Iwona Banach - Pisarka i tłumaczka, ukończyła filologię romańską na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz resocjalizację na Akademii Pedagogiki Specjalnej. Tłumaczy literaturę z języków francuskiego i włoskiego, autorka 10 powieści (w tym sześciu komedii kryminalnych, laureatka trzech konkursów literackich. Bolesławianka z urodzenia i wyboru.
Kiedy zaczęła się pani przygoda z pisaniem i co spowodowało, że postanowiła pani napisać pierwszą książkę?
Ponieważ mam niepełnosprawną córkę, nie mogłam pracować, a w każdym razie było to często utrudnione. Chciałam jednak zarabiać, co jest normalne. Jestem językowcem, przeczytałam kiedyś kilka „harlekinów” po francusku i stwierdziłam, że to jest tak łatwiutkie, że ja też tak potrafię, zaczęłam wysyłać teksty do pism kobiecych i bardzo szybko okazało się, że umiem całkiem nieźle pisać. Wydałam kilkaset takich opowiadań i pomyślałam, a dlaczego nie spróbować czegoś większego?
Skąd czerpie pani pomysły do swoich powieści? Czy przed przystąpieniem do pisania opracowuje pani jakiś plan, czy raczej słucha pani wewnętrznego głosu i pisze pod wpływem chwili?
Z pomysłami jest tak, że one są wszędzie, ale ja je przerabiam, przekręcam, zmieniam. Szukam swoistych odwrotności. Staram się unikać sztampy. Planu nie mam, chyba bym się zapłakała pisząc plan (nienawidzę tego, bo potem wszystko mi psuje), mam ogólną wizję, która jednak w trakcie się zmienia, a kiedy już piszę staram się bardziej słuchać postaci niż swojej intuicji. Każda postać jest inna i jak się już rozwinie, to raczej trzeba iść za nią niż naginać jej zachowania do potrzeb akcji, bo wtedy całość robi się naciągana.
"(...) ja na marketingu tak bardzo się nie znam, że nie sprzedałabym nawet szklanki wody na pustyni."
Praca, nad którą książką stanowiła dla pani największe wyzwanie?
Chyba „Chwast” był najcięższy, ale też moim zdaniem potrzebny. To książka, która pokazuje człowieka – matkę w sytuacji niepełnosprawności dziecka. I nie, nie jest to „Matka Polka”, ani „Matka Walcząca”, ale raczej niezrozumiana kobieta tęskniąca za jakimkolwiek okruchem szczęścia.
Być może też „Pocałunek Fauna”, który wbrew pozorom nie jest fantasy, to opowieść zrodzona z tęsknoty za miastem dzieciństwa.
Jakie ma pani plany na 2020 rok? Kiedy możemy spodziewać się premiery kolejnej książki i o czym ona będzie?
Plany, hmmm były piękne! Miałam wydać dwie komedie i może coś jeszcze, ale… Teraz nie wiadomo co z tego zostało. Jedna powieść czeka u wydawcy gotowa (ma nawet okładkę), ale czekamy na lepszy czas, a co dalej? To jednak ten czas pokaże. Chcę wierzyć, że będzie dobrze.
Jakie ma pani zdanie na temat pisania powieści w duecie? Czy jest to zabieg stosowany tylko i wyłącznie w celach marketingowych, czy raczej jest to kolejne wyzwanie podjęte w ramach rozwoju kariery zawodowej? Czy chciałaby pani kiedyś napisać powieść w duecie, a jeśli tak to z kim?
Nie wiem. Jestem tak skrajną indywidualistką, że nie jestem pewna, czy umiałabym to zrobić. Czy to jest chwyt marketingowy, jeżeli autorzy tak robią? Też nie wiem. Na ogół jednak oboje zawsze są znani, a nie jedno z nazwiskiem, a drugie siedzące mu na plecach… Więc chyba nie. Inna sprawa, że ja na marketingu tak bardzo się nie znam, że nie sprzedałabym nawet szklanki wody na pustyni.
Gdybym JA miała coś takiego zrobić, to chyba tylko z Marcinem Pałaszem, bo on ma takie genialne poczucie humoru, że być może (podkreślam być może) są niewielkie szanse na to, żebyśmy się nie pozabijali.
"(...) za każdym razem, kiedy miało dojść do pisania typowych dla tego typu powieści scen, patetycznych, ckliwych czy miłosnych zaczynałam chichotać (tak, mój stan psychiczny powinien zostać zbadany) (...)"
Życie składa się nie tylko z obowiązków, każdy z nas ma swoje małe przyjemności, które celebruje w swoim domowym zaciszu. Czym oprócz pisania lubi się pani jeszcze zajmować, jakie ma pani rytuały pozwalające zrelaksować się i naładować akumulatory na kolejne dni?
Czytam. Piszę bloga z krótkimi formami, robię recenzje, czasem szydełkuję, piekę chleb i robię to wszystko co trzeba robić w domu, a poza tym… Nie, nie mam nic takiego, nie umiem się relaksować. Jestem introwertyczką, więc mam utrudnioną ucieczkę od świata.
W pani dorobku pisarskim w znacznej części przeważają książki z gatunku komedii kryminalnej. Dlaczego wybrała pani właśnie ten gatunek?
Ten gatunek właściwie wybrał mnie. Po przeczytaniu wyżej wymienionych „harlekinów” postanowiłam napisać romans, niestety za każdym razem, kiedy miało dojść do pisania typowych dla tego typu powieści scen, patetycznych, ckliwych czy miłosnych zaczynałam chichotać (tak, mój stan psychiczny powinien zostać zbadany) i zamiast miłosnych pisałam sceny komiczne, toteż wyszła mi komedia. Wrzuciłam ją na 12 lat do szuflady, a potem przypadkiem, bo była gotowa, bez najmniejszych nadziei na cokolwiek, wysłałam na konkurs Naszej Księgarni – książka zajęła pierwsze miejsce. Pomyślałam, że dlaczego nie pójść dalej? Komedie zabawnie się pisze. Wchodzi się w zabawny świat. Nie ma tam tyle mroku… A ja mroku nie lubię, bo czasami mam go aż za dużo w zwykłym życiu i tak już zostało.
Jak wspomina pani swój debiut literacki, czy od razu została pani zauważona, czy jednak wymagało to czasu i jak czytelnicy odebrali pani pierwszą książkę?
Mój debiut w ogóle nie został zauważony choć książka była laureatką konkursu literackiego i to dużego, ale przeszła, zniknęła. Nie zaistniała - „Pokonać strach” to książka o przemocy w pewnym sensie małżeńskiej. Potem „Chwast” też nie za bardzo był widoczny. To nie zależy w sumie od książki, ale od wydawcy i promocji.
Ponadto ja sama „nie umiem się sprzedać”, podziwiam to u innych, ale sama nie potrafię.
Jakie książki możemy znaleźć w pani prywatnej biblioteczce, kto jest pani ulubionym pisarzem?
Książek mam mnóstwo, kocham reportaże, biografie, wszelkie non-fiction, książki popularnonaukowe, kocham Terrego Pratchetta i kilkoro polskich autorów, ale nie mogę wymienić wszystkich więc nie wymienię nikogo. Czytam wszystko, zachłannie, maniakalnie, codziennie i w każdej wolnej chwili, także ebooki, ale nie lubię powieści obyczajowych (tu są wyjątki – niektóre są genialne), romansów i erotyków nie czytam (bez wyjątku), kocham fantasy, thriller i postapokalipsę (jednak nie w tym momencie), kryminał. Uwielbiam opowiadania. Lubię horror.
Z roku na rok coraz większą popularnością cieszą się powieści świąteczne. Nie ma znaczenia czy jest to kryminał, romans, powieść obyczajowa czy komedia, czytelniczki z upodobaniem sięgają po te powieści w przedświątecznym czasie. Czy planuje pani napisać świąteczną komedię kryminalną i czy w tym okresie, tak jak nasze czytelniczki, sięga pani po tego typu powieści czy raczej ich unika?
Właściwie JUŻ napisałam świąteczną komedię bardzo kryminalną „Pewnej zimy nad morzem” (wydawca wydał ją w kwietniu, ale na to nie miałam wpływu), jej akcja toczy się w święta Bożego Narodzenia. Nie jest jednak TYPOWO świąteczna, bo… Żadnych cudów, żadnych łez, żadnej ckliwości, aniołów… Miłość jest i sześć kotów antykoncepcyjnych, więc zwykłego seksu też nie ma, ale jest seks demoniczny.
Oczywiście jest choinka, kulig, bałwany, ale w takiej odsłonie, że trudno się przy tym rozczulić i popłakać, o ile nie ze śmiechu.
Czy powieści świąteczne czytam? Baaardzo rzadko, ale jeżeli gdzieś przez przypadek taka książka znajdzie się w zasięgu mojej ręki, to oczywiście. Dlaczego nie?
Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas. Rozmawiała: Justyna Kubinska. Materiał chroniony prawami autorskimi. Zdjęcia: prywatne zbiory Autorki.
Bardzo przyjemnie czyta się ten wywiad, wypowiedzi autorki są szczere, ciekawe i ciepłe. Nie znam jeszcze twórczości pani Iwony Banach, ale po przeczytaniu tego artykułu mam wielką ochotę to nadrobić. I tak też zrobię :)
Dobry , rzetelny wywiad. Jeszcze nie miałam okazji przeczytać żadnej książki autorki. Na pewno znajdę jakąś pozycje dla siebie i dodam do swojej listy książek do przeczytania.
Nie miałam okazji zaznajomić się z twórczością tej pisarki, ale jest to bardzo widoczne, że jest to ciepła osoba i lubi czytać właściwie dobraną dla siebie literaturę i nie faworyzuje je. Za to na u mnie dodatkowy plus.