Ciężka, niewdzięczna lektura.
Kilka trudnych książek już w życiu przeczytałem, ale nie sądziłem, że będę się tak z Eco mordował - to miała być zabawa, wypoczynek, a skończyło się na senności, robieniu notatek i zamęczaniu wyszukiwarki.
Najprościej by było napisać, że to książka o trzech mediolańczykach, którzy postanowili rozwikłać zagadkę templariuszy i, niejako przy okazji, odszukać Graala. Jednak byłoby to skrajnie krzywdzące i nie oddawało tego, co tu autor upchnął. Idąc tropem okładki dorzucamy do gara różokrzyżowców i kabałę. Przywykło się te tematy traktować oddzielnie, ale co się stanie, jeśli je zmieszamy? To właśnie nam pokazuje Eco: miejscami totalny bełkot, zatrzęsienie teorii spiskowych i mętnych wyliczeń w rodzaju: "templariusze plus różokrzyżowcy razy kabała". Jak powiedział Casaubon, narrator i główny bohater powieści:
"Kiedy człowiek zabiera się do mistycznych dodawań i odejmowań, rachunek zawsze się zgadza".
Jeśli ktoś chce ukuć jakąś zgrabną teorię, a ma ciągoty do matematyki, to do każdego absurdu znajdzie "wyjaśnienie".
Myli się ten, kto myśli, że tylko te trzy składowe parują w tym powieściowym kotle. Autor sięgnął po główne religie monoteistyczne, po wierzenia Indian południowoamerykańskich, kulty afrykańskie, staroeuropejskie, azjatyckie; szamanizm i satanizm. Wydaje mi się, że i Australia na chwilę się załapała ze swoimi aborygenami. A, no i obowiązkowo masoneria. To tylko kilka skromnych punktów - tak naprawdę można...