„W swoich powieściach staram się wprowadzać element zaskoczenia, coś nowego, a zarazem odróżniającego” – wywiad z A.S. Sivar

Autor: Justyna Szulińska ·11 minut
Artykuł sponsorowany
2023-07-18 6 komentarzy 1 Polubienie
„W swoich powieściach staram się wprowadzać element zaskoczenia, coś nowego, a zarazem odróżniającego” – wywiad z A.S. Sivar

Romanse i powieści erotyczne. Niby temat dobrze znany i łatwy do przewidzenia a kolejne tomy serii Wspólnik określane są mianem nieprzewidywalnych i zaskakujących. Jak to Pani robi?

 

Pozwolę sobie zacząć od tego, że jest mi niezmiernie miło czytać/słuchać kolejnej opinii, w której moje dzieciaczki (książki) określane są jako zaskakujące i wciągające. W takim momencie chyba każdemu autorowi rośnie z dumy serducho, gdy otrzymuje potwierdzenie, że jego powieść potrafi przyprawić o palpitację serca, podnieść ciśnienie, by następnie zaserwować ukojenie tych nerwów. I ja jako autor właśnie to staram się robić. Cały czas, w każdym rozdziale próbuję poddawać moich czytelników skrajnym emocjom, aby wręcz po skończeniu jednej strony musieli mknąć do kolejnej, żeby tylko dowiedzieć się co będzie dalej. Dodatkowo w każdą swoją opowieść próbuję wpleść wątek, z którym dotychczas nie spotkałam się w innych książkach. Dopisuję coś odmiennego, co potrafi zszokować i sprawić, że odłożymy na moment książkę i sami do siebie, powiemy: „Co jest?! Ale jak to?!”. Podczas pisania staram się także wczuć w rolę odbiorców docelowych i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dany wątek mnie wciąga? Oraz jakie emocje towarzyszą mi po przeczytaniu każdego z rozdziałów? Czy chcę brnąc dalej w tą historię i poznać losy jej bohaterów, czy wręcz odwrotnie jestem znudzona, więc odkładam książę na bok.

 

Dodatkowo przy tym pytaniu w myśli ciągle wkrada mi się wspomnienie oburzenia przyjaciółki po przeczytaniu mojej kolejne książki: „Dlaczego Ty im tak wszystko komplikujesz?! Nie możesz choć raz dać im przebrnąć przez każdy z etapów związku normalnie?!” No cóż, nie mogę  Wtedy nie byłoby w moich historiach nic porywającego, a fabuła mogłaby zostać uznana za nudną. I tak, nie da się ukryć, moi bohaterowie nie mają prostej ścieżki usłanej różami, nie wiodą cukierkowego życia rodem z bajki, ale chyba właśnie to powoduje, że historia potrafi wciągnąć, a przy tym chwycić za serce, byśmy razem z bohaterami przeżywali ich wzloty i upadki. Zresztą tak jak w naszym prawdziwym życiu, często potykamy się, natrafiamy na przeszkody i to od nas zależy czy wyciągniemy z danej lekcji wnioski lub nauczkę na przyszłość, czy jednak spuścimy głowę i pozwolimy losowi dalej pastwić się nad nami. Oczywiście, ciężko również zaprzeczyć krążącej obecnie opinii, że w większości romansów i erotyków, koniec całej historii jest zazwyczaj taki sam, i właśnie tutaj pojawia się najtrudniejsze zadanie, a zarazem pole do popisu dla każdego autora – rozpoczęcie historii, a następnie pociągnięcie fabuły, w taki sposób, aby czytelnicy wręcz oczekiwali tego szczęśliwego, stereotypowego zakończenia.

 

A dlaczego sądzę, że jest to najtrudniejsze zadanie autora? Otóż, na naszym rodzimym rynku z każdym nowym dniem swoje premiery mają przeróżne książki. Tym samym wprowadzenie do tworzonej literatury powiewu świeżości lub elementów rzadko spotykanych jest coraz bardziej kłopotliwe. Więc jeżeli i tym razem udało mi się wprowadzić czytelników w zdumienie, sprawić, że tupią nogami w oczekiwaniu na to, co wydarzy się dalej w życiu Oktawii i Aleksandra, to jestem przeszczęśliwa. W końcu nic nie daje autorowi tyle radości i wewnętrznego spełnienia co usatysfakcjonowani czytelnicy.

 

Tym razem, w serii Wspólnik postawiłam na element zaskoczenia z fetyszem głównego bohatera. Oczywiście cuckolding nie każdemu odbiorcy przypadł do gustu. Nie każdy właśnie tego sekretu upatrywał się w Aleksandrze, jednak mimo wszystko udało mi się osiągnąć zamierzony cel, bo wśród ogromnego stosu przeczytanych opinii „Odkrycia Kart” nie spotkałam się jeszcze z taką recenzją, gdzie wprost napisano: „spodziewałem/am się tego już po pierwszych stronach”. Co do samego zakończenia drugiej części – był to epizod, który (jak na ten moment ) wywołał chyba największy szok, a zarazem ogrom emocji. I tak wiem, czytelnicy gdyby mogli powiesiliby mnie za zakończenie książki w takim momencie, ale obiecuję ta niepewność nie potrwa już długo.

 

Kiedy zapadła decyzja, że będzie to cykl?

 

Już podczas pisania pierwszego tomu. W każdej swojej książce chcę bardzo dokładnie przekazać czytelnikom obraz, który widzę podczas całego cyklu tworzenia, a żeby toczka w toczkę przelać na papier wszystkie wątki tkwiące w mojej głowie, choćbym bardzo chciała, nie zmieściłabym całości w dwóch tomach, a co dopiero w jednym.

 

Bohaterami serii są Aleksander i Oktawia, których relacja przyprawia o wypieki na policzkach. Co sprawia, że tak się przyciągają?

 

Oczywistym jest, że magnetyzm fizyczny oraz sam wygląd są cechami, na które bohaterowie zwrócili uwagę już podczas swojego pierwszego spotkania. Zresztą tak jak w naszym życiu – gdy ktoś nam się podoba mimowolnie wodzimy za nim oczami  Jednak osobiście nie chciałabym się skupiać na aspekcie atrakcyjności fizycznej czy seksualnej, bo czytając serię jesteśmy w stanie odczuć to na własnej skórze. Dlatego w tym wypadku odniosę się do emocji, intelektu bohaterów oraz ich przeszłości. W tomie pierwszym widzimy wyraźnie, że oprócz przyciągania typowo fizycznego, między bohaterami aż iskrzy przez wzgląd na ich silne charaktery. To niemal mieszanka wybuchowa. W głównej mierze właśnie to wabi ich do siebie. Są zaintrygowani sobą, gdyż każde z nich nie miało wcześniej do czynienia z partnerem o podobnym temperamencie. Ponadto zarówno Oktawia, jak i Aleksander w przeszłości zmagali się z trudnościami, które ukształtowały ich dzisiejsze osobowości. Należą do dwóch zupełnie innych światów, a każde z nich przeszło swoje piekło, choć w finale wychodzi na to, że ich ścieżki nie były aż tak od siebie odległe. W tym wszystkim, w sporym stopniu przyciąga ich do siebie podobna historia, walka z własnymi demonami, usilne starania niesienia pomocy ukochanej osobie w pokonywaniu barier i chęć wspólnego zmierzenia się ze stojącymi na ich drodze do szczęścia, przeszkodami.

 

 

Czytelnicy podkreślają, że Pani styl pisania rozwija się. Co wpływa na tą zmianę? Jak Pani nad nim pracuje?

 

Wydaje mi się, że największą zmianę przyniosło otworzenie się na inne gatunki czytelnicze: kryminały, literaturę obyczajową oraz książki z kategorii rozwoju osobistego. W zasadzie to w nich dostrzegłam, że proste, krótkie zdania oddają znacznie lepiej treść, niż te złożone wielokrotnie. Dlatego też w większości swoich ostatnich testów zrezygnowałam z rozbudowywanych, ciągnących się linijkami „wieloprzecinkowców”. Skupiłam się na przekazaniu tych samych treści w bardziej przystępny i prosty sposób, aby czytelnicy płynęli gładko przez całość książki. Duże znaczenie ma także, fakt, że sam tekst przed odesłaniem do wydawnictwa redaguję kilkukrotnie. Nieraz nawet sama nie wiem ile razy. Zdarza się, że fragmenty znam na pamięć. Co także ważne – nauczyłam się pisać wraz z konspektem, aby zbyt mocno nie rozbudowywać wątków (wiadomo autor z jednego zdania dopisałby kolejny rozdział).

 

W jednym z wywiadów wspomniała Pani, że pierwsza scena erotyczna w Konsorcjum Tom 1.  była trudna do napisania. Teraz już pewnie nie odczuwa Pani już żadnych trudności. Jak  według Pani powinna być napisana scena erotyczna by była zarówno emocjonująca, jak i wiarygodna?

 

Przede wszystkim nie powinna być to scena, której nie da się urzeczywistnić. Nie kreujmy fikcji.

Jakiś czas temu czytałam erotyk, gdzie para uprawiała seks pod wodą. Gdybyśmy chcieli przenieść ją do naszego życia, scena trwałaby dobrych kilka minut, natomiast w treści powieści bohaterowie cały ten czas spędzili pod wodą. Niestety, ale jest to mało wiarygodne i pierwsze pytanie jakie nasuwa mi się na myśl, to: „Jak? Jakim sposobem przeżyli? Oboje posiadają dyplom nurka lub kierownika prac podwodnych?”  A tak na poważnie, osobiście nie piszę scen, które nie mają odzwierciedlenia w życiu realnym. Po co zakłamywać ten obraz? Nie wniesie to niczego poza pytaniami rodzącymi się w głowie czytelnika, które dodatkowo oderwą go od wykreowanego przez nas świata literackiego. Oczywiście, w samych scenach erotycznych z dużym prawdopodobieństwem powielimy schemat sceny zbliżenia i tutaj nie ma co główkować nad nowatorską pozycją kamasutry, bo ona niewiele zmieni. W końcu to od autora zależy jak pokieruje całością fabuły, czy wplecie w scenach intymnych nęcące dialogi, czy tekst zostanie napisany tak porywająco, aby czytelnik po raz setny przebrnął przez tak dobrze znaną mu scenę łóżkową. W tym wszystkim wydaje mi się, że za najbardziej emocjonującą scenę możemy przyjąć tą, w której jako odbiorca chcielibyśmy mknąć do następnych stron książki, ale nie możemy pominąć żadnego zbliżenia, ponieważ umkną nam ważne fakty/wyznania, które mają spore znaczenie dla losów pary w dalszej części historii.   

 

Jakie są Pani ulubione elementy do pisania? Czy preferuje Pani tworzenie głębszych wątków emocjonalnych czy bardziej ekscytujących scen?

 

Szczerze mówiąc ciężko jest mi wybrać. Lubię tworzyć zarówno jedne i drugie. Myślę, że powieść posiadająca obie te cechy jest swoją najlepszą wersją. Mamy do czynienia z dreszczykiem emocji spowodowanym nagłą zmianą akcji, jak i rozbudzającymi zmysły urzekającymi momentami. W moim odczuciu to właśnie przepis na udaną książkę – zrównoważyć budowanie napięcia, wzajemnych uczuć między bohaterami, a kolejnymi ekscytującymi scenami.

 

Czy istnieją jakieś granice, których Pani się trzyma, pisząc erotykę? Czy są jakieś tematy czy sceny, które Pani omija lub unika?

 

Jeszcze z dwa lata temu powiedziałabym – owszem. Stwierdziłabym, że nie poruszam tematów, chociażby związanych ze swingiem. Jednak każdy z nas rozwija się. Każdego dnia jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia. Szczerze mówiąc, nim zaczęłam myśleć o napisaniu serii Wspólnik, nigdy wcześniej nie pomyślałabym, że podejmę się opisywania, a co dopiero zagłębiania się w temat cuckoldingu. Na dzień dzisiejszy po wielu recenzjach wiem, że nie każdemu przypadł on do gustu, ale nie można też zaprzeczyć, że taki fetysz istnieje, a partner byk czerpie przyjemność m.in. właśnie z powodu konkurencji. Jak już wspominałam, w swoich powieściach staram się wprowadzać element zaskoczenia, coś nowego, a zarazem odróżniającego. A gdzie obecnie są moje granice w pisaniu? Hmmm... sama tego nie wiem. Granice chyba się zatarły. Po prostu nie podejmuję tematów, które mnie osobiście w pełni odrzucają.

 

 

Powieści erotyczne stały się bardzo popularne jakiś czas temu. Jak Pani myśli, co jest tego powodem? 

 

Powieści erotyczne to głównie lekkie książki, przez które fabuła zazwyczaj płynie bardzo gładko. Sama czytam je po ciężkim dniu w pracy, aby oderwać się na chwilę od rzeczywistości i swoich problemów. By najzwyczajniej w świecie zrobić dla siebie coś przyjemnego. Nazywam to taka chwilą „odmóżdżenia” – może brzydkie określenie, ale prawda jest taka, że ta literatura pozwala mi się odprężyć i zrelaksować, gdyż jest niewymagająca. A chyba właśnie o to chodzi, żeby czytać to, co się lubi, po to, aby odreagować, wyciszyć się i rozładować nagromadzony stres.

 

A co do coraz większej popularności literatury kobiecej, postawiłabym na otwieranie się społeczeństwa na tematy związane z seksualnością. Obecnie coraz więcej osób przestaje się kryć w zaciszu domowym z czytaniem erotyków czy romansów, bo czują się pewniej. Hejt ograniczonej części społeczeństwa z roku na rok zdaje się być coraz mniejszy. Co najzabawniejsze najgorsze słowa w kierunku gatunku erotyki wypływają od mężczyzn, którzy nawet nie sięgnęli po żadną z pozycji, aby móc się obiektywnie wypowiedzieć, ale za to na stronach porno bardzo często mogliby powalczyć o status najbardziej zasłużonego użytkownika. Z drugiej strony uwielbiam też inną grupę społeczeństwa internetowych hejterów – grupa określana przeze mnie mianem: „no nie znam się, nie czytałem, ale się wypowiem”. Osobiście czytając negatywne komentarze pod postami autorek, które zdobyły spory rozgłos,  zastanawiam się skąd ci hejterzy mają aż tak dużo wolnego czasu, by zajmować się kłótniami i wyrażaniem swoich jakże „trafnych” opinii w Internecie (i nie, nie mówię tutaj o konstruktywnej krytyce, a raczej o komentarzu pod tytułem: chłam! Kto to czyta?! Nie macie co robić z wolnym czasem?!”). No właśnie w tych konkretnych wypadkach wychodzi na to, kto nie ma pomysłu co zrobić z wolnym czasem. Przecież można spożytkować go znacznie lepiej niż plując jadem, tylko po to, aby napisać krzywdzący komentarz skierowany nawet nie do samego autora, a do randomowej osoby, która wyraziła się pochlebnie o danej książce. Dlatego kochani, kończąc, ogromna prośba – szanujmy się wzajemnie i nie oceniajmy. Nic nam do tego co czytają, lubią i robią inni.

 

Czy Pani zdaniem literatura erotyczna może mieć wpływ na czytelników i ich postrzeganie seksualności czy dostarcza jedynie rozrywki?

 

Ciężko tutaj mówić o postrzeganiu seksualności i ze swojego punktu widzenia nie chciałabym, aby tak było.

 

Już tłumaczę dlaczego. Otóż obecnie na rynku mamy bardzo wiele mocnych, a przy tym wulgarnych erotyków. Mając młodsze rodzeństwo nie wyobrażam sobie, aby dzięki tej literaturze mieli oni w dany sposób zacząć postrzegać swoją seksualność, a co ważniejsze ustalać swoje granice cielesności. Proszę sobie wyobrazić, że młoda osiemnastoletnia dziewczyna, nie wiedząc jeszcze czego potrzebuje od swojego partnera, czego powinna od niego oczekiwać, jak się zachować w sytuacjach intymnych, chwyta w rękę pierwszy z brzegu erotyk i na jego podstawie stwierdza, że w sumie bicie, przyduszanie, wulgaryzmy i zdrady są w porządku, bo bohaterka książki XYZ znosiła to i na końcu dostała piękny pierścionek zaręczynowy od swojego Bad Boya. No niestety, to wszystko nie jest okej. Osobiście jako autorka liczę na to, że dostarczamy w swoich historiach rozrywki na wieczory przy książce, a przy tym podsuwamy dorosłym czytelnikom świeżych pomysłów na wspólne, zmysłowe chwile w sypialni. Jednak na tym, bym poprzestała.

 

Zostawiła Pani czytelników w ogromnym napięciu (kolejny raz 🙂), więc nie mogę nie zapytać. Czy prace nad kolejnym tomem trwają? Kiedy możemy się go spodziewać?

 

Tak, prace trwają, choć muszę przyznać nawet mnie ostatnia część Wspólnika zabrała wiele godzin snu z powiek. Jednak na szczęście jesteśmy już na ostatniej prostej. Pozostało tylko czekać na oficjalną datę premiery. I obiecuję, to już niedługo

 

Trzymamy za słowo.

Dziękuję za rozmowę.

 

Justyna Szulińska

× 1 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@OutLet
@OutLet · ponad rok temu
Aż sprawdziłam, co to ten cuckolding, bom niedouczona. Ręce opadają. Czytam cały akapit, w którym autorka o tym mówi i tak sobie myślę, że chyba przeczytam książkę, by się dowiedzieć, w jaki sposób to zjawisko pozwoliło się rozwinąć w pisaniu (!!!) i co w tym temacie było takiego, że całkowicie autorki nie odrzucił. Choć mnie odrzuca, ale może pokonam swoje ograniczenie.
× 7
@Lorian
@Lorian · ponad rok temu
Mnie odrzuca strasznie, więc wolę nie zagłębiać się w temat :D
× 4
@Siostra_Kopciuszka
@Siostra_Kopciuszka · ponad rok temu
OOO nie, znowu, ????


× 6
@Airain
@Airain · ponad rok temu


× 6
@Mirka
@Mirka · ponad rok temu
Nie rozumiem czasami negatywnego podejścia do erotyków, które często poza sferą seksualną mają też ciekawe historie. Zarówno KONSORCJUM, jak i WSPÓLNIK podobały mi się i z niecierpliwością czekam na kontynuację. Brawo, że autorka nie unika tematów tabu i śmiało o tym pisze.
× 1
@Johnson
@Johnson · ponad rok temu
Jednak każdy z nas rozwija się.
Jak już tłumaczycie na Język Polski wypowiedzi zagranicznych autorek można to zrobić gramatycznie poprawnie. Ale jak widać, nie trzeba.
× 1
@Lorian
@Lorian · ponad rok temu
To polska autorka, pod pseudonimem :)
@Johnson
@Johnson · ponad rok temu


× 3
@Lorian
@Lorian · ponad rok temu
Ma rację autorka - tyle jest wulgarnych erotyków, gdzie normą jest poniżanie kobiety. Aż strach się bać, jak to może wpłynąć na młodsze pokolenie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl