„Cytrynowy stolik” to zbiór opowiadań na temat przemijania, przewartościowań u kresu życia, fiaska ostatnich planów i pragnień. Świetna to proza, muszę stwierdzić, chociaż nie przepadam za opowiadaniami, a i sama tematyka nie należy do porywających. Nie ma u Barnesa fabularnych fajerwerków, chociaż nie można mu zarzucić braku pomysłów. Każde opowiadanie wprowadza czytelnika w inny świat. Ostatnia miłość Turgieniewa, ostatnia symfonia Sibeliusa, opowieść o życiu z perspektywy wizyt u fryzjera, korespondencja starszej pani z wyższych sfer z pisarzem (samym Barnesem) itd., itd. W każdej z tych odsłon Barnes jest wiarygodny, portretując swoich bohaterów z wyczuciem i melancholijnym humorem. Jest też erudytą najwyższej klasy (o ile ktoś, kto erudytą nie jest, może to ocenić:)) - zdecydowanie nie należy do tych autorów, którzy odbijają sobie na czytelniku wysiłek włożony w edukację, dowodząc na każdym kroku, co też w życiu przeczytali. Barnes to znawca i wielbiciel kultury francuskiej, ale w tym, co pisze, jest bardzo brytyjski (poczucie humoru, wrażliwość na różnice klasowe) i zarazem bardzo europejski. Granice dla niego nie istnieją, historia również w niewielkim stopniu, bo jego opowiadania są intymne, kameralne.
Dla mnie Barnes to odkrycie tego roku, cieszę się, że to dopiero początek mojej przygody z tym autorem. Polecam z czystym sumieniem.