“Drabinę, szybciej, dajcie mi drabinę” – prawdziwa twarz Nikołaja Gogola

Autor: Elwira Estera ·12 minut
2024-03-04 5 komentarzy 10 Polubień
“Drabinę, szybciej, dajcie mi drabinę” – prawdziwa twarz Nikołaja Gogola

 

Nikołaj Gogol jawi się w naszej kolektywnej świadomości jako tajemniczy mistyk, postać owiana enigmatycznym urokiem. Jego spuścizna, bogata nie tylko w tematy religijne, ale też wszelkiego rodzaju zjawy, duchy i demony, sprawiła, że wielu postrzega go jako uduchowionego mistrza pióra. Kiedy jednak przyjrzymy się bliżej jego biografii, zauważymy, że rzeczywistość mocno kontrastuje z wizerunkiem, który sami sobie stworzyliśmy. Zauważymy, że za zasłoną mistycyzmu kryje się głęboko nieszczęśliwy człowiek, zmagający się z obezwładniającą ilością lęków i wyniszczających chorób, które pozostawiły niezatarty ślad na jego osobistej i twórczej drodze.

 

 

Nikołaj Wasiljewicz urodził się pierwszego kwietnia 1809 roku w szlacheckiej, ukraińskiej rodzinie. Jego ojciec – Wasilij Janowski – był urzędnikiem carskim, a w wolnych chwilach pisywał sztuki po rosyjsku i ukraińsku na potrzeby. Podstawowe wykształcenie młody Kola uzyskuje w miejscowym gimnazjum w Niżynie, jednak poziom nauczania, jeśli wierzyć samym absolwentom, nie był zbyt wysoki. Uczniowie zmuszeni byli sami dokształcać się z interesujących ich dziedzin. To właśnie w tym okresie Gogol odnajduje pasję do literatury i teatru, na razie nie jako dramatopisarz, a aktor w szkolnym kółku teatralnym. Zapoznaje się też z twórczością Aleksandra Puszkina, do którego miłość wyrosła z lektury jego wierszy, nie zgaśnie aż do końca życia ukraińskiego pisarza. Po zakończeniu edukacji rodzina wysyła go do Petersburga z myślą o tym, że zostanie urzędnikiem państwowym, ścieżki kariery były bowiem bardzo ograniczone w państwie rosyjskim – wspinanie się po tabeli rang było często jedyną nadzieją na poprawę bytu materialnego i statusu społecznego.

 

Do Petersburga – ówczesnej stolicy i centrum życia kulturalnego Imperium – Gogol przyjechał w wieku dziewiętnastu lat, pełen nadziei i planów na przyszłość. Dorastający w małej ukraińskiej wsi chłopak urzeczony był wielkością i przepychem metropolii pełnej sklepów, restauracji, a zwłaszcza cukierni, w których serwowano najwymyślniejsze desery. Te ostatnie były mu szczególnie bliskie – jego zamiłowanie do wszystkiego, co słodkie, szybko stało tematem wielu historii i anegdot: podobno wielu nie mogło nadziwić się ilością makaroników, które był w stanie zjeść jednego wieczoru.

 

Według legendy pierwszą rzeczą, którą zrobił po przyjeździe do Petersburga, było udanie się w odwiedziny do Puszkina bawiącego wtedy u przyjaciół. Nikołaj, z natury nieśmiały i niezbyt pewny siebie, przez długi czas zbierał w sobie odwagę, by zapukać. Kiedy w końcu to zrobił, a w drzwiach przywitał go sługa poety, postanowił nie bawić się w uprzejmości i od razu poprosił o możliwość spotkania się z nim. Kiedy usłyszał, że to niemożliwe, bo Aleksander Siergiejewicz odpoczywa po nieprzespanej nocy, ze zrozumieniem stwierdził, że pewnie tworzył całą noc poezję, na co dostał odpowiedź, że skądże – do rana grał w karty. Po latach ukraiński pisarz powróci do tego wspomnienia i wyzna, że było to jego pierwsze wielkie życiowe rozczarowanie: dowiedzenie się, że osoba, którą przez całą młodość tak mocno idealizował, okazała się być hazardzistą. Ta nazbyt wielka emocjonalność i życie wyobrażeniami, tak dla niego charakterystyczna, będzie częstym źródłem cierpienia i rozczarowania.

 

Mimo zawodu, którego doświadczył w zetknięciu się ze swoim idolem, a może raczej z jego brakiem, Nikołaj Wasiljewicz nie marnował czasu i od razu przystąpił do realizacji marzenia, jakim było zaistnienie jako poeta. Swoje pierwsze dzieło wydał już w 1829 roku, czyli kilka miesięcy po przyjeździe do stolicy. Niestety jego debiut literacki nie przyniósł mu oczekiwanej sławy, wręcz przeciwnie – napisany jeszcze w czasach gimnazjalnych poemat romantyczny Hans Küchelgarten okazał się fiaskiem, na którym recenzenci nie pozostawili suchej nitki. Na swoje szczęście (a może to była kwestia przeczucia?) Gogol nie podpisał go swoim imieniem, zdecydowawszy się na pseudonim. Mimo to uczucie porażki i upokorzenia było tak bolesne, że wykupił cały dostępny w mieście nakład, żeby później go spalić.

 

Autor: Petteri Markkanen, CC0, via Wikimedia Commons

 

Ta porażka nie zniechęciła go jednak. Pracując jako urzędnik i próbując swoich sił w profesjonalnym aktorstwie, nieprzerwanie szukał swojej niszy, porzucił jednak pomysł uprawiania poezji i przerzucił się na prozę. Strzałem w dziesiątkę okazało się zaczerpnięcie z ukraińskiego folkloru, dotychczas nieobecnego w literaturze rosyjskiej. Być może Nikołaj Wasiljewicz, bądź co bądź uważny obserwator rzeczywistości, wyczuł zapotrzebowanie kręgów artystycznych na nową poetykę. Zbiór opowiadań Wieczory na chutorze niedaleko Dikańki, w który skład wchodziły utwory wcześniej pisane do gazet, z miejsca stał się niemałym wydarzeniem na rynku wydawniczym. Recenzenci i czytelnicy byli zachwyceni tematyką małoruską (jak to wtedy nazywano Ukrainę), niczym nieskrępowaną lekkością i humorem. Niezwykle ciepłe przyjęcie innych literatów – w tym samego Puszkina – otworzyły Gogolowi drzwi do petersburskiego światka literackiego.

 

Miesiące leciały, a Gogol nie zwalniał. Po swoim pierwszym sukcesie, kiedy poczuł, że wymarzony świat stoi przed nim otworem, nie tracił czasu i pisał już kolejne utwory. Trzy lata po swoim debiucie, w 1835 roku, wydał kolejny zbiór pod tytułem Mirgorod, w którym znalazło się więcej opowiadań o tematyce małoruskiej, a także jego pierwszy dłuższy utwór – Taras Bulba, który spotkał się jednak z dużo chłodniejszym przyjęciem niż dotychczasowa twórczość. Według recenzentów był to utwór wyjątkowo antypolski i antysemicki, nawołujący ponadto do przemocy. Autor nie zgodził się z tymi oskarżeniami, ale i tak zrobił przerwę od czerpania inspiracji z ukraińskiej historii. W następnych latach Nikołaj wykorzystał swoje doświadczenie mieszkańca wielkiego miasta i urzędnika państwowego, tworząc satyry na temat życia w Imperium Rosyjskim. Wynikiem tych eksperymentów były Petersburskie opowiadania oraz komedia Rewizor(którego fabułę odstąpił mu sam Puszkin). Premiera tego drugiego w 1836 poskutkowała niemałym antagonizmem między przeciwnikami sztuki, a jej zwolennikami. Ci pierwsi uważali opowieść o skorumpowanych urzędnikach za obrazę majestatu, jakim było państwo, drudzy twierdzili, że to świetna satyra na realia rosyjskie i manifest polityczny. Sam Gogol nigdy nie stanął po żadnej ze stron, niechętnie w ogóle zabierał głos w tej sprawie. Rozczarowany jednak odbiorem sztuki i tym, że została ona pretekstem do walk politycznych i światopoglądowych, postanowił wyjechać z kraju i wybrać się w podróż po zachodnich państwach Europy.

 

Sukcesy na polu literackim nie mogły jednak zagłuszyć przytłaczającego uczucia beznadziei, które towarzyszyło Gogolowi przez całe życie. Uważany za dziwnego i tajemniczego, skrytego w sobie, był tak naprawdę osobą cierpiącą z powodu lęków i fobii. Jego najróżniejsze dziwactwa były odbierane jako nieprzystojne, przez co zawsze znajdował się z boku wszelkich kręgów towarzyskich.

 

Na przestrzeni lat powstało na temat ukraińskiego pisarza wiele mitów, których nie sposób zweryfikować, znaczna część z nich pochodzi bowiem od samego Gogola. Wiadomo jednak, że wychowywał się w rodzinie nadzwyczaj pobożnej – jego matka, Maria Iwanowna, będąc z nim w ciąży, złożyła przyrzeczenie, że jeśli urodzi zdrowe dziecko, resztę życia poświęci modlitwom i służbie bogu. Życzenie zostało spełnione, a obietnica dotrzymana. W ich domu nieprzerwanie powracał temat religii, w szczególności sądu ostatecznego i kary, jaka spotyka grzeszników za złe zachowanie. Rodzice cały czas karmili go opowieściami o niebie i piekle; matka opowiadała, że w chwili śmierci z góry zstępuje drabina, po której dobrzy i pobożni ludzie mogą wspiąć się do raju. Nikołaj Wasiljewicz, już od bardzo wczesnego dzieciństwa cierpiący na niewytłumaczalne ataki nerwowe, podatny był na tego typu historie, a lęk przed bożym wyrokiem naznaczył jego całe dorosłe życie. Według współczesnych badaczy życia i twórczości Gogola pisarz cierpiał prawdopodobnie na psychozę maniakalno-depresyjną, która objawiała się nie tylko skrajnym wahaniem nastrojów, ale też urojeniami. On sam wspominał po latach o wydarzeniu, które potwierdzałoby diagnozę i które, jeśli jest prawdziwe, daje nam wzgląd w jego psychikę: "Miałem pięć lat. Siedziałem w Wasiljewce sam. Ojciec z matką wyjechali. Została ze mną moją niania, ale ona też dokądś poszła. Zapadł zmrok. Wcisnąłem się w róg kanapy i siedziałem pośród ciszy, przysłuchując się stukaniu długiego wahadła starego zegara. W uszach mi szumiało, coś przychodziło i odchodziło. Wierzcie lub nie, ale zdawało mi się, że te uderzenia wahadła były pukaniem czasu uchodzącego w wieczność. Nagle słabe miauczenie kotki naruszyło otaczający mnie spokój. Widziałem, jak miaucząc, zbliża się do mnie. Nigdy nie zapomnę, jak szła, przeciągając się, miękkie łapy lekko stukały o podłogę swoimi pazurami, a zielone oczy świeciły niemiłym blaskiem. Przeraziłem się. Wspiąłem się na kanapę i przycisnąłem do ściany, Kici, kici, wyszeptałem. Zeskoczyłem i złapałem kotkę, która łatwo oddała się w moje ręce, i pobiegłem do ogrodu. Wrzuciłem ją do stawu i kilka razy spychałem z powrotem, kiedy próbowała wypłynąć. Bałem się, drżałem, ale czułem jednocześnie jakiś rodzaj satysfakcji, może poczucie zemsty za to, że mnie przestraszyła. Ale kiedy utonęła i ostatnie kręgi na wodzie zniknęły –zapanowały cisza i spokój – nagle zrobiło mi się strasznie szkoda “kociaka”. Poczułem wyrzuty sumienia. Mocno płakałem. Uspokoiłem się dopiero wtedy, gdy ojciec, któremu przyznałem się, co zrobiłem, wychłostał mnie”.

 

Wizja płomieni piekielnych i wiecznego potępienia doprowadziła pisarza do niemal panicznego strachu przed śmiercią, objawiającego się męczącą hipochondrią. Według wspomnień przyjaciół i znajomych, z którymi utrzymywał bliższe stosunki, Nikołaj Wasiljewicz przykładał bardzo dużą wagę do swojego stanu zdrowia, a każdy, nawet najmniejszy objaw byle przeziębienia doprowadzał go na skraj paniki. W późniejszym okresie swojego życia, w trakcie podróży po Europie w latach trzydziestych, zachorował na malarię, która miała opłakane skutki dla jego zdrowia i fizycznego, i psychicznego. Przebyta choroba zastawiła go do końca życia z niekontrolowanymi omdleniami, podczas których pisarz zapadał w letargiczny sen. Kiedy znajdował się w takim stanie, jego puls słabł, a bicie serca lekko zwalniało. Spowodowało to dodanie do panteonu fobii Gogola kolejnego lęku, tym razem przed pomyleniem jego stanu ze śmiercią, a co za tym idzie – pogrzebaniem żywcem. Niepokój z tym związany był tak silny, że w swoim testamencie podkreślił, że pozwala na pochowanie jego ciała wyłącznie pod warunkiem, że zacznie ono gnić. Tylko w ten sposób, uważał, można było z całą pewnością stwierdzić zgon.

Gogol miał także wiele przyziemniejszych lęków, które znacznie utrudniały mu codzienne funkcjonowanie i jeszcze bardziej narażały go na nieprzyjemne plotki i spojrzenia. W pamiętnikach z epoki możemy przeczytać, że podczas spotkań towarzyskich, mimo bycia nad wyraz nieśmiałym, nie miał problemów z uczestniczeniem w zabawach i rozmowach ze znajomymi. Wszystko zmieniało się z chwilą, kiedy do pomieszczenia wchodził ktoś, kogo Nikołaj Wasiljewicz nie znał. Momentalnie wtedy milknął, chował się w rogach pokoi, a w skrajnych przypadkach - wychodził bez pożegnania.

 

Jednym z najpoważniejszy ciosów, których doświadczył Gogol i które wpłynęły na jego niestabilność psychiczną i emocjonalną, była tragiczna śmierć Aleksandra Puszkina – jego idola i mentora, ale także bliskiego znajomego, niejednokrotnie pomagającego mu w karierze literackiej, czy to poprzez polecenie go wpływowym osobom, czy nawet odstąpienie mu fabuł, które sam chciał przelać na papier. Podczas tragicznych wydarzeń w Petersburgu, kiedy oficer wojskowy Georges d’Anthes postrzelił w pojedynku pierwszego poetę Rosji, Nikołaj przebywał w Rzymie, zwiedzając miasto i pisząc swoje magnum opus, jakim później okazały się Martwe dusze. Wieść o morderstwie przyjaciela spadła na niego niespodziewanie. W liście do Michaiła Pogodina pisał: “wszystkie przyjemności mojego życia, wszystkie największe przyjemności zginęły razem z nim. Nie robiłem niczego bez jego porady. Nie napisałem ani jednej linijki bez wyobrażania sobie, że stoi przede mną. Co powie, co zauważy, z czego się zaśmieje, czemu wyrazi swoją niezniszczalną i wieczną aprobatę –tylko to mnie interesowało i ożywiało moje siły. Tajemniczy dreszcz rozkoszy, jakiej jeszcze nie zasmakowano na ziemi, ogarniał moją duszę... Boże, moje obecne dzieło, zainspirowane przez niego. Nie jestem w stanie go kontynuować. Niewysłowiona tęsknota”. Ta tęsknota nie opuściła go aż do końca.

 

Śmierć Puszkina nie była jedyną bolesną stratą w życiu Nikołaja Wasiljewicza. Od połowy lat trzydziestych ukraiński pisarz utrzymywał zażyłe stosunki z rodziną Jazykowych, którzy najpierw cenili go sobie jako pisarza, a później, po osobistym spotkaniu – jako przyjaciela. Wyjątkową życzliwością obdarzył, i to z wzajemnością, Ekaterinę Michajłowną, po mężu Chomiakową. Ich więź umacniała się z każdym rokiem: byli stałymi bywalcami swoich przyjęć i częstymi gośćmi w domach; Nikołaj został nawet ojcem chrzestnym jej najmłodszego syna. W listach do męża i innych bliskich osób niejednokrotnie wspomina o swoim drogim przyjacielu, dziwi się, że nie jest on raczej osobą nielubianą w towarzystwie. Broni go i pisze, że jego ekscentryczna osobowość nie ujmuje jemu dobremu sercu; napomina o jego dwóch młodszych siostrach, które wspiera finansowo i którym własnoręcznie szyje suknie. On za to, mimo swojego niezbyt pozytywnego zdania na temat kobiet, mówił o swojej przyjaciółce w samych superlatywach. Nieraz mówił o niej jako “najzacniejszej z kobiet”. Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że Ekaterina była najbliższą osobą w życiu pisarza, być może jedyną, która potrafiła wejrzeć głębiej i zobaczyć w nim coś, czego reszta nie widziała.

 

Autor: Шапарна Вероніка, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

 

Wszystko skończyło się nagle na początku 1852 roku. Ekaterina Michajłowna przeziębiła się. To, co na początku wydawało się niegroźną chorobą, szybko przeobraziło się w coś znacznie groźniejszego, kiedy w wyniku powikłań nabawiła się duru brzusznego. Zmarła 26 stycznia, kilka dni po zachorowaniu. Wstrząs, jaki doświadczył Nikołaj po utracie przyjaciółki, wytrącił go z już i tak zachwianej równowagi. Myśli o śmierci nie opuszczały go od tego momentu nawet na chwilę. Codziennie odwiedzał cerkiew, w których doświadczał halucynacji: opowiadał innym, jak rzekomo rozmawia ze zmarłymi. Odejście Chomiakowej odczytywał jako zły omen dla siebie.

 

Życie w ciągłym stresie, lęku, poczucie winy spowodowane przekonaniem o życiu w grzechu i utrata najbliższych mu osób doprowadziła ostatecznie do całkowitego załamania psychicznego. Piątego lutego 1852 roku zaczyna strajk głodowy, na tydzień przed Wielkim Postem. W nocy z jedenastego na dwunastego lutego budzi sługę i każe mu przynieść swoje papiery. Gdy już je ma, roznieca ogień w kominku i po kolei pali wszystkie rękopisy, łącznie z drugim tomem Martwych dusz, chociaż następnego dnia zarzeka się, że chciał spalić tylko niepotrzebne rzeczy, ale złe duchy nakłoniły go do zniszczenia wszystkiego. Potem siada na krześle i przepłakuje resztę nocy. Od tego momentu Nikołaj Wasiljewicz coraz bardziej opada z sił. Przestaje wychodzić z domu, komunikować się z innymi ludźmi i wciąż, ku przerażeniu przyjaciół, nie kończy postu. osiemnastego lutego odmawia jedzenia w ogóle, co jeszcze bardziej go osłabia. Wezwani lekarze stosują metody, które ostatecznie dobijają umęczonego i wycieńczonego pisarza – kąpią go w zimnej wodzie, polewają głowę, przystawiają mu pijawki do ciała. Umiera czwartego marca 1852 roku, w wieku 43 lat. Jego ostatnie słowa brzmiały ponoć “drabinę, szybciej, dajcie mi drabinę”.

 

Autor grafiki okładki: Otto Friedrich Theodor von Möller, Public domain, via Wikimedia Commons

 

 

Elwira Estera

 

 

 

× 10 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@jatymyoni
@jatymyoni · 8 miesięcy temu
Świetny artykuł.
× 2
@renata.chico1
@renata.chico1 · 8 miesięcy temu
Bardzo interesujący artykuł. Nie znałam Gogola od tej strony. Widzę podobieństwa do życiorysów Kafki, Poego. Chyba cierpienie nieustannie towarzyszyło wielkim literatom. Ogromny żal że spłoneła druga część "Martwych dusz"
× 1
@Elwira
@Elwira · 8 miesięcy temu
Żal, zwłaszcza że istniały osoby, które ten drugi tom przeczytały, a i do naszych czasów przetrwało chyba pięć rozdziałów, dzięki temu wiemy mniej więcej, jak wyglądał. Sama tych zachowanych fragmentów nie czytałam, ale ponoć główny bohater doznaje w nich duchownego odrodzenia i zaczyna wieść życie przykładnego chrześcijanina, widać więc, że Gogol pisał to już w trakcie rozwodu z rzeczywistością.
Ale istnieje też teoria spiskowa, że Gogol wcale tego rękopisu nie spalił i że przetrwał do naszych czasów, wystarczy go tylko znaleźć. Kto wie, może ktoś go rzeczywiście kiedyś znajdzie w jakimś starym antykwariacie albo u kogoś na strychu.
× 2
@Lorian
@Lorian · 8 miesięcy temu
Niezwykle intrygujący artykuł. Cierpienie czasami - bardzo często - pozwala tworzyć niezwykłe rzeczy.
@Zaczytana_buntowniczka
@Zaczytana_buntowniczka · 7 miesięcy temu
Świetnie napisany artykuł, a do tego tyle ciekawostek.
@Aleksandra_99
@Aleksandra_99 · 8 miesięcy temu
Bardzo ciekawa postać i artykuł o niej!
© 2007 - 2024 nakanapie.pl