Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek recenzja

Stowarzyszenie idealne dla Książkoholika

Autor: @Mery111 ·3 minuty
2012-09-12
Skomentuj
1 Polubienie
Chyba większość moli książkowych ma jedno, podstawowe (i czasami uciążliwe dla otoczenia) zboczenie – kocha plotkować, gadać o książkach. O ile po jakimś czasie nudzą nam się wszystkiego typu rozmowy o modzie, sporcie, najnowszych wydarzeniach ze świata (oczywiście nie wszystkim) to o najnowszych powieściach, uznanych klasykach, znanych autorach i dlaczego ludzie tak wielbią ostatnio Trylogię Czasu (oj, do fenomenu daleko jej, daleko…) można mówić, mówić, mówić…

Co prawda, media udanie narzekają na czytelnictwo w Polsce, jednak nie dajmy się zwieść pozorom. Sama, mimo wrodzonej nieśmiałości, bardzo często spotykam ludzi, którzy książki lubią. Zazwyczaj w małych księgarenkach, bardzo często zaczyna się od zagadnienia na linii sprzedawca-ja, potem jakaś osóbka dodaje swoje trzy grosze. Jednak czasem o to jest ciężko. Wtedy zostaje się uciec do książki. A autorzy bardzo lubią przemycać tytuły, a niektórzy lubią o nich pisać wciskając swoim bohaterom ciekawe pozycje…

Dzisiaj będzie o takiej książce. Książce o której mogłabym mówić i mówić. Książce, której bohaterowie tak bardzo wdarli się do mojego serca. Książce o książkach. Książce w której pewna pani odkryła siostry Bronte, w której pewien pan czytał Charlesa Lamba, gdy wokół trwała wojenna zawierucha. Książce, w której można znaleźć ciepło i uśmiech, mimo szarego nieba.

Jest rok 1946. Juliet, młoda pisarka, objeżdża zniszczoną Anglię, promując swą książkę i szukając tematu do następnej. Przypadkiem dowiaduje się o małej wyspie, na której istnieje dziwne Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Powołali je podczas wojny rolnicy i gospodynie, by uratować kilka osób przed aresztowaniem. Ale jak się ma literatura do placka z obierek? Zaciekawiona Juliet odwiedza wyspę, co zupełnie zmienia jej życie...

Sam czas akcji może wręcz wywołać dreszcze. 1946? Rok po wojnie, gdy ludzie świeżo w pamięci mają krzyk, płacz, biedę, zgliszcza… Wtedy właśnie. I wtedy też odnalazły się bratnie dusze. A ponad pół wieku później ja ich odnalazłam. I zaraz poczułam, że czegoś takiego mi brakowało. Mam wiele książek o wojnie. Jest o obozach, o zesłaniach, w większości literatura faktu. A tym razem wojna była wpleciona w powieść. Przekaz nie tracił przez to na naturalności, nie starano się zmienić biegu historii. Raczej opisano ją ze znawstwem i uczuciem jednocześnie.

Czym byłaby jednak powieść bez ulubionych bohaterów? Biorąc książkę do ręki chcemy się z nimi przecież zaprzyjaźnić. A przyjaciela musimy przecież poznać i co najważniejsze – znaleźć z nim wspólny język. W „Stowarzyszeniu Miłośników…” znalazłam właśnie takie osoby. Do polubienia, chociaż zaopatrzone w różne dziwactwa i naszpikowane przeróżnymi cechami charakteru. Jednocześnie posiadające to, co najważniejsze: empatię, czasem pozytywne zakręcenie i poczucie humoru. Czasem melancholijne, czasem porywcze, jednak zawsze z uśmiechem, chociaż los nie szczędził im cierpienia. Przeżycie okupacji to trauma, którą zapamiętuje się do końca życia i o ile główna bohaterka, mieszkająca w Anglii tak jej nie odczuła, to osoby z Wysp Normandzkich i owszem. Szczególną sympatię poczułam do tego nieśmiałego Dawseya. Jejku, przy mojej paplaninie był całkowitym przeciwieństwem, dlatego czytając jego listy uspokajałam się, uśmiechałam, może nawet pokorniałam?...

A, listy! Bo nawet nie wspomniałam. Książka pisana jest w formie listów. Każdy z prawie każdym, w obie strony, prócz tego pana z pięknym uśmiechem (on jakieś telegramo-liściki przesyłał). Czy to dobrze? Nie wiem, ale ja odebrałam to pozytywnie. Nie dość, że coś innego, dawno nie widzianego, to jeszcze świetnie oddawało klimat tamtej epoki. Może w tym czasie nasz ostatnio wspominany Lewis też pisał do Przyjaciela? A może Tolkien siadł ze swoją fajeczką i też bazgrał do kogoś? Można pomarzyć…

Tak mi było tam dobrze, tak przyjemnie i ciepło, że aż nie chciałam opuszczać tych miejsc. I cieszę się, że w literaturze jeszcze takie miejsca są. I, że ja mogę tam jeszcze wrócić. I pobawić się z Kid, i odpocząć. Dobrze, że istnieje „Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek”.

A na koniec jeden z trafnych cytatów tej książki: „Właśnie to uwielbiam w czytaniu - w każdej książce odkrywam jakiś drobiazg, który skłania do przeczytania następnej pozycji, a tam znów jest coś, co prowadzi do kolejnej. I tak w postępie geometrycznym - bez końca i żadnej innej motywacji prócz czystej przyjemności.”

***
"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek", M.A.Shaffer, A.Barrows, Świat Książki, 2010, tł.J.Puchalska
× 1 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
3 wydania
Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
Mary Ann Shaffer, Annie Barrows
8.1/10

Jest rok 1946. Juliet Ashton szuka tematu do nowej książki. Niespodziewanie znajduje go w liście od mieszkańca małej angielskiej wyspy Guernsey, Dawseya Adamsa, który przypadkiem kupił w antykwariacie...

Komentarze
Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
3 wydania
Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek
Mary Ann Shaffer, Annie Barrows
8.1/10
Jest rok 1946. Juliet Ashton szuka tematu do nowej książki. Niespodziewanie znajduje go w liście od mieszkańca małej angielskiej wyspy Guernsey, Dawseya Adamsa, który przypadkiem kupił w antykwariacie...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Całkiem niedawno miałam okazję przeczytać niewielką książkę napisaną przez Annie Barrows i Mary Ann Shaffer, „Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek”. Ciężko nie przyzna...

@canis.luna @canis.luna

„Czyż to mało znaczy cieszyć się słońcem, radośnie powitać wiosnę, kochać, zamyślić się, związać koniec z końcem?" Dziś zaczęłam dość nietypowo, bo od cytatu, którego wybór, uwierzcie mi na słowo, b...

@beata.stefanek @beata.stefanek

Pozostałe recenzje @Mery111

Zrządzenie losu
Trajkotanie, czyli co czyta Ćma Makaronowa

Dwudziesty marca, wreszcie skończyłam pierwszą książkę w tym miesiącu. Wszystko jest zakręcone jak makaron, a ja zamiast jak pulchniutki makaron wyglądam jak ćma. Miotam ...

Recenzja książki Zrządzenie losu
Queen. Nieznana historia
Genialny bałagan artystyczny

Co roku odwiedza mnie mój brat. Obydwoje mamy już tę 16 (prawie) na karku i od kilku lat zawsze powtarzamy pewien rytuał. Ja siadam w fotelu, on dorywa mój komputer i pu...

Recenzja książki Queen. Nieznana historia

Nowe recenzje

Most nad wzburzoną wodą
„Policjant na skraju obłędu musi znaleźć nieuch...
@zaczytana.a...:

"Most nad wzburzoną wodą" Marcela Woźniaka to kryminał, który wciąga czytelnika od pierwszych stron i nie pozwala mu od...

Recenzja książki Most nad wzburzoną wodą
Piekielne Niebo
Gdy Niebo chyli się ku upadkowi
@whitedove8:

18-letnia Anielica Narida zostaje skazana za zabójstwo i strącona z Nieba. Jako upadła trafia do Rzymu, gdzie próbuje o...

Recenzja książki Piekielne Niebo
Nowe życie Kariny
Z bidula do nowego życia...
@dzagulka:

Często powtarzam, że nigdy nie oceniam książki po okładce i nigdy okładka nie jest wyznacznikiem tego, czy zwrócę uwagę...

Recenzja książki Nowe życie Kariny
© 2007 - 2024 nakanapie.pl