Opinia na temat książki Człowiek, który zabił Jamesa Pereza

@WerQa @WerQa · 2019-03-13 16:18:10
Przeczytane
W ramach rozwijania swojego doświadczenia czytelniczego pierwszy raz zabrałam się za książkowy western. Będąc szczerą, to nigdy wcześniej nie spotkałam się akurat z tym gatunkiem w języku pisanym. Zdecydowanie czytanie tej lektury było dla mnie bardzo ciekawym eksperymentem.

O książce:
Stany Zjednoczone, lata sześćdziesiąte XIX wieku. Do urokliwego miasteczka Porterville przy granicy z Meksykiem przyjeżdża weteran wojny secesyjnej, Duane Stirling, by spróbować rozpocząć nowe życie. Ma on nadzieje na powtórne spotkanie ze swoją narzeczoną, by móc wraz z nią spędzić resztę swojego życia z dala od bitewnego zgiełku.
Nie wie jeszcze, że niebawem przyjdzie mu zmierzyć się z osławionym meksykańskim rewolwerowcem, Jamesem Perezem, którego losy także przyprowadziły do niewielkiej mieści Porterville.
Tymczasem nadciągają wielkie zmiany. Szybki rozwój przemysłu i transportu potrzebuje olbrzymiej ilości surowców. Bogate zasoby znajduję się dokładnie na ziemi Apaczów, i to właśnie tam Southern Pacific Railroad ma zamiast postawić swoją kolej transkontynentalną, a okoliczne plemiona przenieść do rezerwatów. Pojawia się też widmo wojny domowej wiszące nad Meksykiem. Ziemie w tamtych rejonach również zdają się mieć olbrzymie znaczenie gospodarcze. Wraz z nadejściem nowych czasów mieszkańcy Porterville będą musieli zmierzyć się z własnymi słabościami, i wybrać pomiędzy tym co szlachetne, a tym, co opłacalne.

"Bo choć wywalczyliśmy sobie świat taki, a nie inny, wciąż nie potrafimy go we właściwy sposób spożytkować. Zapominamy o tym, żeby szanować zarówno innych, jak i samych siebie. Ludzie robią się oficjalni, nie mają w sobie krzty polotu, toną w papierach, które zadają się powoli zastępować istnienie ludzkie. Zapominamy o tym, że nie papier jest ważny, a człowiek" (str. 21)

Moje zdanie:
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy przy tej książce, to sam, jakże interesujący tytuł. Pierwszy raz spotkałam się z tym, by w tak bezpośredni sposób nawiązywał do tego, co ma wydarzyć w opisanej historii. Nie ukrywam, że jeszcze przed jej rozpoczęciem byłam szalenie zaintrygowana, jak autor zaskakująco zaprezentuje nam rozwiązanie fabularne, którego nikt nie będzie się spodziewać.
Akcja książki toczy się powoli, jak samo życie w niewielkim mieście na Dzikim Zachodzie. Nie mamy tutaj niesamowitych zwrotów sytuacji, czy zapierającej dech w piersiach przygody. Autor nie przedstawia alternatywnej i wydumanej wersji historii Ameryki, a jedynie opowieść, która mogła rozegrać się w tamtym miejscu i czasie. To nie ciągle zmieniające się wydarzenia mają nas ująć, a głębia, spokój i powolność historii, która nie jest tak prosta, jak wydawałoby się na pierwszy rzut oka.
Tak jak moje odczucia względem tej powieści, tak samo zmieniało się natężenie emocji i odczuwalny niepokój. Początkowo wydaje nam się, że dostajemy w ręce taką sobie powieść o kowbojach, jednak im więcej przeczytamy stron tym bardziej dociera do nas że jest to przede wszystkim historia o szlachetności, trudnych wyborach, i patriotycznej walce o swój kraj.

"Choćbym spotkał jednak śmierć nie jest to powód, by porzucić walkę o wolność. Wiedz, że żaden człowiek nie powinien żyć dla samego siebie. Żyjemy także dla innych. [...] A nawet jeśli walka jest już stracona, człowiekowi wciąż pozostaje przecież walka o godność, czyż nie?" (str. 194)


Dobrze, że autor w swojej powieści nie boi się przypomnieć tych, wydawałoby się przemilczanych kart naszej historii. Wspomina o niewolnictwie czarnych, ekspansji cywilizacji białych i brutalnych przesiedleniach lub nawet całkowitym unicestwieniu rdzennych mieszkańców Ameryki.
Czytając tą książkę poczujemy się jak na prawdziwych Dzikim Zachodzie. Autor sięgnął po wypróbowane elementy znane z klasyki gatunku, które zawsze się sprawdzają.
Oryginalna jest narracja, bowiem Sławomir Michał sam siebie stawia w roli podmiotu lirycznego, który jest narratorem opowieści. Co jakiś czas pozwala sobie na krótkie wtrącenie skierowane bezpośrednio do czytelnika. I jak w książkach raczej nie lubię takiego zabiegu, tak tutaj dodaje on raczej "smaczku" opowieści, niż wybija z trwającej historii.

"Pewien mój przyjaciel z Meksyku powiedział kiedyś, że propaganda ma potrzebę kreowania bohaterów, którzy przeżyli piekło. [...] A tymczasem prawdziwymi bohaterami są ci, którzy za zwycięstwo w wojnie składają ofiarę w postaci własnego życia" (str. 74)

Co wydarzyło się tamtego pamiętnego dnia w Porterville?
Muszę przyznać, że chociaż tytuł mówił wiele, to autor zakończył powieść z efektem WOW.
Sama lektura pozostawia w czytelniku wiele smutku i przemyśleń. Nieważne bowiem ile byśmy chcieli zaprzeczać, i jak bardzo podkreślać nasze dotychczasowe ucywilizowanie, to i tak największą wartością okazuje się pieniądz. W życiu wszystko ma swoją cenę, i wszystko można kupić.

Ocena: 8,5/10
Ocena:
Data przeczytania: 2019-03-13
Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Człowiek, który zabił Jamesa Pereza
Człowiek, który zabił Jamesa Pereza
Sławomir Michał
8/10

Dawno temu w Porterville… Stany Zjednoczone, lata sześćdziesiąte XIX wieku. Do urokliwego miasteczka Porterville na pustynnym pograniczu przyjeżdża weteran wojny secesyjnej, Duane Stirling, by spróbow...

Komentarze
© 2007 - 2024 nakanapie.pl