani zabezpieczeń, i obaj wybrali właśnie tę możliwość.
David Černý chciał udowodnić, że zmieszczą się tam dwa krzesła i stół.
Postawił na nim sushi, które sam przygotował, mówiąc: - Sushi nauczył nas wszystkich Petr Zelenka. (Černý wystąpił u Zelenki w Guzikowcach – jako ten, który kładzie klucz do mieszkania byłej dziewczyny na tory kolejowe, żeby spłaszczył go pociąg, uważa bowiem, że w ten sposób ich relacja naprawdę się zakończy, a potem ginie ze swoją nową dziewczyną w wypadku).
Polak usiłował zadać pytanie (w typie pytań, jakie zadaje się zasłużonym artystom w Polsce) i już miał rozpocząć dział pytań o ojczyznę.
- Dlaczego – zaczął – w innych hymnach narodowych się maszeruje i dominuje, a w czeskim śpiewa się, że w Czechach jest pięknie?
- Sushi zaraz zacznie ci się ruszać, upał jest – powiedział na to artysta.
W końcu stwierdził, że wywiadu o twórczości udziela Polakowi od dwóch tygodni i co tu jeszcze dodawać.
Na placu między domami na robotniczym Żiżkowie stoi najobrzydliwsza budowla w Pradze: widoczny zewsząd nadajnik telewizyjny, nazywany przez ludność wiertarką, a przez jednego poetę koszmarną wieżą strażniczą, która pilnuje zgrzybiałych kamienic.
Wiertarka powstała w drugiej połowie lat osiemdziesiątych i stanęła na cmentarzu żydowskim w 1630 roku, który prawie w całości zlikwidowano, a miejsce zalano betonem.
Teraz po wieży, w górę i w dół, pełznie dziesięć niemowląt. Z daleka wyglądają jak robaki. Każde jest czarne i ma ponad trzy metry długości. Niemowlęta mają urodę, na jaką wieża zasługuje: napuchnięte, nieproporcjonalne głowy, które z bliska przypominają tyłki. Między policzkami-półdupkami mają płaskorzeźbki kodów kreskowych.
- Sztuki trzeba wypatrywać w górze – zaśmiał się David Černý, widząc, jak turyści zadzierają głowy, żeby policzyć niemowlaki.
To jest odwrotność tego, co zrobił w mieście Znojmo, gdzie sztuki trzeba było wypatrywać w dole.
W Znojmie zażyczyli sobie wystawy, jakiej nie było. Oddał więc dziesiątki swoich, istniejących w Realu albo wyobraźni rzeźb. W wymiarach 2 x 2 x 2 cm. Były mniejsze niż pudełka od zapałek. Ustawił je w galerii na podłodze i mieszkańcy miasta z burmistrzem na czele musieli przed sztuką klękać. Niektórzy byli zmuszeni nawet chodzić przed nią na czworakach.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl