Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "rafal jak", znaleziono 145

- Wszystko w nadmiarze szkodzi.
- Powiedz to tym dwóm. - Mavaren wskazał ruchem brody najpierw Evaha, a potem kata. - Obaj cierpią na nadmiar odwagi i szlachetności. To bardzo niebezpieczne. Śmiertelnie nawet.
(...) prawdziwa tajemnica jest tylko wtedy, kiedy zna ją jeden człowiek. Jeśli wie o niej dwóch, przynajmniej wiadomo, kto zdradził...
- Ale jeśli trzech, już się nie dojdzie prawdy.
Jeśli dwóch ludzi mówi to samo, należy wziąć ich opinię pod uwagę. Często z boku widać o wiele więcej niż z wewnątrz.
W ogniu bitwy, wiedząc, iż mam dookoła wiernych towarzyszy broni, czułem się bezpieczniejszy niż pośród swoich..
Strachu nie odczuwa głupiec, szaleniec lub zupełny desperat. Albo ktoś, komu zupełnie nie zależy na życiu.
Poczucie, że się coś robi jest ważniejsze od sensu czynności. Słowo bieg było semantycznym nadużyciem.
(...) tak się sprawuje władzę. Podzielonymi na różne grupy i frakcje ludźmi łatwiej się rządzi.
Strach dodaje skrzydeł.
- (...) Pamiętam mojego najmłodszego brata. Krzyczał cięgiem, nieraz cały dzień i pół nocy, aż kiedyś ojciec nasz w desperacji, nie mogąc już tego znieść, wyrwał go matce i wyrzucił przez okno. - Zaśmiał się cicho na to wspomnienie. - Krzywdy wydrzyjmordzie nie uczynił, bo okno w naszej chałupie jest nad ziemią, a pod nim gęste łopiany rosną. Tyla z tego było, że matka ojcu gliniany dzban z miejsca na łbie rozbiła w złości, a gówniarz jak wrzeszczał, tak wrzeszczał - i za oknem, i jakem go przyniósł z powrotem.
Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła
Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś,
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę, iż kiedyś nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę, by mógł być ktoś bardziej otwarty
Dla Ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz
Niebo już wie czym będzie kiedy ich zastanie
razem: śmierć na Księżycu
- z jelit wyjdą im glisty
Wreszcie każde z nich będzie po sobie wspomnieniem
- dwa wirujące
pioruny kuliste.
Wsłuchać się do ogłuchnięcia
Wpatrzeć się do oślepnięcia
Wdyszeć się do beztchu w piersiach
Wmyśleć do unicestwienia
Ach, wykrwawić się - do Słońca
Kochać aż do obrzydzenia
Mów - a ja z twoich słów kolczyki zrobię
Śnij - z Twoich snów sukienkę ślubną skroję
Myśl - z Twoich myśli los wyroję sobie
Żyj - uprzytomnię śmierć
Kochajmy się Ty ciągle na nowo śmierć mi śnij
Bądź biegunem mojego pomylonego serca
Kafala jest w praktyce po prostu skodyfikowaną formą niewolnictwa, bo pracodawca staje się de facto właścicielem swojego pracownika. Ma prawo kontrolować jego życie, nie obowiązują go żadne zasady dotyczące limitów pracy, może zatrzymać jego dokumenty i zakazać mu opuszczania domu lub miejsca, które dla niego wyznaczył. Państwo ingeruje dopiero w przypadku, gdy obywatel sprowadzający pracownika kafeel zgłosi jego ucieczkę. Wtedy pracownik jest poszukiwany, aresztowany i deportowany.
na ziemi miłość jest inna. Kochasz w bliskiej osobie jej wady i zalety, uśmiechy, gesty oraz sposób, w jaki mówi, to, jak śpi. Kochasz mimo przeciwności, nie oczekując niczego w zamian, poświęcasz się, by dać komuś szczęście, bo ono jest również twoim. I jeśli nawet przyjdzie ci cierpieć z tego powodu, to i tak tylko najcudowniejsze momenty wyryją się w twoim sercu, reszta stanie się bolesną niepamięcią. To uczucie, Rafaelu, jest potężniejsze niż jakakolwiek siła na tym świecie. Można go doświadczyć, jedynie będąc człowiekiem.
Prawdziwa miłość odmienia cię całego i przestraja tak, że poza tą jedyną, jedyną kobietą już nikt ani nic już dla ciebie nie istnieje.
Lepiej jest przeżyć jeden dzień jak lew, niż całe życie jak zając.
Ten sposób myślenia funkcjonuje zresztą nie tylko w rosyjskich gabinetach, ale w całym społeczeństwie. Dla Polaków i całej reszty świata Solidarność była spontanicznym zrywem do walki ludzi od lat pozbawianych przez socjalizm wolności i godności.
Aleksander Wadimowicz Krugłow spojrzał na zegarek Wostok Amfibia, który otrzymał za pięć lat służby w Afganistanie wraz z Gwiazdą Weteranów Wojny Afgańskiej. Prawie wpół do pierwszej w nocy. Choć niebo było zachmurzone, a jedyne słabe światło biło od łuny Trójmiasta, godzinę dostrzegł bez problemu dzięki nafosforyzowanym wskazówkom. Lubił ten zegarek. Przeżył niejedno, niejedną bójkę i upadek, a także dziesięciominutowe gotowanie we wrzątku, co było pokłosiem pijackiego zakładu Saszy z kilkoma znajomymi o to, że jego Amfibia jest „nie do zajebania”. Zegarek wygrał dla właściciela równowartość stu dolarów. (…) Trudno było takiego zegarka nie lubić.
Weteran siedział na dachu czteropiętrowego bloku w Chylonii, oparty o krępy komin, palił papierosa, pieczołowicie osłaniając ognik zwiniętą dłonią. Filował na niewielki obiekt magazynowy (…) w odległości około trzystu metrów i słuchał na swoim walkmanie „Jeziora Łabędziego” Piotra Iljicza Czajkowskiego. Konkretnie aktu pierwszego, części drugiej, Tempo di valse (…). Konkurować z nim w jego prywatnym rankingu mógł tylko „Walc Kwiatów” z „Dziadka do orzechów”. Nienawidził, gdy przerywano mu słuchanie jego ukochanej muzyki.
(…)
Kątem półprzymkniętego oka dostrzegł, że na teren posesji wjeżdża na światłach postojowych ciemne BMW i również ciemne, mniejsze Audi (…). Błyskawicznie ujął noktowizyjną lornetkę i przyłożył ją do oczu, bezgłośnie zgrzytnąwszy zębami. Job waszu mat', ja was, skurwysyny, pozabijam – pomyślał. (…) Położył się na brzuchu.
(…)
Audi pozostawiło pasażerów własnemu losowi, po czym odjechało, włączając na ulicy światła mijania (…) . Sasza zauważył jeszcze, że ten trzeci też został, najwyraźniej z jakimś dodatkowym zadaniem. O żesz ty kurwo bita, co ty knujesz?… W planie pojawił się właśnie pierwszy nieprzewidziany element, na które go uczulano. No dobra, zajmiemy się i tobą, tylko zobaczę, gdzie się zadekujesz. Odruchowo położył dłoń na lufie swojego barretta M82. W słuchawkach zabrzmiało Allegro moderato.
Kto nie potrafi cieszyć się z małych rzeczy nigdy nie będzie szczęśliwy, bo z dużych również nie będzie umiał.
- Wiesz co, Stan? Możesz jednak zawieźć mnie do tamtego domu? Zostawię rzeczy i będę je stopniowo przenosił do chatki. Domu... domu z bala niedźwiedź nie rozwali, prawda?
- Domu z bala? - uśmiechnął się do siebie. - Wiesz, gdyby chciał i wiedział, że może, to by rozwalił. Ale nie wie. Niedźwiedzie drapią po ścianach, próbują je nadgryzać, ale nie rozumieją,  że są drzwi z klamkami, że są okna. Wiesz... - znowu uśmiechnął się do siebie. - Przyjechałem kiedyś do chatki, która jest jeszcze głębiej w interiorze. Patrzę, a tu wielka dziura. Dziura jak brama, wyrwana w płycie wiórowej. Niedźwiedź ją po prostu wyrwał.
- Z czego jest zrobiona ta chatka, którą mam znaleźć?
- Z płyty wiórowej.
Demagodzy dopuszczają się ataku na swoich krytyków w ostrych i prowokacyjnych słowach - określając ich mianem wrogów, wywrotowców, a czasem nawet i terrorystów. Gdy Hugo Chavez po raz pierwszy ubiegał się o stanowisko prezydenta, opisał swoich oponentów jako "zgniłe świnie" i "plugawych oligarchów". Już jako prezydent określał swoich krytykó mianem "wrogów" i "zdrajców". Fujimori wpisywał swoich oponentów w kontekst terroryzmu i przemytu narkotyków, a włoski premier Silvio Berlusconi atakował sędziów, którzy wydawali na niego wyroki, nazywając ich "komunistami". Prezydent Ekwadoru, Rafael Correa, nazywał media "śmiertelnym wrogiem politycznym", który "musi zostać pokonany". Dziennikarze również bywają celem podobnych ataków. Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan, oskarżył dziennikarzy o propagowanie "terroryzmu". Ataki tego typu mogą być brzemienne w skutkach: jeśli opinia publiczna zaczyna podzielać poglądy, iż oponenci mają powiązania z terroryzmem, a media szerzą kłamstwa, dużo łatwiej jest podjąć kroki wymierzone w te grupy.
W stronę wybrzeża wysyłał karawany z kością słoniową, złotem, skórami, kadzidłem, piżmem cywety i innymi wonnościami oraz kawą. W głąb lądu za jego sprawą zmierzały transporty indyjskiej bawełny, dzianych spódnic i tunik, toreb i bukłaków z koziej skóry, rozmaitych materiałów, takich jak flanela, wełna, aksamit, jedwab czy adamaszek, poza tym ozdób najróżniejszych, jako to naszyjników, bransolet, złotych galonów, paciorków, pereł. Praktycznie wszystko, co potrzebne do życia, można było znaleźć w jego ofercie. Ryż i mąka, sól i cukier, masło i oliwa, tytoń, chinina, wosk i świece, nożyczki i sznurek, skarpety i sandały – czego dusza zapragnie.
Raz przysłał mi karawanę złożoną z dwudziestu pięciu wielbłądów niosących na grzbiecie setki rondli z pokrywkami, tysiąc stożkowych pucharków, tysiąc szklanych karafek do miodu w różnych kolorach według jego projektu sporządzonych, ponad siedemset tac do pieczenia placków chlebowych. Narzekałem w liście do niego, aby był rozsądny i przysyłał mi tylko to, co mogę sprzedać, ale straszyłem go głównie po to, by obniżył cenę. Przyjaźń przyjaźnią, a interes interesem. Sprzedałem wszystko ze słusznym profitem, jeśli nie liczyć skrzyni różańców, krucyfiksów i figurek Chrystusa, których to wyrobów faktycznie nie dało się szybko upłynnić, podobnie jak ryz papieru do pisania, którego zastosowania miejscowi analfabeci nie znali.
Każdy robi błędy. Kiedyś sam nieopatrznie sprowadziłem ponad czterdzieści chromowanych litografii Madonn Rafaela i parę drewnianych Chrystusów naturalnej wielkości, które nie miały wzięcia.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl