mam kilka grzechów - po pierwsze, kocham książki w każdej ilości, co wiąże się z coraz mniejszą przestrzenią w mieszkaniu. Książek przecież nie wyrzucę, a spać gdzieś trzeba. Dwa - książki mam ułożone wg tematyki, koloru okładki, wielkości (to zależy od zakresu tematyki). trzy - będąc nieśmiałym nastolatkiem czytywałem Harlequiny, żeby zrozumieć, na jakich zasadach funkcjonują związki kobieco-męskie. Jak się później okazało, nic z tego, co tam przeczytałem, nie miało miejsca w życiu codziennym. Było tam mnóstwo frazesów, rzeczowego traktowania związków, żeby nie powiedzieć kobiet, i mnóstwo głupot. cztery - kocham książki tak bardzo, że przez nie często miewam kłopoty w kontaktach ze znajomymi i rodziną, którzy nie potrafią zrozumieć, że w książkach znaleźć można duszę, wiedzę, nadzieję, siłę, że książki to nie tylko marnowanie czasu, ale praca nad sobą, szukanie zrozumienia innych ludzi. Nie mówiąc o tym, że często miewam odmienne zdanie... pięć - ludzi, którzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem unikam jak ognia, bo nie są w stanie zrozumieć drugiego człowieka, i zajęci są tylko sobą, udowadnianiem, że to oni mają zawsze rację, a świat jest prosty, bez odcieni...