Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz i denata", znaleziono 112

Była dobrym psychologiem. Doskonale potrafiła wyczuć wahanie i spowodować wątpliwości.
Cicha, skromna i pokorna, nigdy niczemu się nie sprzeciwiała, nie odzywała się niepytana i gdy tylko mogła, szła do kościoła. Przesiadywała tam niekiedy długie godziny, modląc się do swojej Madonny po szlacheckiej stronie, bo z takiej rodziny się wywodziła, a potem, by było sprawiedliwie, do włościańskiej - niby identycznej, ale całkiem innej.
."Bajki" to było jej ulubione słowo. Podlaski odpowiednik okay też miał dwie sylaby i oznaczał prawie to samo, lecz brzmiał nieporównywalnie przyjemniej. Na dźwięk słowa "bajki" człowiek od razu czuł się lepiej.
Babcia Pogoda - tak nazywali starowinkę miejscowi, ponieważ zawsze chwaliła pogodę. Obojętnie, czy było ładnie, czy siąpił deszcz albo wiał wiatr. Dla niej chmury nigdy nie zasłaniały słońca. Jakby każdego dnia nosiła je w sobie.
Czasem lepiej nie budzić duchów przeszłości, bo mogą okazać się niezbyt miłe.
Francuska głowa i wątroba nienawykłe do bimbru. Nawet biedak nie wie, jakiego miał farta, że nie musiał się o tym przekonywać - tłumaczyła potem Gai przejęta, podczas gdy ona uśmiała się do łez, gdy wyobraziła sobie Colina i Łońskiego przy kielichu.
Hanka przesypała świeżo zerwane maliny z blaszanej kwarty do sita. Były wyjątkowo dorodne i aromatyczne. Ich letni zapach rozniósł się po całej kuchni, gdy przelewała je pod bieżącą wodą.
Potrafiła z tego, co miała w ogródku albo co rosło w pobliżu jej chałupy, przygotować prosty, ale pożywny i smaczny posiłek. Jej zupa pokrzywowa z topinamburem mogłaby stać się hitem w niejednej wegańskiej restauracji.
Długie lata tkwiłam w klatce, bo straciłam wiarę w to, że oprócz mojego lasu istnieje nadal inny las, las wolnego wyboru, który nie wyrasta z atramentowych kropli, ale rodzi się w myślach, zakorzenia w podświadomości, a potem wzrasta w oglądanym przez oczy świecie.
Ja też byłam kiedyś pięknym ptakiem, dzikim ptakiem. Najpierw dawałam się zwieść pozornej wygodzie, pozornej miłości i pozwoliłam zamknąć się w klatce. Każdego dnia karmiono mnie ziarnem. Dobrym. O słonecznym smaku wolności.
Na końcu obcięto mi skrzydła i wtedy zobaczyłam, że klatka jest otwarta. Tylko nie rozumiałam po co. Przecież nie miałam już skrzydeł. Nie mogłam latać. Spłonął las, w którym mieszkałam. Dokąd miałabym się udać?
To zdarzenie zapoczątkowało moje odrodzenie, ale to dopiero początek. Czekała mnie przeprawa przez dziewięć kręgów piekielnych. Byłam przerażona i drżałam z zimna. Tak, było mi zimno. W piekle jest zimno.
Małgosia postanowiła posprzątać obejście, potem chałupę, a na koniec udekorować kuchenny stół kwiatami wstawionymi do starego glinianego wazonu. Choć wyszczerbiony i pełen rys, nadal spełniał swoje zadanie i nie potrzebowała innego.
Zmiany, o których babcia Pogoda rozmyślała coraz częściej, miały to do siebie, że były nieuniknione. Inaczej czas musiałby stanąć w miejscu. A ten nieustannie mijał, dlatego należało się pośpieszyć i nie dać się mu wyprzedzić.
Powstrzymanie jednego gospodarza przed popełnieniem błędu, nawet gdy ten był świadom jej umiejętności, stanowiło nie lada wyzwanie. O ratowaniu wszystkich, gdyby zaszła taka potrzeba, Gaja nie chciała nawet myśleć.
Małgosia Podhorecka zwana babcią Pogoda od świtu krzątała się po swoim podwórku, próbując ogarnąć chaos, który zostawiły po sobie kury.
Jego pytanie o dwie Matki Boskie w każdym innym miejscu wydawałoby się bzdurne, ale nie w Jemiołkach. Tutaj miało to swoje wytłumaczenie.
Masowała oburącz pulsujące skronie, usiłując zrozumieć, co się stało - na jawie bądź we śnie.
Nie wszystko da się zachować tylko dla siebie, obojętnie, co ktoś sobie postanowi.
Każdy bardzo się postarał, aby, uchowaj Boże, nie wypaść gorzej niż pozostali podczas tak ważnej uroczystości. Żenił się młody sołtys, należało zatem odpowiednio się pokazać, mimo że nie wyprawiano wesela.
Za sobą zostawili dzikie derenie oraz kalinę, które tego roku zakwitły wcześniej i jak na zamówienie obsypały się białymi i różowymi kwiatami.
Czasem trzeba tygodni, żeby przyzwyczaić się do nowych butów, zanim się odkryje, jakie są wygodne. Albo do nowej plomby w zębie, tam gdzie wcześniej była dziura. Na początku przeszkadza i trudno zaakceptować zmianę, choć człowiek wie, że to zmiana na lepsze.
Zachowywała się jak ktoś, kto na wsi nigdy nie był, znał ją tylko z filmów albo książek (i to nie tych sławiących jej uroki) oraz żywił święte przekonanie, że do owego miejsca wciąż nie dotarła cywilizacja, a mieszkańcy mentalnie utknęli w średniowieczu.
Ostrzegała więc, kogo mogła, przed przyjmowaniem suplementów na własną rękę. Ponadto niektóre leki wchodziły ze sobą w interakcje, co mogło być niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia. Na szczęście Gaja mogła temu zapobiec.
Co innego zwyczajne tajemnice, a co innego, kiedy kogoś latami gryzie sumienie i nie umie sobie z tym poradzić. Cos takiego najlepiej z siebie wyrzucić, by nie popaść w jaką chorobę.
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
To była kolejna myśl, która naszła Gaję i zmąciła jej dobre samopoczucie.
Mówią, że człowiek najbardziej docenia to, co dał mu los, dopiero kiedy to straci.
Ta laska jest tak wyzwolona, że nawet ja czuję się przy niej jak jakaś... konserwa.
Potrzebowałam przyjaciela. Kogoś, kto by zwyczajnie był. Kto by mnie wysłuchał. Kto by mnie rozweselił. Puściłam wodze fantazji i przez kilka miesięcy żyłam w świecie iluzji. Stworzyłam w wyobraźni magiczny świat, w którym czułam się bezpieczna, ale brakowało w nim tego, co jest najważniejsze. Miłości.
Bo on wie, że twoje serce jest wypełnione miłością. Wie, że nawet gdyby cię bardzo bolało, jesteś gotowa dać mu kolejną dawkę miłości, bo nie mogłabyś obojętnie patrzeć, jak on pogrąża się w ciemności.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl