Jak historię Beowulfa przeniesiono we współczesne realia
Dziedziczka Jeziora ponoć nie jest książką łatwą i przyjemną, ale to kawał świetnej literatury i dlatego też po nią sięgnęłam.
. W scenerii amerykańskiego miasteczka dwie matki – gospodyni domowa i zaprawiona w bojach weteranka – starają się chronić tych, których kochają. Herot Hall to bogate miasteczko z pięknymi rezydencjami. Domostwa pooddzielane są od siebie równymi drewnianymi ogrodzeniami, a mieszkająca tam społeczność jest całkowicie samowystarczalna. W każdym domu jest kominek, każdy kominek jest wyposażony w pojemnik z gazem, a na zewnątrz – na trawnikach i placach zabaw – rosną równe rzędy polnych kwiatów. Jednak tym, którzy mieszkają na przedmieściach, Herot Hall wydaje się fortecą strzeżoną przez gęstą sieć bram, kamer i fotokomórek.
Życie Willi, żony Rogera Herota (dziedzica Herot Hall), płynie spokojnie i niespiesznie. Jej dni wypełnione są opieką nad synem Dylanem, spotkaniami matek, zajęciami dla dzieci, przyjęciami urodzinowymi i podwieczorkami. Tymczasem w jaskini poza granicami Herot Hall mieszka Dana, weteranka wojenna, i jej syn Gren (zdrobnienie od Grendel). Dana nie chciała Grena, nie planowała Grena, urodziła go jakby przez przypadek, nie wie nawet, kiedy zaszła w ciążę… Gdy wróciła z wojny, on po prostu już był. Pewnego dnia Gren, nieświadom, że Herot Hall postawiło wszystkie płoty i systemy monitoringu, by się odgrodzić właśnie od niego, ucieka z Dylanem. Tego dnia światy Dany i Willi się ze sobą zderzają