Świetna rzecz z polskiego podwórka. Klasyk wśród klasyków, czyli podróże w czasie, kontrola genetyczna, loty z Ziemi na planetoidy czy Księżyc, poszukiwanie przeszłości w przyszłości - dodatkowo ze złamaniem czwartej ściany. Czyta się bez kompleksów. Dynamiczna narracja sprawia, że nie wysiadamy przed planowanym lotem do celu - nim się spostrzegłem musiałem odłożyć książkę na półkę. Gdybym szukał minusów (na siłę!) byłby to czas poświęcony ,,Cylindrowi van Troffa''. Ta przyjemność trwa za krótko!
Sama opowieść podzielona jest na dwie części - najpierw stacjonujemy wysoko nad stratosferą, by kolejno wylądować na Ziemi w zdegradowanej moralnie społeczności. Czego tu nie ma, zapytasz? Prostych odpowiedzi. Podział historii na odrębne segmenty sprawia, że zaczynamy dostrzegać różnice między tym, co dzieje się w kosmosie, a tym, co na opuszczonej planecie, ponieważ życie wymiera. Postępuje kult kobiety - ujemność chromosomu żeńskiego znacznie wpływa na tubylców. Pojazdy mechaniczne funkcjonują tylko dlatego, że roboty pilnują porządku wśród martwych przedmiotów, a miasto oblegają szczury toczące się kanałami metra. Standardowo: klasy społeczne, które wzajemnie się wyniszczają lub współpracują handlowo.
Zajdel, czyli twórca ,,Cylindra...'' wykłada asa po asie i jestem zachwycony, jak bardzo łatwo oraz ze zwinnością ,,przełącza'' się między wątkami, jak zgrabnie łączy fakty oraz wydarzenia. Zaskakuje wielokrotnie, a po odłożeniu książki nadal myślisz o tym, czy...