„Jest to powieść o ludziach, którzy, mimo ciągłych ciosów od losu, starają się pozostać ludźmi", czyli wywiad z Sergiuszem Sawinem

Autor: Dominika Róg-Górecka ·12 minut
2023-06-02 4 komentarze 12 Polubień
„Jest to powieść o ludziach, którzy, mimo ciągłych ciosów od losu, starają się pozostać ludźmi", czyli wywiad z Sergiuszem Sawinem

Sergiusz Sawin – Ojciec trojga. Mąż. Przedsiębiorca. Winiarz. Uważa, że w życiu warto wciąż próbować nowych rzeczy. Debiutował literacko jeszcze w latach dziewięćdziesiątych krótkim opowiadaniem w dawno nieistniejącym magazynie fantastycznym „Brainstorm”. Później była intensywna kilkunastoletnia przygoda z biznesem, a kolejne tworzone co jakiś czas teksty trafiały do głębokiej szuflady. Ostatnio postanowił wrócić do tego, co sprawiało mu największą frajdę na studiach, czyli wymyślania historii i przelewania ich na papier. W wolnych chwilach pomaga w rozwoju rodzinnej winnicy pod Kazimierzem Dolnym, gdzie przychodzą mu do głowy najlepsze pomysły.

 

Jeszcze nie dzisiaj” to książka napisana w przystępny sposób, a jednocześnie poruszająca ważkie tematy. O czym jest ta powieść?

 

Jest to powieść o ludziach, którzy, mimo ciągłych ciosów od losu, starają się pozostać ludźmi. Jedni próbują znaleźć w sobie siłę, by przetrwać kolejny dzień. Inni szukają motywacji, żeby mimo wszystko o każdy kolejny dzień zawalczyć. To jest także powieść o przypadkowych spotkaniach, które sprawiają, że zaczynamy inaczej postrzegać ludzi wokół siebie. O sytuacjach, gdy nawet jedno słowo, czy prosty gest potrafi trwale zmienić czyjś los. Tworząc moich bohaterów chciałem pokazać, że człowiek jest na tyle pojemnym i złożonym zbiorem różnych doświadczeń, zainteresowań, poglądów czy postaw, że zawsze można znaleźć jakiś wspólny mianownik, jakąś płaszczyznę porozumienia z inną osobą, nawet z taką, która wydaje się być skrajnie różna od nas. Właściwie każda relacja między postaciami (Dokiem i Sherlockiem, Mają i Nutą, Alą i Sherlockiem, czy Milotem i Dokiem udowadnia, że drugi człowiek, nawet o zupełnie innym statusie materialnym czy społecznym, z zupełnie innym bagażem życiowych doświadczeń może nam zaoferować wartość – trzeba tylko ten obszar wspólnych wartości znaleźć.

 

Czemu zdecydował się Pan na poruszenie tematu bezdomności? Czy jest to kwestia z jakiś względów dla Pana ważna? A może jakieś wydarzenie z Pana życia spowodowało, że podjął Pan decyzję o napisaniu tej powieści?

 

Szczęśliwie ani ja, ani nikt z mojej najbliższej rodziny nie doświadczył nigdy bezdomności. Mam jednak znajomych, którzy takie doświadczenia ze swoimi bliskimi przeżywali. To jest fascynujące i zarazem smutne, jak bardzo bezdomność stygmatyzuje. Wyrzuca człowieka na przysłowiowy margines. Sprawia, że pozostała część społeczeństwa, ta mająca trochę więcej w życiu szczęścia lub, jak kto woli, ta bardziej zaradna, przestaje patrzeć na człowieka, jak na istotę ludzką. Jak na kogoś, kto coś przeżył, coś potrafi, ma jakieś cenne życiowe doświadczenia. Od którego można się jeszcze czegoś nauczyć. Do tego dochodzą atrybuty fizyczne, zapach, wygląd, które nas odrzucają. Najwygodniejszą reakcją na widok bezdomnego jest odwrócić wzrok, przejść na drugą stronę. Tak jakbyśmy zakładali, że utrata miejsca zamieszkania pozbawia taką osobę wszystkich wartościowych cech. Moi bohaterowie pokazują, że nic nie jest tak proste i oczywiste, jak zakładamy. A historie osób doświadczających bezdomności mogą być dużo ciekawsze od historii ludzi żyjących „zwykłym” życiem.

 

Wentyl, Truskawa czy Nuta – to postaci z „krwi i kości”. Mają swoje plany, marzenia, aspiracje, ale też tragedie i bolączki. Wszystko to sprawia, że podczas czytania książki, nawet bohaterowie drugoplanowi, stali się dla mnie ważni. Cały czas zastanawiałam się też, czy do ich kreacji inspirował się Pan prawdziwymi osobami?

 

Zależało mi na tym, żeby każda z postaci przewijających się w tej opowieści, nawet tych epizodycznych, miała swoją odrębną historię, tak, żeby każdy z czytelników mógł sobie na tej podstawie stworzyć swój własny obraz. Z tego też powodu bardzo oszczędnie podchodziłem do opisu wyglądu każdego z bohaterów. Zamiast podawać „na tacy” jak ktoś wygląda, czy się porusza, wolałem opowiedzieć krótko jego historię i w ten sposób dać czytelnikowi możliwość stworzenia własnego obrazu. Zresztą, historie, takie jak Wentyla czy Milota, są istotnym elementem kształtującym tożsamość społeczności ludzi wykluczonych. Myśląc o bezdomnych, najczęściej przed oczami staje nam obraz samotnego człowieka leżącego gdzieś na ławce w parku czy na dworcu. Nie widzimy ich w sytuacjach społecznych, w większych grupach, ponieważ nie przebywamy w miejscach, w których mogą się gromadzić, jak jadłodajnie czy noclegownie. W „Jeszcze nie dzisiaj” pokazuję, że oni też funkcjonują w specyficznych grupach czy wspólnotach ludzi, które się znają, szanują, mniej lub bardziej lubią. Dzielą się ze sobą swoimi historiami, małymi marzeniami, obawami. Wspierają się w trudniejszych chwilach. A takich chwil jest niestety w tym środowisku bardzo dużo i niestety często kończą się najgorszy z możliwych sposobów. Część z tych historii była zainspirowana autentycznymi wydarzeniami, a czasem, jak w przypadku Zygi, podobne wydarzenie miało miejsce już po napisaniu książki. A wracając do postaci, żadna z nich nie jest wiernym odwzorowaniem konkretnej osoby, raczej składają się z wielu różnych osób, które poznałem w różnych okresach życia. Przykładowo, w czasach liceum i na studiach miałem okazję współpracować z fundacją, która wspierała dzieci szczególnie uzdolnione, poznałem także wiele osób z organizacji MENSA zrzeszającej ludzi o wysokim IQ. Ich specyficzny sposób bycia, formułowanie zdań w komunikacji z innymi, ich racjonalność, często trudny charakter i skłonność do irytacji próbowałem oddać tworząc postaci Sherlocka i Doka. Jest też w tej powieści bardziej osobisty fragment zainspirowany moją rodzinną historią, ale nie mogę powiedzieć który, żeby nie zdradzić istotnego momentu fabuły.

 

W „Jeszcze nie dzisiaj” bardzo podobało mi się również to, że wszystkie wątki, nawet te, które nie odgrywały w opowieści dużej roli np. gry planszowe, były zaprezentowane z dużą dbałością o szczegóły. Jak wyglądały przygotowania do napisania powieści. Gdzie szukał Pan informacji? W szczególności jestem ciekawa jak przygotowywał się Pan do opisania losów bezdomnych, a jak tematu leczenia raka.

 

Bardzo się cieszę, że zauważyła Pani tę dbałość o szczegóły. Faktycznie przed i w trakcie pisania książki bardzo dużo czasu poświęciłem na badania środowiska bezdomnych. Czytałem reportaże, obejrzałem wiele polskich i zagranicznych filmów dokumentalnych. Niektóre z nich były bardzo trudne do oglądania. Parę razy udało mi się też porozmawiać z panem Jackiem, stałym „rezydentem” na dworcu PKP, z którego jeżdżę do pracy. To były bardzo inspirujące rozmowy. Tworząc historię korzystałem także regularnie z historycznych map pogody, żeby sprawdzić, jaka była temperatura w danym, kluczowym dla historii, dniu i czy np. padał wtedy śnieg. 😊  Tematy onkologiczne starałem się potraktować bardzo poważnie. Nie chciałem popełnić błędów merytorycznych, które mogłyby potem zaważyć na ocenie całej książki. Na szczęście z pomocą przyszedł dr Grzegorz Luboiński, wybitny onkolog, który pomógł wyjaśnić wszystkie trudne kwestie i był nieocenionym wsparciem w trakcie pisania kluczowych scen. Korzystając z okazji, przesyłam mu jeszcze raz serdeczne podziękowanie. Natomiast wątek gier planszowych nie wymagał specjalnego przygotowania. Od wielu lat jestem wielkim fanem gier tego typu. Stworzyłem kilka własnych projektów i środowisko graczy znam dość dobrze.

 

W ten sposób przechodzimy do omówienia drugiego, ważnego wątku tej powieści – dzieci chorych na raka. W mojej ocenie bardzo zgrabnie opisał Pan ten temat. Z jednej strony jest tu smutek i żal, którego można się spodziewać, ale nie ma niepotrzebnego epatowania cierpienie. Co ciekawe, jest też miejsce na całe mnóstwo ciepła i nadziei. Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas opisywania tego wątku?

 

Moje pierwsze spotkanie z dziećmi chorymi na raka odbyło się dzięki fundacji „Mam Marzenie”. Podczas ślubu zdecydowaliśmy się zamiast kwiatów poprosić gości o datki na tę fundację. Zebraliśmy kwotę, która pozwoliła zakupić komputer dla jednego podopiecznych. Dzień, kiedy mieliśmy okazję wręczyć prezent, chyba na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Szliśmy przez odział szpitalny mijając kolejne sale z cierpiącymi dziećmi. Pamiętam wzruszenie, które towarzyszyło nam, jego rodzicom i wszystkim wokół, gdy siedliśmy przy łóżku tego chorego chłopca i wręczyliśmy prezent. I te jego smutne oczy, zmęczone ciągłą walką, w których znowu na chwilę zagościła radość. Pisząc te wątki wracałem do tamtych wspomnień, wyobrażałem sobie emocje, które towarzyszą tym dzielnym wojownikom każdego dnia. Próbowałem zrozumieć, co czują, gdy kolejny raz kładą się spać i myślą sobie, że udało im się przeżyć kolejny dzień. I że to „jeszcze nie dzisiaj” jest ten ostatni dzień życia. Wydaje mi się, że człowiek ma taką naturę, że nawet w ogromnym cierpieniu i lęku o każdą następną dobę potrzebuje co jakiś czas odreagować – pośmiać się, zrobić coś głupiego. To są przecież małe dzieci, które powinny przez większość czasu się po prostu bawić. Los nie dał im tej szansy, więc w tych rzadkich momentach, kiedy trochę mniej boli, próbują zachowywać się jak zwykłe dzieciaki. Faktycznie, pisaniu tych wątków towarzyszyły bardzo duże emocje. Nie raz się spłakałem nad komputerem, czasem musiałem przerwać pisanie i wyjść na świeże powietrze, żeby ochłonąć. Generalnie jestem osobą, która się często wzrusza i myślę, że w jakimś stopniu udało się przelać te emocje na papier. Po premierze dostałem sporo wiadomości od osób, które dziękowały za te chwile wzruszeń – cieszę się, że to dalej rezonuje u czytelnika.   

 

Zaintrygował mnie też wątek szachów… rozgrywanych w głowie. Bohaterowie „Jeszcze nie dzisiaj” nie potrzebowali planszy by rozegrać partyjkę. Czy Pan też tak potrafi?

 

Znam kilka osób, które tak potrafią, ale ja pod tym względem przypominam raczej tatę Ali. 😊 Czasem śledzę partie szachowe rozgrywane podczas mistrzostw, ale grywam bardzo rzadko. Za to bardzo lubię grać w brydża, który był zresztą takim „triggerem” całej historii. Wiele lat temu, jeszcze w czasach studenckich, do tramwaju, którym dojeżdżałem na uczelnię, wsiadł pewien człowiek, wyglądający na bezdomnego. Nie pachniał zbyt dobrze i sprawiał wrażenie bardzo zaniedbanego. Reakcja pasażerów w tym moja, była standardowa – wszyscy odsunęli się i odwrócili wzrok. Po kilku minutach mężczyzna sięgnął do kieszeni brudnej kurtki typu parka, wyciągnął z niej najnowsze wydanie magazynu „Brydż” i zaczął czytać. Dokładnie ten sam magazyn miałem w swoim plecaku. 😊 Nagle uświadomiłem sobie, że mamy ze sobą coś wspólnego, jakąś pasję, która nas łączy i kompletnie zmieniło się moje postrzeganie tej osoby. Było to tak zaskakujące, że pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy, że to byłby ciekawy bohater jakiejś książki. Zacząłem sobie w myślach budować jego historię i tak narodził się Dok.

  

W Pana biogramie możemy przeczytać „Mąż. Przedsiębiorca. Winiarz. Uważa, że w życiu warto wciąż próbować nowych rzeczy”. Które z doświadczeń było dla Pana najbardziej fascynujące?

 

Chyba nie da się zrobić takiego rankingu. Fascynujące jest przeżywanie wielu różnych doświadczeń, w różnych miejscach, w różnych kontekstach i z różnymi ludźmi. Myślę, że to właśnie ludzie są w tym wszystkim najważniejsi. Nie jestem typem człowieka, który będzie samotnie wspinał się na górskie szczyty – szukam doświadczeń, w których można poznać innych ludzi, stać się przez jakiś czas częścią wspólnoty. Na studiach bardzo intensywnie nurkowałem. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych nurkowanie wciąż było sportem ekstremalnym. Super było być częścią tej rodzącej się wspólnoty pionierów nurkowania w Polsce. Jako przedsiębiorca miałem okazję dużo podróżować po świecie. Realizowałem projekty w USA, na bliskim wschodzie i w Azji południowo-wschodniej pracując z ludźmi z różnych kultur i religii. Z kolei niedawno w maju mieliśmy coroczne Święto Wina na zamku w Janowcu. Dwa dni spotkań i rozmów ze społecznością amatorów wina dały mi niesamowicie dużo pozytywnej energii. Jeszcze innym doświadczeniem są festiwale gier planszowych i niezwykli ludzie w nich uczestniczący. Tak więc myślę sobie, że to moje próbowanie nowych rzeczy, to tak naprawdę odkrywanie kolejnych warstw niezwykle złożonej, fascynującej, ludzkiej natury.

 

W „Jeszcze nie dzisiaj” pojawia się kilku przedsiębiorców, z reguły w smutnych okolicznościach. Czy to efekt Pana doświadczeń, a może wynik obserwacji rynku?

 

Jestem od dwudziestu lat przedsiębiorcą i przez ten czas widziałem już prawie wszystko. To raczej nie jest świat dla osób o słabych nerwach. Oczywiście poznałem kilku ludzi bezwzględnych, którzy idą do przodu nie bacząc na to, kogo po drodze skrzywdzą, ale muszę przyznać, że zdecydowana większość to menedżerowie, którzy próbują rozwijać swój biznes i jednocześnie pozostać człowiekiem. Dla których wynik jest mniej ważny niż dobra atmosfera pracy, szacunek wobec swoich podwładnych i klientów. To ciężko pracujący, uczciwi ludzie, dbający o to, by pod koniec każdego miesiąca mieć na wynagrodzenia dla wszystkich pracowników. Co jakiś czas słyszy się o nagłych wzlotach i późniejszych upadkach ludzi będących na szczycie. Takie rzeczy zdarzają się, gdy chce się za dużo i za szybko, albo gdy urośnie się na tyle, że staje się widocznym dla poważnych graczy i wtedy mogą zacząć się kłopoty, tak jak w przypadku Wentyla. Duży biznes bywa w takich sytuacjach bezwzględny. I nie każdy potrafi sobie z tą sytuacją poradzić. Część ucieka w alkohol a niektórzy podejmują inne, tragiczne decyzje.

 

Pana książka zbiera bardzo dobre recenzje i wysokie oceny. „Jeszcze nie dzisiaj”, w chwili gdy piszę te pytanie, ocena na naszym portalu wynosi 9.1. To naprawdę dużo! W niektórych recenzjach już można znaleźć deklarację chęci przeczytania następnej Pana powieści. Dlatego muszę zapytać: co dalej? Czy pracuje Pan nad kolejną książką?

 

W branży nowych technologii, w której działam, jest takie pojęcie „Proof of Concept”. Oznacza prototyp produktu, który nie jest jeszcze wprowadzony na rynek, ale który podczas badań znajduje uznanie w oczach klientów. Dla inwestora, pozytywny wynik badań oznacza, że warto zainwestować w rozwój i wprowadzenie produktu na rynek. Wydając „Jeszcze nie dzisiaj” chciałem sprawdzić, na ile mój sposób pisania i opowiadania historii spodoba się czytelnikom i czy warto tę moją pisarską przygodę kontynuować. Jak na razie jestem wzruszony i podbudowany odbiorem oraz ocenami książki, więc myślę, że za jakiś czas podejmę kolejną próbę. Ostatnio przeglądałem moją szufladę z tekstami z czasów studenckich i znalazłem tam sporo rozpoczętych historii, które można fajnie rozwinąć. Co ciekawe, ze zdumieniem odkryłem, że większość z nich na wspólny mianownik: dzieją się w nietypowej porze między pierwszą a piątą rano. Doszedłem do wniosku, że jest to niezwykła część doby oddzielająca ludzi, żyjących „zwykłym” życiem, którzy wtedy śpią, od pozostałych, którzy, z różnych, często dramatycznych powodów, o tej porze funkcjonują. To mogą być bardzo ciekawe historie. Tak więc możliwe, że za jakiś czas ukaże się zbiór opowiadań pod tytułem: „Cisza Przedświtu”. Będę także szukać wydawcy dla dwóch nowelek dla dzieci, które ostatnio napisałem. Może się komuś spodobają.

              

Na zakończenie chciałbym serdecznie podziękować Pani za ten wywiad i całej społeczności recenzentów portalu nakanapie.pl za wsparcie i wysoką ocenę mojej książki. To bardzo motywujące do dalszego działania!

 

Dziękuję za rozmowę!

× 12 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@monia04101997
@monia04101997 · 11 miesięcy temu
Wywiad bardzo zachęcający do sięgnięcia po tę pozycję
× 3
@jatymyoni
@jatymyoni · 11 miesięcy temu
Interesujący wywiad.
× 3
@aga.kusi_poczta.fm
@aga.kusi_poczta.fm · 10 miesięcy temu
ta powieść jest piękna, ma wiele płaszczyzn i losów ludzi, którzy się spotykają przypadkowo, planują swoje życie, szukają iskierek małych radości
i o nadziei
Bo nadzieja jest w każdym, bez względu na to, czy jest bezdomnym, pijakiem, czy dzieckiem - pacjentem szpitala. Nadzieja umiera wraz z duszą - trzeba walczyć, do końca, zawsze
× 1
@Aleksandra_99
@Aleksandra_99 · 11 miesięcy temu
Wywiad zainteresował, więc książka w pamięci zapisana i może uda się po nią sięgnąć!
× 1
© 2007 - 2024 nakanapie.pl