Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lego mamy z nowe", znaleziono 66

Zakochanie jest jak lego: oddzielnie to tylko klocki a jak się połączy to super coś wychodzi
Widocznie macierzyństwo niesie z sobą więcej smutku niż cokolwiek innego, a jednak ileż w nim nadziei: jest zakochaniem, które gdy raz się zacznie, trwa bez końca.
Wszyscy troje byli samotni, smutni i bez szans na to, że choć trochę nawzajem się pocieszą, mogli jednak z wielkim staraniem stworzyć świat, w którym znalazłoby się miejsce na ich samotność.
Każdy ma jakąś przeszłość. To nieuniknione.
Człowiek musi być jak kucharz przyrządzający sushi: siekać, krajać, przycinać, aż nada własnemu życiu albo jego wspomnieniu postać apetycznych kąsków.
Czy ten tata nic nie rozumie? Jak można jeść albo siusiać, kiedy właśnie dostało się od Mikołaja swój pierwszy zestaw klocków LEGO dla dużych dzieci?
To najgorszy dzień w moim życiu! Okropny jest ten Mikołaj! Nie chcę LEGO! Chcę klocki, które dał Adasiowi! One są fajniejsze!
To najgorszy dzień w moim życiu! Okropny jest ten Mikołaj! Nie chcę LEGO! Chcę klocki, które dał Adasiowi! One są fajniejsze!
Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To. Na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana, i metr czterdzieści siedem w jednej skarpetce. W spodniach była Lolą. W szkole – Dolly. W rubrykach – Dolores. Lecz w moich ramionach zawsze była Lolitą
Gdy dobra chcesz, sam dobrym stań się wpierw, Radości chcesz, uciszaj własną krew. Gdy wina chcesz, sok z gron wyciskaj w czarę. Ufasz-li w cud, umacniaj swą wiarę
Tata zawsze mówi, że trzeba do kobiet mówić spokojnym głosem, uśmiechając się nieco, bo kobiety są NIE-OB-LI-CZAL-NE. Nie wiem dokładnie, co to znaczy, bo najpierw nie zdążyłem zapytać, a potem wypadło mi to z głowy.
- Sze-li-cha-mat. Co to w ogóle za nazwa?
- "Zawróćcie". Tak nazywają te górę miejscowi. Ale nam nie wystarczy na nią wejść. Musimy spełnić szereg warunków. Jednym z nich jest zrealizowanie co najmniej trzystukilometrowej trasy, której znaczna część powinna przebiegać przez wymagający teren.
Gotyk. Szczyt inżynieryjnych osiągnięć średniowiecza. Istna erupcja matematyki, wyższej sztuki budownictwa, wykonywanych w głowie i patykiem na piasku obliczeń mających sprawić, by miliony cegieł w kilkudziesięciu skomplikowanych kształtach, jak klocki lego złożyły się w strzelistą sylwetkę, wzniosły do nieba i były w stanie przekazywać sobie nawzajem naprężenia konstrukcji, tak by budowle stały wiecznie.
Nie to jest ważne, co napisałem dotychczas na tych kilkudziesięciu stronach, szczególnie dla tych, co będą je czytać li tylko jako sensację, lecz tutaj chciałbym napisać tak wielkimi literami, jakich nie ma, niestety, w maszynowym piśmie, żeby te wszystkie głowy, co pod pięknym przedziałkiem mają wewnątrz przysłowiową wodę i matkom chyba tylko mogą dziękować za dobrze sklepione czaszki, że owa woda im z głów nie wycieka - niech się trochę zastanowią głębiej nad własnym życiem, niech się rozejrzą po ludziach i zaczną walkę od siebie, ze zwykłym fałszem, zakłamaniem, interesem podtasowanym sprytnie pod idee, prawdę, a nawet wielką sprawę.
Li Chang Yen jest mózgiem Wielkiej Czwórki. Wszystko kontroluje i wprawia w ruch. Z tego powodu nazwałem go Numerem Pierwszym. Numer Drugi rzadko wymieniany z nazwiska. Można się domyślać, że jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i wywodzi się z zamożnych, wpływowych kręgów. Numer Trzeci jest kobietą narodowości francuskiej. Możliwe, że jest jedną z kusicielek półświatka, ale nie wiemy o niej nic pewnego. Numer Czwarty… - Głos mu zadrżał i nieznajomy umilkł. Poirot pochylił się nad nim. – Tak? – spytał niecierpliwie. – Co z Numerem Czwartym? Na twarzy nieznajomego widać było coraz większe przerażenie. – Niszczyciel – szepnął i głośno wciągnął powietrze.
Wiewiórka znieruchomiała na krótki moment, po czym nagle zerwała się jak oparzona na równe łapki i podskoczyła na gałęzi.
- Skąd przyszło ci do głowy, że jestem wie-wiór-ką?!
- Jak to skąd?- wymamrotała niepewnym głosem Maja.- Przecież widzę...
- Co widzisz mała ignorantko?- (...) Jaki to kolor?
-Rudy- szepnęła Maja.
-Właśnie! A to? Co to jest? (...)
-Ogon.
-Właśnie! A kto ma rude futro i taką piękną, rudą kitę?
- Wiewiórka?- zaryzykowała Maja.
- Nie! Ty nie masz o niczym pojęcia!
- Kim jesteś w takim razie? (...)
- Jestem lisem! To znaczy lisicą. Li-si-cą. Dla znajomych Foksi.
– Ali, o facetach można powiedzieć dwie rzeczy. Że przynoszą rozczarowanie i są konsekwentni.
- Nu, Kubuś, żyji na świeci już tyli lat, ali czeguś takiego ja ni słyszał...
- Co to za kobieta tym razem?
- Niebezpieczna. Taka, od której masz się trzymać z daleka. Zrobimy tak: przyjdziesz, zjesz, wypijesz kieliszek wina, zabawisz ją rozmową o niczym- to ważne, żeby było o niczym- na koniec podziękujesz Ali za zaproszenie i wrócisz do domu sam. Rozumiesz?
- To scenariusz Ali?
- To mój scenariusz. Zapamiętaj go dobrze.
Paweł odszedł, a Kruk nagle nabrał ochoty na tę kolację.
Ale to już stara wiadomość. Kiedyś wystarczyłaby na cały rok. Wiadomości są teraz jak stado owiec spadających w przyspieszonym tempie z urwiska.
Je­że­li spoj­rze­nia mo­gły­by za­bi­jać, Olive pu­ka­ła­by już do bram nie­bie­skich.
Zajmę się tym – powiedział. Jego oczy były pełne determinacji. Olive nigdy przedtem nie czuła się taka bezpieczna i kochana. – A potem znajdę cię i zaopiekuję się tobą.
Bo zaczynam myśleć, że właśnie na tym polega prawdziwa miłość. Na poświęceniu siebie. Rozdarciu swojego serca na strzępy, by serce ukochanej osoby mogło pozostać w całości.
Październik jest okamgnieniem. Jabłka, od których minutę temu uginały się gałęzie, już zniknęły, liście na drzewie żółkną i rzędną. W całym kraju szron pokrył miliony drzew, rozświetlił je.
-Chcieć czegoś i nie móc tego mieć… uczucie nie do wytrzymania. Szybko człowieka wyniszcza.
A jednak! Był kryminalistą na zwolnieniu warunkowym. Został skazany za zbrodnie przeciwko doktorantom. Pewnie strzelił któregoś w łeb mikroskopem za błąd w znakowaniu próbek peptydów.
Siedziała w biurze Adama Carlsena i rozmawiała z nim o seksie, nie jakiejś tam mejozie, lecz o uprawianiu prawdziwego seksu. Z nim.
Jako wykładowca musiał mieć około trzydziestu kilku lat. Co prawda, wyglądał na wysportowanego, ale na pewno w takim wieku cierpiał na przykład z powodu obolałego kolana albo początków osteoporozy.
- Wow! Dziękuję. - Olive się uśmiechnęła. - Teraz zaczynam żałować, że nie mam cię w komisji. Może plotki o twoim okrucieństwie są jednak przesadzone.
Jego usta drgnęły.
- A może to ty wydobywasz ze mnie to, co najlepsze?
- A co mnie mogą obchodzić jakieś skarpetki?
- Może nie chciałbyś uprawiać seksu z osobą, któa próbuje ukryć groteskowo powykrzywiane palce u stóp.
- Masz powykrzywiane palce u stóp?
- Mhm. Groteskowo. Powinnam występować w cyrku. Podczas seksu ich widok potrafi zwalić z nóg. To w zasadzie mój naturalny środek antykoncepcyjny.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl