Uprzedzam, będzie bolało! Bo hasło „literatura dla kobiet” to taki wytrych dla historii, w których fabularne absurdy stanowią synonim dla zwrotów akcji. Jeśli czytaliście chociaż kilka książek z tej kategorii, to… jakbyście znali je wszystkie. Przynajmniej te topowe i bestsellerowe w dużej mierze skupiają się na „przecieraniu” utartych szlaków i powtarzaniu schematów. Jakich?
1. Rzuć wszystko i jedź na wieś. Najlepiej nad rozlewisko.
Po ogromnym sukcesie „
Domu nad rozlewiskiem” rynek został dosłownie zalany tytułami o podobnym przesłaniu. Mąż o ciebie nie dba? Dzieci nie odrabiają pracy domowej, a kot parska bez powodu? Kup dom! Najlepiej na zadupiu! To jest rozwiązanie każdego życiowego problemu. Chociaż przeczytałam takich historii więcej, niż to wskazane, nadal nie rozumiem na czym polega ten fenomen. Może chodzi o to, że dopiero daleko od cywilizacji człowiek orientuje się, jak miał dobrze? I czym prędzej wraca do miasta? Nie, nie, oczywiście, że w książkach tak się nie dzieje. Tam odnajduje się pomocną społeczność, sens życia i prawdziwą miłość. No wiecie, mąż został w mieście. I generalnie był tym złym.
Motyw sielskiej wsi kusi większość autorek. Nie uchowała się przed nim nawet moja ulubiona autorka Krystyna Mirek, która w „
Świątecznym sekrecie” na wspomnianą sielską wieś wysłała nastolatkę. Przyjemność poznawania fabuły lekko zagłusza to, że a) nikt nie chciał dziedziczyć domku (jesteśmy w Polsce, kto odrzuca spadek?) b) dziewczyna ma naście lat, nigdy nie mieszkała sama i nagle wprowadza się do domu ogrzewanego kominkiem c) w środku zimy d) wciąż chodzi do oddalonej o wiele kilometrów szkoły. No ale wiecie… wszystko jakoś się ułoży. Przecież musi.
2. Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie
Kiedy czytam o tym, jak według książek rozwija się związek to… czuję się co najmniej staro. Prawie zawsze mam ochotę dodać drżącym głosem „za moich czasów to…”. Bo spójrzmy prawdzie w oczy. Większość powieści łączy ze sobą ludzi w mało wyszukany sposób, pakuje do metaforycznego łóżka (które zazwyczaj bywa każdym innym meblem, a niekoniecznie łóżkiem), wysyła na wakacje, a czasem nawet do banku po kredyt, a następnie stawia bohaterkę przed niemożliwym wręcz wyzwaniem „jak mam mu powiedzieć, że go LUBIĘ” albo „czy ja go LUBIĘ?”. Serio? Kiedyś to wystarczyło dwa razy skoczyć na kawę. I było oczywiste. Czekam na moment aż po odchowaniu dzieci ludzie będą się zastanawiać nad tym, czy coś do siebie czują.
3. Cienie i cienie macierzyństwa
Ponoć kiedyś macierzyństwo reklamowane było jako przyjemne i naturalne. No to mamy trend odwrotny. Po przeczytaniu wielu szczerych tytułów, który chcą przełamać stereotyp idealnego rodzicielstwa, wiem jedno, lot w kosmos to pikuś. Co więcej, zupełnie nie dziwi mnie ten niż demograficzny, a te wszystkie uświadamiające powieści z pewnością mają też uboczne działanie antykoncepcyjne. W sumie powinni o nim uprzedzać na okładce.
4. Miłość aż po rozwód
Jeśli historia zaczyna się od opisu udanego małżeństwa to wiedz, że rozwód już się zbliża. Nie zliczę ile razy miałam nadzieję, że akurat ta powieść nie potoczy się w ten sam sposób. Ale nie… to zazwyczaj wygląda tak samo. Albo mamy udaną scenę z życia rodzinnego a ona znajduje dowody zdrady, albo… od razu znajduje dowody zdrady. Generalnie małżeństwo to zło. Dlatego bohaterka zawija manatki, jedzie nad rozlewisko i w przeciągu kilku następnych stron pakuje się do łóżka innemu, by potem zastanowić się jak mu powiedzieć, że go lubi.
5. Przyjaźń nie jedno ma imię, ale… nie w literaturze
Każda, dosłownie każda bohaterka ma swoją przyjaciółkę, do której leci się wypłakać po odbębnieniu punktu czwartego. Zazwyczaj to szalona singielka, a ostatnio w średnim wieku. No wiecie, w końcu co druga z nas przyjaźni się z Samanthą z Seksu w Wielkim mieście. Czy można się kolegować z mężczyzną? Oczywiście, ale on obowiązkowo musi być homoseksualistą. W innym przypadku zacznie romansować z naszą bohaterką, która przecież (z racji przyjaźni) powinna go lubić, ale i w to później zwątpi.
6. All You need is love
Ja wiem, fakt, że miłość wpisana jest w naczelną zasadę literatury kobiecej i jest to dogmat, z którym nie należy dyskutować. Czemu jednak ogranicza się tylko do tego? Niby nasza bohaterka zawsze ma dość facetów, stawia na rozwój, remont domku na wsi, ale w połowie książki o tym zapomina i znowu zastanawia się… tak, czy GO lubi.
7. To tylko biznes
Uwielbiam książki, w których tło stanowi własna działalność bohaterki. Jednak część autorów określenie „tło” traktuje zbyt dosłownie. Bo gdy czytelnik zaczyna się zastanawiać, jak to wszystko działa i czy interes bohaterki ma w ogóle rację bytu, to z reguły nie ma w tym nic z szarej rzeczywistości polskiego przedsiębiorcy. Pomimo początkowych trudności Ona zawsze wyjdzie na prostą i rozwinie nawet budkę z lodami w środku zimy. Na skutek szczęśliwych zbiegów okoliczności, oczywiście.
8. „Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości”
W książkach, w których cała „zawiła” fabuła toczy się dookoła miłości zazwyczaj… niewiele mówi się o uczuciach (pomijając monologi wewnętrzne). Jednak dialog, to już sprawa większego kalibru, którą koniecznie trzeba odłożyć na wielki finał. Słowo na „K” jest wcześniej zakazane, i bynajmniej nie chodzi o przekleństwa. Tych można używać do woli.
9. Cała seria pomyłek…
Akcję jakoś trzeba nakręcić. Dobrze im razem? Lubią się? No, moi mili, nie może być tak pięknie. Koniecznie musi dość do jakiegoś nieporozumienia. Ona zobaczy, jak rozmawia z inną? Koniecznie! Zaraz potem uznaje za stosowne nie zapytać go z kim rozmawiał, spakować się i wyjechać w nieznane, po drodze wyłączając telefon! Mamy to! Teraz tylko czekamy na Nobla za oryginalną fabułę. No bo przecież na końcu (jak już włączy telefon, w końcu jakoś musi przeglądać fejsa) okaże się, że on gadał z siostrą! No jasne! Łzy i happy end. A podobno rozmowa to podstawa. Kolejna zasada zarezerwowana na wielki finał.
10. Cała fabuła na okładce
Jak zapewne zauważyliście, fabuła większości „babskich czytadeł” nie jest zakręcona niczym słoik. Swoją zawiłością bardziej przypomina autostradę, i to przejeżdżaną wiele razy. Mamy jeden wątek i jedziemy do celu. Dlatego gdy czytamy na okładce, że w tej oto wzruszającej opowieści Ziutek zdradza Magdę, po czym ona przez przypadek spotyka Mietka, jednak czy będzie w stanie na nowo uwierzyć w miłość, to jakbyśmy znaleźli się u celu zanim trzaśniemy drzewami. Tyle, że w przeciwieństwie do tej oszałamiającej metafory motoryzacyjnej, to akurat nie jest przyjemne doświadczenie. No wiecie, bo co takiego jeszcze może się wydarzyć? Madzię porwą obcy? Fajnie by było. Zazwyczaj jednak kobieta decyduje się na nowszy model lub wraca do swojego ślubnego, który na skutek konfrontacji z Mietkiem doznał życiowej przemiany i oto stanowi wzór męża rodem z poradnika o udanych związkach.
Tak oto wygląda moje top 10 największych absurdów w literaturze dla kobiet. Czemu nie ma nic o erotykach? Tam są takie perełki, że odłożyłam sobie ten temat na później. Tymczasem wy dajcie mi znać, czy też zwracacie uwagę na podobne rzeczy? A może irytują was inne absurdy? Koniecznie mi o tym napiszcie!
Dominia Róg-Górecka