Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "markowi co on", znaleziono 527

Konsekwencje działań pojedynczych ludzi nie dotykają tylko ich samych. Ich najbliższych również. Czasem nawet mocniej.
– Mi­łość to nie ma­te­ma­ty­ka, Michu. Nie trze­ba się na tym znać. Dwa­dzie­ścia lat z jedną ko­bie­tą nie może cię upo­waż­niać do ta­kich osą­dów, bo każdy przy­pa­dek jest indy… wi… du­al­ny, tak to się mówi?
Ko­bie­ty lubią wy­da­wać nie­po­trzeb­nie pie­nią­dze, ale jeśli to samo robią ich mę­żo­wie, to po­ja­wia się drob­ny pro­blem.
– Jest coś ta­kie­go jak na­wi­ga­cja w te­le­fo­nie. – W te­le­fo­nie Szwa­gra po­tra­fi się zgu­bić nawet na­wi­ga­cja.
Jestem wypalona w środku. Jestem pustą skorupą, przypominającą człowieka, kobietę, matkę, ale nie jestem ani człowiekiem, ani kobietą, ani matką. Udaję tylko, bo tego wszyscy ode mnie chcą.
– Uza­leż­nie­nie od cze­go­kol­wiek: wódki, fajek czy ru­cha­nia to ozna­ka sła­bo­ści cha­rak­te­ru – mówi z kolei Misza.
– Za­wsze uwa­ża­łem, że dobry prze­ło­żo­ny stoi murem za swo­imi ludź­mi, cza­sem nawet nad­sta­wia za nich karku.
Miasto czekało na nadejście północy. Tej jedynej w roku, wyjątkowej. Co pewien czas na niebie pojawiał się błysk fajerwerku wypuszczonego przez jakiegoś niecierpliwego dzieciaka i rozlegał się krótki, zwielokrotniony odbitym od budynków echem huk.
Najważniejsza jest pamięć. Co z tego, że ktoś szlocha na pogrzebie, bo tak wypada albo tylko dlatego, że uświadamia sobie wtedy, że jego też to czeka, jeśli zapomina o zmarłym tydzień później?
Nigdy nie zastanawiał się nad kwestią swojej tożsamości i pochodzenia. To nie było ważne. Żył w określonych warunkach, w jakie wrzuciło go życie.
Mamusia nauczyła mnie wielu przydatnych rzeczy. Także tego, że żeby kogoś szanować, ten ktoś również musi szanować innych.
Nie stać mnie na polskie morze; ani finansowo ani psychicznie. Mam ludziowstręt.
Starość się Panu Bogu zdecydowanie nie udała, oj nie.
Pogrzeby są dla tych, którzy zostają.
Dochodzi do wniosku, że w tym świecie, do którego go wrzucono, nie ma dla niego miejsca, więc musi stworzyć sobie własny. Niewiele osób to rozumie, właściwie nikt, bo nie ma przyjaciół, ani kolegów, ani żadnej bliskiej osoby, z którą mógłby o tym pogadać.
Nie ma wokół siebie żadnej dobrej duszy, nikogo, kto wytłumaczyłby mu, dlaczego w świecie dorosłych nie ma miejsca dla dzieci i wszyscy czekają tylko, aż one też dorosną i staną się takie jak oni. Wtedy będą mogli pić z nimi wódkę.
Tak już skonstruowany jest ten świat. Ci, którzy będą pierwsi, przeżyją. Spóźnieni zostaną z niczym. I nie chodzi nawet o to, kto jest silniejszy, a kto słabszy. Chodzi wyłącznie o to, że wszystkim rządzi czas i przypadek.
Zapada cisza, dziewczyna sztywnieje. Mężczyzna podnosi głowę i spogląda jej prosto w twarz. Ekspedientka zamiera. W jego oczach jest coś, co sprawia, że czuje w głowie pustkę. A może właśnie nie ma w nich niczego.
Inne dzieci w wiosce i w szkole są bardzo podobne do dorosłych, mimo że jeszcze nie piją wódki. Krzyczą, przeklinają i też uważają Mirka za dziwadło. I za śmierdziucha.
Mirek ma dziewięć lat i po raz pierwszy ucieka.
Nie z domu; on po prostu ucieka, choć wie już, że nie ma dokąd, bo kraina mlekiem i miodem płynąca nie istnieje.
Vogel zamknął oczy. Wydarzenia ostatnich miesięcy, te związane z ojcem oraz Miszą i te ostatnie, w Łużycach, wyczerpały go psychicznie.
Nasze życie jest tym, co zeń uczynią nasze myśli.
Miał nadzieję, że wróci niedługo do swoich korzeni, czując nagłą i jeszcze nie do końca dla niego zrozumiałą potrzebę ich posiadania.
Co się dzieje, że ktoś, kto ma wszystko: kochających rodziców, normalny dom i dobrych ludzi wokół siebie, staje się nędzną gnidą.
Stawinie hipotez śledczych niepopartych na faktach, czyli mówiąc wprost: gdybanie - było głupotą, i to groźną.
Kto chce mieć lato, musi znosić komary.
Nie ma pan pojęcia, jak zaskakujące są czasem powiązania między jakimiś sprawami. Jak niedostrzegalne, na pozór idiotyczne, a jednak.
Śmierć to na­tu­ral­ny ko­niec życia, od na­ro­dzin do niej zmie­rza­my, wszy­scy kie­dyś umrze­my i tak dalej, bla, bla, bla. – Misza od­chy­lił się do tyłu i spo­waż­niał nagle. – Ale myśl, że osią­gną­łem swój cel, bę­dzie mi to­wa­rzy­szyć do końca i po­cie­szać mnie w naj­gor­szych mo­men­tach. Bo w umie­ra­niu naj­gor­szy jest nie ból fi­zycz­ny, tylko sa­mot­ność.
– Już nigdy nie bę­dziesz sam – tłu­ma­czy mu. – Sa­mot­ność to naj­gor­sza rzecz, jaka może przy­tra­fić się czło­wie­ko­wi. Uwierz mi, wiem, co mówię.
Broniłem się. Jeden chodzi na studia, drugi ma bogatych rodziców badylarzy, trzeci tatusia w komitecie wojewódzkim, a ja jestem oprychem. Więc, jak się okazuje, to nie oni są źli, tylko ja, mimo że to tamci napadli mnie, a nie na odwrót.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl