Ostatnie dwa miesiące są dla Pani intensywne. Miały miejsce dwie premiery Pani książek - “Pomocne bajki, na codzienne troski” i “Autystyczny świat Tymka”. Jak Pani przeżywa ten czas? Jakie uczucia towarzyszyły oddawaniu książek w ręce czytelników?
Rzeczywiście, zupełnie wyjątkowo, zadebiutowałam dwiema książkami, które ukazały się w stosunkowo bliskim czasie, bo 1 i 13 marca. Jestem oczywiście ogromnie podekscytowana, ale też noszę w sobie obawę jak te teksty zostaną przyjęte przez czytelników. Jestem osoba dojrzałą, a zatem, jak sądzę , przygotowaną na konstruktywną krytykę, nawet jestem jej trochę ciekawa, ponieważ upatruje w niej szansy na dalszy rozwój. Wskazówki jak poprawić tekst są dla pisarza zawsze cenne. Teraz skupiam się głównie na promocji obu tytułów (wywiady, spotkania autorskie), ale staram się też pozostawać w kontakcie z odbiorcami w mediach społecznościowych.
Skąd wziął się pomysł napisania książki “Autystyczny świat Tymka”?
To był mój pomysł, a może bardziej potrzeba opisania tego z czym obcuję na co dzień i co znam od przysłowiowej podszewki. Chciałam się tym podzielić z innymi. Mam już pierwsze sygnały od nauczycieli i specjalistów pracujących z dziećmi w placówkach integracyjnych, że czytają, dzieci dobrze reagują, pytają, dyskutują. O to chodziło.
Jak książka została przyjęta w wydawnictwie?
Wydawnictwo chętnie przyjęło tekst i naprawdę dobrze się nim zaopiekowało. Prace nad książką trwały dokładnie sześć miesięcy: redakcja, korekta, skład i znów korekta. W międzyczasie powstawały czarno białe ilustracje (mój wybór) i projekt okładki. Wspólnie szukaliśmy też odpowiednich patronów. Jestem ogromnie zadowolona z efektu.
Jaka myśl towarzyszyła Pani podczas pisania? Co chciała Pani przekazać czytelnikom?
“Autystyczny świat Tymka” nie jest podręcznikiem, ani poradnikiem, nie znajdziemy tam żadnych teoretycznych wzmianek o autyzmie. Takich książek na rynku wydawniczym jest wiele. Zarówno dedykacja, jak i krótka informacja poprzedzająca część pierwszą informują, że jest to moje, subiektywne ujęcie historii pewnego chłopca inspirowane głównie pracą z nim, ale też innymi wydarzeniami, które miały miejsce w tym konkretnym przedszkolu. Miałam to szczęście, że asystowałam przez dwa lata dziecku, które mogło się ze mną podzielić tym jak widzi przedszkolny świat. Niejednokrotnie jego punkt widzenia był dla mnie olśnieniem, wartym po stokroć więcej niż treść niejednego podręcznika. Jednocześnie wiedziałam, że nadal wśród nauczycieli i rodziców istnieje potrzeba tłumaczenia dzieciom neurotypowym dlaczego niektórzy koledzy/koleżanki z klasy prezentują nietypowe zachowania. Wiem, że zrozumienie to klucz do akceptacji nawet bardzo odmiennych postaw. Pomyślałam też, że przy tej okazji podzielę się drobnym “know how” ze specjalistami i opiekunami dzieci w spektrum, dlatego w części drugiej umieściłam moje autorskie notatki z zeszytu do komunikacji. I tu również mam sygnały, że mój przekaz został zrozumiany. Odbiorcy zwracają uwagę na to, że teksty są głęboko empatyzujące, pokazują modelową narrację, która powinna powstać pomiędzy rodzicem, a asystentem dziecka i subtelnie wprowadzają konkretne zagadnienia terapeutyczne.
Dlaczego wybrała Pani taki sposób narracji?
Narracja pierwszoosobowa jest jedyną, która daje szansę na tak emocjonalne przedstawienie widzianego przez bohatera świata. Jesteśmy przecież w jego głowie. Po dwunastu latach pracy z przedszkolakami wcielenie się w sześcioletnie dziecko przyszło bez trudu. Na co dzień staram się patrzeć na większość spraw ich oczami, żeby je dobrze rozumieć.
Opisuje Pani część swojej pracy. Czy to to sprawiło, że historię Tymka pisało się łatwiej czy może trudniej?
Historia Tymka popłynęła na klawiaturze komputera wyjątkowo łatwo, być może dlatego, że kształtowała się w mojej głowie od wielu miesięcy. Potem jednak przyszedł czas na poprawki, zmiany, dopracowywanie tekstu i to trwało prawie tak samo długo jak pisanie tych historii. Szacunek do czytelnika wymaga dobrze przygotowanego tekstu.
Co w pracy pedagoga specjalnego czyli wspierającego na przykład dziecko ze spektrum autyzmu jest według Pani najtrudniejsze?
Sądzę, że trudne może być to, że na efekty naszej pracy czekamy długo, a niekiedy w ogóle ich nie widzimy. Tak się dzieje kiedy pracujemy z dzieckiem przedszkolnym, na przykład nad zmniejszeniem pobudzenia psychoruchowego. Na tym etapie rozwojowym te działania są szalenie ważne, ale ich efekty zobaczą dopiero nauczyciele w szkole. Podobnie rzecz ma się gdy pracujemy nad mową czy wprowadzaniem modelowych zachowań społecznych. To są długotrwałe procesy, bywa, że nie ma spektakularnych efektów, co może zniechęcać niektórych specjalistów. Innym problemem mogą być zachowania agresywne ze strony dzieci w spektrum w stosunku do ich opiekunów. Oczywiście odpowiednio dobrana terapia powinna je znieść, ale trafiają do nas dzieci z różną przeszłością terapeutyczną i początki bywają trudne.
A co jest największą nagrodą?
Każdy najdrobniejszy postęp w terapii to olbrzymi sukces dla asystenta i czasami chodzi naprawdę o drobiazgi, na przykład: jeśli prowadzimy trening czystości (kontrola fizjologiczna jest dla dzieci w spektrum trudna) to wyeliminowanie strachu przed trzaskiem opadającej deski sedesowej jest dla nas sukcesem, po którym możemy przejść do następnych kroków. Jeśli eliminujemy wybiórczość pokarmową, to fakt, że dziecko zechciało powąchać, a potem dotknąć palcem danego produktu to zwycięstwo. Podczas prowadzenia desensytyzacji (odwrażliwiania) dłoni, każda nowo wprowadzona faktura, zaakceptowana przez przedszkolaka to radość. Tak, myślę, że największą nagrodą są sukcesy dzieci, choćby te najdrobniejsze.
Takich osób jak Pani jest ciągle za mało. Nie tylko na etapie przedszkolnym ale również w szkołach podstawowych. Czy, pomijając kwestie kwalifikacji, aby być takim wsparciem dla dzieci ze specjalnym potrzebami edukacyjnymi trzeba mieć jakieś konkretne predyspozycje?
Asystent musi schować do kieszeni własne ambicje i oczekiwania. Nauczyć się działać w rytmie podopiecznego, cieszyć jego drobnymi sukcesami, widzieć i doceniać starania dziecka i wreszcie mieć świadomość, że nawet jeśli pozornie nie ma z nim kontaktu (dziecko nie mówi, w sposób ograniczony komunikuje się, jest niepełnosprawne intelektualnie w stopniu większym niż lekki) to ono jest, czuje, ma pragnienia. Pedagodzy specjalni muszą cechować się głęboką empatią, intuicją, umiejętnością obserwowania, analizowania, wnioskowania. Jednocześnie dobrze, żeby w odpowiednich momentach potrafili dystansować się emocjonalnie, obiektywnie kierować terapią. Ważne są też kompetencje interpersonalne, bo praca z dzieckiem to też praca z jego rodzicami. Asystent powinien też znać sposoby na rozładowanie własnego napięcia, żeby uniknąć wypalenia zawodowego.
Obydwie książki zostały bardzo ciepło przyjęte. Czy możemy się spodziewać, że to zachęci Panią do napisania kolejnych?
O tak. Przygotowałam już serię opowiadań edukacyjno- terapeutycznych, tym razem dla dzieci wczesnoszkolnych. Udało mi się stworzyć ciekawy mariaż stylu fantasy i non-fiction. Właśnie zakończyłam ostatnie prace redaktorskie i uznałam tę propozycję za gotową, by puścić ją w świat. Teraz pozostaje czekać na odpowiedź wydawnictw.
Trzymamy kciuki!
Dziękuję za rozmowę.
Justyna Szulińska