👉Nie tyle moja własna śmierć jest nie do zniesienia, ile śmierć najbliższych. Bo ich kocham. I część mnie umiera razem z nimi. Dlatego można by powiedzieć, że wszelka miłość jest formą samobójstwa. 👈
"Bliźnięta z lodu" to thriller psychologiczny, który porywa czytelnika już od pierwszych stron, nie dając o sobie zapomnieć. Bohaterowie, są bardzo ciekawie wykreowani, a przede wszystkim są bardzo realistyczni. Bardzo współczułam Agnusowi i Sarah, którzy stracili jedną ze swoich ukochanych bliźniaczek. A co gorsza, rok po tragedii, okazuje się że być może na akcie zgonu, widnieje nieprawidłowe imię, a córkę którą pochowali mają obok siebie codziennie. Na prawdę ciężko obok tej książki przejść obojętnie. Już nawet nie wspominając o całej mroczności tej historii i wszystkiego co dzieje się na małej wyspie, na której pragnęli znaleźć wymarzony spokój. Jednak to ulotne poczucie spokoju kończy, gdy Agnus musi opuścić wyspę, a matka z córką zostają same. Wtedy muszą stawić czoła temu, co stało się tamtego feralnego dnia na balkonie.
A więc co takiego mnie tak bardzo poruszyło? Utrata dziecka. A gdy pozorny pokój zawitał do drzwi, okazuje się że wszystko zaczyna się od początku. Tak jak wspominałam bardzo współczułam bohaterom, jednak nie mogłam zrozumieć dlaczego nie wysłali swojej córki do psychologa/psychiatry po tym jak starcila swoją siostrę. Myślę, że wizyta u specjalisty z pewnością pomogłaby dziewczynce przejść przez żałobę, a całej rodzinie oszczędziłaby strachu o lepsze jutro.
Cała otoczka jednego zaniedbanego domku na wyspie napawała mnie przerażeniem. Nie wiem jak wy, ale mnie nawet siłą nikt by do tego nie zmusił. Jednak rozumiem decyzję rodziców bliźniaczek, ponieważ mocno wierzyli w to że zmiana miejsca odmieni ich życie.
Autorka swoją książka wciąga nas w przepełniony emocjami świat, na małej szkockiej wyspie, na której nic nie jest takie jak się zapowiadało.
Jeśli lubicie mroczne i przepełnione bólem historię, to musicie poznać tę pozycję! 🤭