"Całe życie Sabiny", powieść Heleny Boguszewskiej, wydana w Warszawie w 1934 roku. Powieść psychologiczna o ostatnich miesiącach kobiety w średnim wieku, ciężko chorej, świadomej nieuchronności bliskiej śmierci. Sabina ma poczucie nie udanego życia osobisto-rodzinnego. Podejmuje ona wysiłek rekonstrukcji i podsumowania swojego życia w retrospektywnych nawrotach do przeszłości w kilku kolejnych ciągach asocjacyjnych - stąd tytuły części: "Po sukniach", "Po mieszkaniach", "Po służących", "Po książkach", "Po zabawach i zajęciach". Narracja ma budowę monologu wewnętrznego, często w postaci strumienia świadomości, znaczną role odgrywają m.in. obficie stosowane kolokwializmy. Horyzont wiedzy narratora idealnie odpowiada świadomości bohaterki. Cała książka należy do nurtu międzywojennego psychologizmu.
"Zmącone do dna, nieprzytomne dnie o kolorze i zapachu Jana zapadają w czarność wzburzonych rozkoszą nocy. Wszędzie Jan, ciągle Jan, tylko Jan! Suknie się zmieniają: zielona, aksamitna, z białymi mankietami - Janie zapnij mi na plecach zatrzaski - (wtedy noszono zapinane na plecach), oczekiwanie gorącego pocałunku w kark. Popielata z czarno-białym kwiatem. Brązowa z kremowym kołnierzykiem, i taka jaśniejsza kawowa ze szlakiem... Jakże się to stało, jak do tego doszło, i kiedy, że w barwione Janem dnie zaczęło się wkradać coś, co się również obracało dokoła Jana, a nie było szczęściem? I przy której z nich zjawiło się coś niesłychanie małego, zrazu niedostrzegalnego, aż zdeklarowało się na wyraźny niepokój? Może przy tej granatowej, również zapinanej na plecach, czekających, zdziwionych, że przecież nikt ich nie całuje, tej samej, w której okazało się, że Sabina może doskonale "sama sobie zapiąć"... albo przy tej drugiej, brązowej, z gazowymi rękawami, przy której okazało się, że Sabina nie przeziębi się nikomu, a już najmniej Janowi, i że w ogóle nic jej nie będzie"
"Zmącone do dna, nieprzytomne dnie o kolorze i zapachu Jana zapadają w czarność wzburzonych rozkoszą nocy. Wszędzie Jan, ciągle Jan, tylko Jan! Suknie się zmieniają: zielona, aksamitna, z białymi mankietami - Janie zapnij mi na plecach zatrzaski - (wtedy noszono zapinane na plecach), oczekiwanie gorącego pocałunku w kark. Popielata z czarno-białym kwiatem. Brązowa z kremowym kołnierzykiem, i taka jaśniejsza kawowa ze szlakiem... Jakże się to stało, jak do tego doszło, i kiedy, że w barwione Janem dnie zaczęło się wkradać coś, co się również obracało dokoła Jana, a nie było szczęściem? I przy której z nich zjawiło się coś niesłychanie małego, zrazu niedostrzegalnego, aż zdeklarowało się na wyraźny niepokój? Może przy tej granatowej, również zapinanej na plecach, czekających, zdziwionych, że przecież nikt ich nie całuje, tej samej, w której okazało się, że Sabina może doskonale "sama sobie zapiąć"... albo przy tej drugiej, brązowej, z gazowymi rękawami, przy której okazało się, że Sabina nie przeziębi się nikomu, a już najmniej Janowi, i że w ogóle nic jej nie będzie"