W 2012 roku napisałam jedenaście rymowanych bajek "do szuflady" i przypomniałam sobie o nich po tylu latach. To czwarta bajka opublikowana na tym portalu. Zdjęcie utworzyłam przy pomocy Bing Image Creator DALL•E 3.
Szmaragdowy pałac, na skraju polany,
Migotał świetlistą wstęgą słońca odziany.
Zamek ten, choć onieśmielał swym szkarłatem,
Nieprzeniknioną mgłą skrywał się przed światem.
W jego komnatach mieszkały najróżniejsze przedmioty:
Meble, wazony, doniczki, a nawet lampion szczerozłoty.
Pośród nich prym wiodło lustro przystrojone w ramy złociste.
Ach, jakież ono było piękne i przejrzyste!
Sąsiadem zwierciadła był zegar wahadłowy,
Czas snu wskazywał, wyznaczał dzień nowy.
Lustro chełpiło się, że jest jak tęcza w niepogodę,
Że wszyscy tylko na nie patrzą, podziwiając jego urodę.
Zegar był stary, nieco porysowany,
Ale nawet dawnej nie pragnął być podziwiany.
Pewnego razu dwa taborety,
Twierdziły, że mienią się niczym blask komety,
Zwierciadło zapytało, dlaczego go nie podziwiają,
Na co odrzekły, że dzięki niemu własną urodą się zachwycają.
Spory o wygląd wszystkich poróżniły,
A nawet konkursy zwycięzcy nie wyłoniły.
Kłótnie wybuchały bez powodu co rusz,
A sprzęty nie zauważały, że zaczął pokrywać je kurz.
Jedynie zegar interesował się codziennymi sprawami,
Łatał dach, drzwi uszczelniał rubinami.
Pewnej nocy, rozszalała się straszna wichura,
A ponadto deszcz dudnił po zamkowych murach.
Trzaskały groźnie błyskawice,
Ze strachu trzęsły się donice.
Sprzęty bały się, że zamek się rozleci,
Lecz nie wiedziały, jak go zabezpieczyć.
Zegar ze spokojem zebranych poinformował,
Że na każdą pogodę ich lokum odpowiednio przygotował.
Między lokatorami zapanował wnet spokój błogi,
Gdy nagle taboret zauważył, że brakuje mu nogi.
Lustro zmatowiało, meble poszarzały,
Każdy spoglądał na każdego oniemiały,
Bowiem nie warto było myśleć wyłącznie o swojej krasie,
Bo uroda i tak przeminęła w późniejszym czasie.
W 2012 roku napisałam jedenaście rymowanych bajek "do szuflady" i przypomniałam sobie o nich po tylu latach. Będę dodawać jedną bajkę dziennie, aż do wyczerpania limitu. Zdjęcie utworzyłam przy pomocy Bing Image Creator DALL•E 3.
Klemens, rezolutny chłopiec z czupryną gęstą,
Uśmiechał się rzadko, bo chorował często.
Jego najlepszym przyjacielem był Teodor – słonik pluszowy,
Z którym najczęściej prowadził rozmowy.
Najpiękniejsze opowieści nie potrafiły chłopca uraczyć.
Gdyż z powodu choroby nie mógł zbyt wiele zobaczyć.
Nie chodził do szkoły, nauczyciele przychodzili do jego domu,
Choć czasami wymykał się na podwórze po kryjomu.
Niestety, nic dobrego z jego samowoli nie wychodziło,
Bo i tak się przeziębiał, nawet gdy słońce świeciło.
Zupełnie niespodziewanie, w swoje dziewiąte urodziny,
Dostał tajemnicze pudełko od przyjaciela rodziny.
Gdy Klemens i jego rodzice udali się na poczęstunek,
Słonik Teodor otworzył zagadkowy pakunek.
Zdziwił się, nie mogąc pojąć, od kiedy
Daje się komuś w prezencie opakowanie kredy.
Inne zabawki także kręciły głowami,
Patrząc z politowaniem na pudełko z kolorowymi kredami.
Nawet stara kredowa tablica,
Uznała, że podarek nie zachwyca.
Zdziwienie było jeszcze większe, gdy kreda oznajmiła,
Że wszystko namalować by potrafiła.
Teodor zaśmiał się, sądząc, że kłamstwo z tej wypowiedzi płynie,
Ale po chwili zaproponował, by kreda narysowała pustynię.
Ku jego zaskoczeniu, kolory w mig się połączyły
W kilka sekund realistyczny obraz stworzyły.
Były na nim palmy, Arabowie i karawana,
Niecodzienny widok od samego rana.
Słonik uniósł trąbę i szeroko otworzył oczy,
Gdy w tym samym momencie do pokoju Klemens wkroczył.
Przystanął, oniemiały pod wpływem cudownego krajobrazu,
Uśmiechnął się promiennie od razu.
Umiejętności kredy przechodziły wszelkie wyobrażenie,
Rysowała wszystko na każde życzenie.
Dzięki niej, każdy dzień stawał się dla Klemensa piękniejszy,
Jednak Teodor był coraz smutniejszy.
Kreda rysowała pierwszy dzień wiosny,
A przyjaciel Klemensa stawał się coraz bardziej zazdrosny.
Dzięki rysunkom chłopiec przestał się smucić,
Lecz Teodor robił wszystko, by kredzie dokuczyć.
Mówił jej, że im więcej rysuje, tym szybciej się zetrze,
Zniknie tak szybko, jak liść na wietrze.
Stan Klemensa uległ znaczącej poprawie,
A kreda rysowała mu nawet pawie.
Całym sercem chłopca pokochała,
Lecz z każdym dniem jej objętość malała.
Pewnego dnia, gdy Klemens chciał zobaczyć mangustę,
Pudełko po kredzie było zupełnie puste.
Słonik uświadomił sobie, że chłopiec już nigdy tak się nie uraduje,
Więc ze smutkiem przyznał, że też mu kredy brakuje.
Klemens, choć sporo płakał, znalazł radę na swój frasunek,
Gdyż codziennie tworzył nowy rysunek.
Wszyscy jego dzieła podziwiali,
Ale o zasługach kredy wciąż pamiętali.
Rodzice Klemensa zdali sobie sprawę,
Że powinni zorganizować malarską wystawę.
Ku wszystkich wielkiej uciesze,
Okazała się olbrzymim sukcesem.
Teodor wstydził się swojej zazdrości,
Bo nawet krótkie życie może być piękne, gdy jest pełne przyjaźni i miłości.
W 2012 roku napisałam jedenaście rymowanych bajek "do szuflady" i przypomniałam sobie o nich po tylu latach. Będę dodawać jedną bajkę dziennie, aż do wyczerpania limitu. Zdjęcie utworzyłam przy pomocy Bing Image Creator DALL•E 3.
Morze Karaibskie od zawsze było wielką tajemnicą,
Lecz nie dla Tyto, będącej małą ośmiornicą,
Która lubiła uderzać mackami w podwodne skały,
Wygrywając rytm donośny i wspaniały.
Pomyślała, że mogłaby grać dla innych, bo muzyka rozwesela,
A Tyto czuła się samotna, więc chciała znaleźć przyjaciela.
Wyruszyła przed siebie i spotkała dwie ośmiornice – były to bliźniaki,
Jednak nie chciały słuchać muzyki, wolały polować na skorupiaki.
Tyto po dnie morskim lękliwie za nimi kroczyła,
Jednego kraba złapała, a dziewięć przeoczyła.
Bliźniaki powiedziały, że powinna już iść,
Dodając złośliwie, że nie potrafi zupełnie nic.
Zasmucona Tyto, oddaliła się ze łzami,
Gdy nagle usłyszała rozmowę pomiędzy czterema żółwiami.
Chciały grać w koszykówkę, ale brakowało im piątego zawodnika,
Więc to była okazja do znajomości znakomita.
Żółwie splątały morskie trawy,
W sposób niezwykle ciekawy.
Za piłkę perła małży posłużyła,
Więc Tyto w gotowości swe macki rozłożyła.
Żółwie bez problemu do kosza trafiały,
Lecz ośmiornicy macki się plątały.
Gady były oburzone wielce
I zabroniły Tyto grać w następnej kolejce.
Biedaczka znów gorzko zapłakała,
Odpłynęła i smutną melodię na skałach wygrywała.
Wtem zza skał wyłonił się wielki rekin, cały rozpromieniony,
Pytał, kto tak pięknie gra, bo był muzyką zachwycony.
Tyto odrzekła, że niczego dobrze zrobić nie umie,
Do kosza nie trafia, a podczas polowania zbyt wolno mackami sunie.
Rekin odparł, że nikt nie powinien być dla niej tak niemiły,
Bo właśnie przez to straciła wiarę we własne siły.
On też nie polował i nie grywał w kosza, bo ruchy miał bardzo powolne,
Wolał pomagać małym rekinom odrabiać zadania szkolne.
Powiedział, że martwić się w tym przypadku nie wypada,
Bo każdy inny talent posiada.
Dodał, że ma przyjaciół – wytwornych słuchaczy,
Którzy tylko czekają, aż ktoś ich dźwiękiem uraczy.
Sprowadził swych kompanów, a Tyto dla nich grała,
Zaprzyjaźniła się z nimi i nigdy już nie płakała.
W 2012 roku napisałam "do szuflady" jedenaście rymowanych bajek i przypomniałam sobie o nich po latach. Będę dodawać jedną bajkę codziennie, aż do wyczerpania limitu. Zdjęcie utworzyłam przy pomocy Bing Image Creator DALL•E 3.
W Bekowicach, wielka zagroda znajduje się przy młynie,
A czas mieszkańcom wolno i przyjemnie płynie:
Wieprzki ryją w ziemi, trawę przeżuwają krowy,
Owieczki pobekują, a gęsi zadzierają dumnie głowy.
Gwarem tętni kurnik, pies wybiega ze swej budy,
Lecz pręgowany kotek nie lubi takiej nudy.
Przeciąga się leniwie, zaspany kocurek,
Wyłazi spod strzechy, wskakując na pobliski murek.
Spogląda tam, gdzie rozpościera się dróżka wąska,
Bo obok niej rozmowę prowadzą kura i gąska.
Dyskutują o tym, że w piątek, z samego rana,
Do Bekowic przyjedzie rodzina czarnego barana.
Nikt dobrze jej nie zna, ale ponoć to osobnicy bogaci,
Od czarnego barana są bardziej kosmaci.
Kotek, zupełnie już rozbudzony,
Zeskoczył z muru śmiertelnie przerażony.
O najeździe kosmitów musiał wszystkich powiadomić,
Bo jutro jest piątek, więc czasu nie można trwonić.
Przebiegł przez całą zagrodę, krzycząc, by wszyscy go usłyszeli,
A na wiadomość o kosmitach nawet najodważniejsi struchleli.
Kocurek biegał wokół młyna zdyszany,
Twierdząc, że kosmici z wyglądu przypominają barany.
Niewysłowiona panika ogarnęła całe Bekowice,
Mknęły w pośpiechu łapy, skrzydła i racice.
Wtem, z chlewu wyłonił się wieprzek sędziwy,
Niedziałający pochopnie i spolegliwy.
Zażądał, aby zatrzymali się starzy i młodzi,
I wyjaśnili, o co w tym zamieszaniu chodzi.
Kotek opowiedział mu, o czym rozmawiały gęś i kura,
Lecz wieprzek był pewien, że to kompletna bzdura.
Zawołano dwie koleżanki, które ze zdziwienia oczy wytrzeszczyły,
Tłumacząc, że o kosmitach nic nie mówiły,
Bo to kosmate barany mają przyjechać w odwiedziny,
Nie było więc powodu, by tratować podwórze na kształt perzyny.
Zawstydził się kocurek i przeprosił tych, którzy przez niego strach odczuwali,
Zaproponował im, by bałagan razem posprzątali.
Kotek zrozumiał, że nie można ogłaszać niesprawdzonych obwieszczeń,
Lecz przed powiadomieniem upewnić się raz jeszcze.