Biedak czy milioner? Za sprawą greckich bogów

Będę nudzić i się czepiać (jak zagraniczny przylepiec). Czemu? Nie wiem - może dlatego, że akurat ten romansik był całkiem sympatyczny. "za sprawą greckich bogów" wydaje się być całkiem nieźle (jak na Harlequin) osadzony w realiach greckich - na tyle, żeby mnie nie zdenerwować, a to już dużo.

Co było"fajnego" w tym romansie? Co przebiło dotychczasowe?
- Grek był Grekiem, a otoczenie było greckie :) - mało Grecji, niby dużo się bohaterowie posilali, ale zabrakło mi tej greckiej kuchni w opisach. Zabrakło mi całej greckiej otoczki, ale ta która była, była grecka. To na plus.
- Mało łóżka i erotyki na siłę - tyle ile trzeba i ani kapki więcej
- była sensacja (sic!) i porwanie i takie okoliczności małoromansowe - co też mi się spodobało.

Co było "słabe" - ale dla porównania, w innych greckich romansach jest jeszcze słabsze:
- szybkie oświadczyny- nie pojmuję tego. Wszystko jest dobrze, bo się oświadczył w końcu :)

Zastanawia mnie jednak jedna rzecz - czemu,na litość wszystkich greckich bogów, każdy taki romans kończy się ślubem na szybko. Na szybko oznacza, że romans trwa i trwa, i się rozwija, i ma przejścia, kłopoty (bo jakże to, romans bez kłopotów?) i nagle na kilka stron przed końcem, łup - oświadczyny. Z niespodziewajki (znaczy: spodziewajki, bo w tych książkach zawsze wszystko kończy się dobrze - i dlatego je czytam - niemniej jednak, trochę za mało miejsca zostawiają autorki (bo nie tylko autorka tej książki) na tą pociesza...