Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lilian dla", znaleziono 44

- I pewnie nie mogę spodziewać się z twojej strony nawet odrobiny szacunku? - powiedział Gilian z szerokim uśmiechem.
- Nie. Możesz liczyć na mój szacunek... w dniu, kiedy nauczysz swojego konia latać do tyłu dookoła zamkowych wieżyczek.
Gdy jechali , Will chichotał cicho do siebie. Halt odwrócił się w siodle i na niego popatrzył.
- Co cię śmieszy?
- Ciągle myślę o Gilianie, piszącym raport o Szkole Rycerskiej - wyjaśnił Will. - Masz rację. Co za podstęp.
W hali dworca rozrywanej przeciągami koczują dziesiątki Niemców, co stało się tutaj widokiem częstym, od kiedy pozwolono im wyjeżdżać. Siedząc, gdzie tylko znajdą wolne miejsce - na podłodze czy własnych walizkach i torbach - czekają, aż na jeden z peronów wtoczy się pociąg, który ma być równocześnie długim składem obietnic - jego wagony skompletują w sobie nadzieje uchodźców i pociągną za sobą na Zachód, a czy nadzieje te spełnią się tam, czy też rozpierzchną, pozostaje niewiadome. "Vaterland" jest wprawdzie stacją docelową ich tułaczki, nie znaczy to jednak, że kończącą podróż. Wszystko, co się jeszcze mieści pod tym słowem, już się przecież odczepiło od znaczenia "Heimat" - i to rozrywa podróżnych na dwie połowy, z których jedna ukorzeni się tam, druga zaś wrośnięta pozostanie tutaj, co je niechybnie pozostawi rozdzielnymi. Ich ojczyzną odtąd będzie właśnie ten paradoks, oni zaś - już nie tutejsi i nigdy tamtejsi - staną się jego obywatelami.
Wiem, że on nie znosi szperania w archiwum, ale to jedyna osoba, która na pewno niczego nie przegapi. Sam wiesz, jaki on jest: jak terier. Dać mu trop, a nie puści, wgryzie się w niego, dopóki nie wyciągnie wszystkiego, co możliwe.
Z mojej wiedzy wynika, że w polskich warunkach prawnych nie da się nie kantować, nawet nie po to, żeby osiągnąć jakieś zyski, ale zwyczajnie przeżyć. A oni tego nie robią.
Jednak w każdym zabójstwie, nawet jeśli jeszcze niewiele wiemy, widać rękę sprawcy. To znaczy jego sposób myślenia, działania, charakterystyczne cechy jego przestępstw.
To, kochany, nazywa się wykorzystywanie emocji innych w celu skłonienia ich do realizacji własnych planów. Od tego zaczynali wszyscy psychopaci.
Młotek, ktoś cię podmienił na normalnego człowieka, który od czasu do czasu robi bałagan?
W większości przypadków mamy do czynienia z ludźmi, którzy wskutek głupoty albo bezmyślności utracili wszystko, ale nie chcą wrócić do społeczeństwa, wolą na nim pasożytować. To mit, że najczęściej to ofiary nieszczęśliwego splotu wypadków czy życiowej tragedii. Prawie każdy z nich ma to, co ma, na własne życzenie.
Podejście mają rzeczywiście dość idealistyczne, bo uważają, że jak się tych bezdomnych nakarmi i napoi, to oni natychmiast zapragną wrócić na łono społeczeństwa, będą uczciwie się trudzić jak mróweczki i będą sobie żyli długo i szczęśliwie.
Podkomisarz się zaśmiał, bo rzeczywiście jego miłość do kawy była bezgraniczna i bez zastrzeżeń, jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że w ten sposób można go wyśledzić.
Możesz mi zaufać, nikt nie zbagatelizuje jej opowieści, że pod oknami chodzi morderca. A gdyby naprawdę chodził, to na pewno sobie z tym poradzimy.
Szukałam, pragnęłam oraz marzyłam, że kiedyś jej zaznam, niestety bezustannie znajdowała się poza moim zasięgiem. Nieuchwytna i nierealna do czasu, aż spotkałam Kiliana. Wówczas odkryłam miłość. Uczucie tak burzliwe, imponujące, obezwładniające, niepohamowane i przerażające, że chwilami myślałam, że spłonę od intensywności, z jaką wypełniało mój świat. Uczucie tak bezgraniczne, że nie zniszczyła go nawet śmierć.
– Co?! O cholera! – Pobiegłam za nim. Migiem znaleźliśmy się na dworze. Nie chciałam przerywać naszej rozmowy w takim momencie, bo czułam, że prędko do niej nie powrócimy, jednak nie miałam wyboru. Wspomnienia Remiela oraz jego wiedza o Poczekalni Dusz były teraz odrobinę ważniejsze. – Szlag by to! – zawyłam, ślizgając się na mokrych liściach. Nie wiedzieć kiedy, wylądowałam tyłkiem na środku trawnika.
Kilian podszedł do mnie i pochylił głowę, kręcąc nią z westchnieniem.
– O nie, nie, kochana. – Zarechotał, gdy wyciągnęłam rękę, żeby pomógł mi wstać. – Poleż sobie. Sama mówiłaś, że z ziemi się nie podnosi.
– Dupek!
© 2007 - 2025 nakanapie.pl