„Fryne hetera” przykuła moją uwagę już od pierwszego wejrzenia. Ponoć nie ocenia się książki po okładce, jednak przy wyborze potencjalnej lektury może odegrać ona kluczową rolę. W przypadku powieści Witolda Jabłońskiego obraz Jeana-Lèona Gèrôme’a „Fryne przed areopagiem” był wyborem doskonałym. Naga kobieta (jak można się domyślić – główna bohaterka), z której dopiero co zdarto szaty, stojąca przed starogreckim sądem… Nikt zainteresowany kulturą starożytną nie przejdzie obok takiej pozycji obojętnie. Także ja nie oparłam się pokusie wzrokowca i „Fryne” szybko zagościła na mojej półce.
Witold Jabłoński jest nie tylko autorem książek, ale też recenzji i esejów o tematyce kulturalnej oraz znawcą teatru. Jego najsłynniejsza publikacja to cykl powieści „Gwiazda Wenus, Gwiazda Lucyfer”. Pozycja dość kontrowersyjna, gdyż po wydaniu pierwszego tomu – „Uczeń czarnoksiężnika” – pisarz został posądzony o antykościelność i zwolniony z pracy. Nagrodzony przez Towarzystwo Kultury Teatralnej za osiągnięcia w dziedzinie „prasa popularyzatorem teatru”, z kolei recenzowana przeze mnie „Fryne hetera” nominowana była do Nagrody im. Jerzego Żuławskiego.
Jabłoński nazywa swą książkę na podobieństwo tragedii antycznej – imieniem głównej postaci, urozmaicając tytuł wykonywanym przez bohaterkę zawodem. Kim były hetery? Dziś powiedzielibyśmy, że zajmowały się prostytucją. Stałoby się to jednak swoistym przekłamaniem, gdyby nie poczynić dygresji odnośnie różnicy pomiędzy „kiedyś” a „teraz”. Otóż w dzisiejszych czasach profesja ta kojarzona jest powszechnie z czymś nieczystym, grzesznym i odrzucana gdzieś na margines społeczeństwa. Starożytni uważali tę pracę za prestiżową, w dodatku dającą przyjemność tak pracującemu, jak i zleceniodawcy. Hetery wiodły luksusowe życie, a jako kochanki ludzi z wyższych warstw społecznych były nieraz zdolne do wywierania wpływu na ich poczynania. Mężczyźni traktowali je lepiej niż własne żony, co idealnie obrazuje cytat z książki: „Jak to mówią: dla żony resztki, dla hetery ambrozja”.
Fryne jest heterą – w dodatku nie przeciętną, lecz jedną z najbardziej pożądanych, najpiękniejszych, a także mogącą poszczycić się sporym intelektem. Poznajemy ją jednak nie na starożytnej agorze, lecz we współczesnej kawiarni. Spotyka się tam z poetą, któremu opowiada historię swojego życia. A było ono niezwykle barwne, obfitujące w przygody – nieraz zabawne i przyjemnie zaskakujące, często jednak niebezpieczne i przerażające. By jednak nie psuć czytelnikowi przyjemności ich poznawania i nie zakłócać elementu zaskoczenia, pozwolę sobie nie przytaczać tutaj żadnej z nich.
Pisarz porusza w swej książce różnice między współczesnymi a starożytnymi w pewnych kwestiach. Jedną z nich jest wspomniany już przeze mnie zgoła odmienny stosunek ludności do antycznych heter niż dziś do prostytutek. Inną sprawą jest nagość, która – w przeciwieństwie do na przykład średniowiecza – nie jest w opisywanych epokach uznawana za rzecz wybitnie perwersyjną czy skalaną. Różnica polega na tym, że w starożytności nacisk kładziony był na ciało męskie. Wspaniale umięśniony atleta był natenczas wyznacznikiem fizycznego ideału. Obnażona kobieta nie bywała zbyt często obiektem godnym uwiecznienia jako mniej perfekcyjna. Z kolei dziś – zgoła przeciwnie. Zewsząd otacza nas nagość płci – jak to nawet podkreślamy! – pięknej. Spotykamy się z nią w coraz śmielszych postaciach w filmach, reklamach czy sytuacjach życia codziennego. O specjalnych magazynach dla panów nie wspominając. Jeszcze inną sprawą poruszaną przez Jabłońskiego są związki homoseksualne – niegdyś coś zupełnie jawnego i powszedniego, aktualnie krytykowane i uważane za wynaturzenie. Ciekawym zagadnieniem jest także spojrzenie Greków na nowopowstałą wiarę – chrześcijaństwo. Bóg ukazany jest oczywiście z perspektywy innowiercy, spotykającego się z nową religią po raz pierwszy, a zatem podchodzącego do niej krytycznie. Przytaczając przykłady ze Starego Testamentu, jeden z bohaterów stwierdza: „(…) trudno o bardziej okrutną, mściwą, chimeryczną i niesprawiedliwą istotę. Tylko pokrętny umysł Hebrajczyka może wyjaśnić, jakim sposobem uznano swego dręczyciela za wcielenie absolutnego dobra. Na dodatek (…) w swej megalomanii postanowił ogłosić się jedynym prawdziwym Bogiem.” Wczytując się głębiej w całość dialogu, z którego pochodzi przytoczona wypowiedź, można faktycznie zastanowić się nad pewnymi dogmatami kościoła chrześcijańskiego. Jabłoński porusza więc w swej powieści wiele problematycznych kwestii i, jakkolwiek nie zawsze podzielałam opinię włożoną przez niego w usta bohaterów, z pewnością wzbogaca to lekturę, skłaniając czytelnika do refleksji i rzucając nowe światło na pewne zagadnienia.
Główna bohaterka pokazuje nam dwa oblicza. Bo choć przez cały czas trwania akcji stylizowana jest na kobietę silną i mądrą, to nawet niezbyt wnikliwy czytelnik mógłby z tym wizerunkiem polemizować. Sceny, gdy omdlewa podczas Uczty Kozła, zanosi się płaczem na wieczerzy czy sypia z perskim szpiegiem ukazują ją raczej jako kruchą i ulegającą pokusom. Należy przyznać, że nieomylny bohater bez najmniejszej skazy byłby najzwyczajniej w świecie nudny, jednakże idealizacja postaci w słowach, a zaprzeczanie tego jej czynami nie robi najlepszego wrażenia na czytelniku. Mnie osobiście Fryne wręcz irytowała swą dwoistością oblicza i wywyższaniem się – cokolwiek bezpodstawnym.
Choć Witold Jabłoński zaliczany jest do pisarzy gatunku fantasy, „Fryne hetera” to zdecydowanie bardziej powieść historyczna. Występujące sporadycznie elementy świata nadprzyrodzonego są zdecydowanie o wiele mniej istotne niż tło. Autor ukazuje nam liczne zwyczaje starogreckie i perskie (jak na przykład greckie Dionizje czyli perska Uczta Kozła), mnóstwo postaci historycznych (od Aleksandra Wielkiego po Arystotelesa), a także wplata w dialogi liczne informacje o tymczasowej sytuacji politycznej Grecji i Persji. Z książki aż promieniuje zainteresowanie autora opisywaną epoką oraz dogłębna wiedza na jej temat. Co za tym idzie, czytelnik, który nie wie, kim byli Diogenes czy Safona, nie orientuje się w historii tego okresu, nie zna starożytnych filozofów i ich założeń, ów czytelnik nie do końca może zrozumieć, co się w powieści dzieje. Osobiście bardzo lubię epokę antyczną, toteż lektura była dla mnie pod tym względem ogromną przyjemnością. Czego nie mogę powiedzieć o języku…
Tym, co przeszkadzało mi w największej mierze, było niezastosowanie przez autora zasady decorum. Być może wplatanie współczesnych wulgaryzmów do historii Fryne jest zabiegiem zupełnie celowym – wszakże kobieta opowiada ją tu i teraz. Jednak celowy czy nie – zabieg w mojej opinii zupełnie niepotrzebny i psujący atmosferę powieści. Dla jasności – wulgaryzmy w książkach zupełnie mi nie przeszkadzają, jeśli tylko pełnią określoną funkcję. Exempli gratia pan Andrzej Sapkowski używa ich w swoich powieściach stosunkowo często, zawsze jednak są adekwatne do czasu akcji i dodają smaczku i klimatu. Co trudno powiedzieć o włożeniu w usta starożytnego Greka słów: „Demostenes – dziwkarz! Demostenes – tchórzliwa cipa!”. Ażeby nie być gołosłownym, wulgaryzm, od którego pochodzi pierwsze obraźliwe określenie Demostenesa nabrał negatywnego znaczenia dopiero w XVIII-XIX wieku. Natomiast bardzo ciekawym zabiegiem była stylizacja Aleksandra Wielkiego na Chrystusa. Jerozolima wita go jako wyczekiwanego mesjasza, taktuje jak syna bożego. Trzeba przyznać, że koncepcja dość wyszukana, a co najważniejsze – idealnie wpasowująca się w fabułę.
Podsumowując: pozycja godna polecenia ludziom lubującym się w historii antycznej – choć ujętej w dość specyficzny sposób. Czytelnik szukający w powieści fantastyki może czuć spory niedosyt – cokolwiek znaczące elementy tego gatunku ograniczają się do dalszoplanowej czarownicy, maga odgrywającego jakąś rolę dopiero pod koniec książki oraz motywu nieśmiertelności. Także styl Jabłońskiego nie każdemu przypadnie do gustu. Ciekawym za to elementem jest zestawienie czasów dawnych z dzisiejszymi, co było zapewne głównym celem zastosowania przez pisarza retrospekcji. Osobiście nie żałuję czasu spędzonego na lekturze „Fryne hetery”, nie mniej nie zaliczę jej też z pewnością do kanonu ulubionych utworów literackich.