Po książkę sięgnęłam, by sprawdzić, czy mogę ją kupić w prezencie bratanicy. O współczesnych „młodzieżówka” mam bardzo złe zdanie, ale tutaj zostałam pozytywnie zaskoczona. To naprawdę jest młodzieżówka! Śmiało można podsunąć ją młodszym czytelnikom. Nie ma żadnych samobójstw, znęcania się, okaleczania, uzależnień… Za to ogromny plus.
Nie jest to żadna wybitna lektura. Dla mnie była to po prostu przyjemna i całkiem wciągająca historyjka. I bardzo ciepła. Ella jest w ostatniej klasie liceum. Próbuje odnaleźć się na nowo we własnym życiu po zeszłorocznym wypadku samochodowym, w wyniku którego nie pamięta poprzedzających go 11 miesięcy. W walentynki zaczyna dostawać papierowe serca – 11 wskazówek, które mają ją doprowadzić do utraconych wspomnień.
Bardzo podobała mi się ogólna wymowa książki – zawsze warto być sobą, postępować zgodnie z własnym sumieniem. Podobało mi się też, że akcent oprócz wątku romantycznego został położony na relację Elli z siostrą.
Widziałam, że niektórzy zarzucają bohaterce infantylność, i… patrząc na fabułę, nie powiedziałabym tak. Raczej w końcu książka przedstawia prawdziwą nastolatkę, a nie nastolatkę myślącą tylko o jednym... Na odbiór Elli jako młodszej moim zdaniem może bardzo wpływać rodzaj narracji – pierwszoosobowa i o zgrozo w czasie teraźniejszym. Odnoszę wrażenie, że taka narracja zawsze nieco spłyca. W dodatku to dla mnie najgorsza kombinacja, ale muszę szczerze powiedzieć, że tutaj nie było tak źle – było lekko i wszystko łączyło dość spójnie.
Dlatego w kategorii książek dla młodzieży zdecydowanie zasłużyła na siódemkę.