Cytaty Małgorzata Mossakowska-Górnikowska

Dodaj cytat
Nie nadawał się ani na pocieszyciela, ani na powiernika, ani tym bardziej na kogoś dającego wsparcie. Nie miał ochoty na żaden odpowiedzialny związek. Powiedział co prawda, że pójdą dokądś razem po powrocie z Pułtuska, ale łatwo wykpił się zmęczeniem. Rano wyjechał z Poznania, potem sprawy w kancelarii i sądzie, spotkanie z klientem i na koniec przekopywanie terenu wokół kaplicy. W rzeczywistości nie był umordowany, tylko mocno podekscytowany znaleziskiem.
Powiem ci, że tego właśnie się boję. Nie wystarcza mi wyobraźni na prawdziwych zbirów, którzy tropią skarb i plądrują teraźniejszość w poszukiwaniu dowodów na czyjeś mroczne tajemnice sprzed wielu lat. Ale wiesz co? Wpadło mi coś do głowy… Mam takie przeczucie, że ta tajemnicza kryjówka jest jakoś związana z dawną przeszłością Gustawa, może z dzieciństwem. Zobacz, często tak jest, że ludzie wracają do dawnych miejsc. Może czują się w nich bezpiecznie. Może myślą, że nikt nie będzie tropił ich dawnych ścieżek. Musimy się dowiedzieć, gdzie urodził się Gustaw. Nie podejrzewam, że mając 7 lat, robił widoczki i zakopywał je za blokiem, jak ja, ale może miał jakąś kryjówkę, do której znosił łuski pocisków z czasów wojny. Może to tam zostawił jakąś wskazówkę albo nawet jeśli nie zostawił, to będziemy w ogóle więcej wiedziały o tym człowieku.
Teraz dopiero z bliska widziała wyraźnie, że z podłogi wystaje coś na kształt obudowanej cegły. Co to mogło być. Po kolei odłupywała niewielkie płytki. Wreszcie, gdy wszystkie już odpadły, Majka ze zdumieniem stwierdziła, że ktoś wmurował w podłogę metalowe pudełko. Na samym dnie leżała mała, brązowa koperta. W środku były dwa klucze. Oba małe i srebrne.
Odłożyła to wszystko na jakiś czas, gdyż Gustaw skutecznie zajął ją swoimi tajemnicami. Wiedziała przy tym, że nie może siedzieć dłużej w Warszawie, bo nie będzie miała do czego wracać w Poznaniu. Julka już dwa razy rozmawiała z ojcem i prosiła go o chwilę cierpliwości. Był cierpliwy, ale mogło się to skończyć w każdej chwili. Poza tym Majka nie była jego córką i dla niej nie musiał być tak wyrozumiały. Potrzebował pracownika na miejscu. Jeszcze chwila i istniało zagrożenie, że zatrudni kogoś nowego.
Nela stała oparta plecami o ścianę. Miała przymknięte oczy i z trudem próbowała wyrównać oddech. – Nienawidzę tego miejsca… nienawidzę – powtarzała w myślach. Od dwóch miesięcy pracowała w małym sklepiku z firanami, guzikami, rajstopami i drobną pasmanterią. Sklep był duszny, ciemny i mały. Wchodziło się do niego przez ponure podwórze, zacienioną klatkę i jeszcze cztery schodki w dół poniżej parteru. W centrum Łodzi było mnóstwo takich sklepików, a tu – kierując się bezpośrednio od ul. Wschodniej, można było trafić do wielu takich miejsc. Marynarki, spodnie, odzież, futra, skóry, fartuchy. Zakłady krawieckie i szewskie. Wszystkie małe, ciasne i ciemne. Czasem tak małe, że oprócz towaru ledwo mieściło się lustro do oglądania przymierzanych strojów.
Tak naprawdę najmniej w tym wszystkim chodziło o pieniądze. Chodziło o zranione uczucia, o niszczenie ich wspólnego życia, o podeptaną miłość, o zdradę. A także o łatwo zapomniane przyrzeczenia wierności, szacunku i wspierania się w codzienności. Stanisław zniweczył to w niespełna kilka lat po ślubie. I chociaż to wszystko niewyobrażalnie raniło Nelę, to najbardziej bolała jego obojętność wobec małego chłopczyka, który zrodził się przecież z ich miłości! To nie było jakieś tam obce małe dziecko. To ich syn! Śliczny i beztroski Janeczek, który potrzebuje i matki, i ojca, który weźmie go na ręce i przytuli. Ukołysze, dotknie, powie coś czule, zaśmieje się… po prostu będzie. A Stanisław patrzył na syna jak na jakiegoś intruza, który nie wiadomo skąd pojawił się raptem na świecie.
Nazywa się „Życie”. Władek wolał, żebyś na początek wiedziała tylko tyle, ile potrzeba, ale przecież jesteś jego najbliższą rodziną, więc co tu ukrywać? Poznaliśmy się na Uniwersytecie. Mam tam wielu przyjaciół. Wiem, że ty też chciałabyś studiować. Tylko do tego musisz mieć maturę. Zadbamy o to, wszystko po kolei. No, a teraz chodźmy już na obiad! Pewnie umierasz z głodu!
Od chwili, gdy wyszły z budynku dworca, Nela nie przestawała rozglądać się wokół. Warszawa wydawała jej się taka… elegancka! To było miasto zupełnie inne niż Łódź. Patrzyła z zachwytem na ludzi, na budynki, nawet na przejeżdżające tramwaje. Wszyscy tak ładnie ubrani! Miasto tętniło życiem, było czysto na ulicach. Słoneczny dzień sprawiał, że Warszawa wydawała się radosna, świeża i taka przyjazna. Mijały grupki ludzi. Jak tu było gwarnie, tłoczno, ale chciało się tu być. Iść ulicą, patrzeć i chłonąć.