"Wiatr rozwiewa koniowi grzywę, furkocze rozchełstaną koszulą Staśka, jakby chciał ją z niego zerwać, przyjemnie chłodzi. Nagrzany słońcem szaro-zielony ugór, pachnący miętą i dzikim koprem, usuwa się pod rozpędzonymi kopytami. Stasiek chciałby jednym tchem przelecieć przez ten ogór, przez złote pola, przez moczar pokryty rzadkimi kępkami zarośli, przez fioletowo-miedziane oranki na widnokręgu i znaleźć się na samym skłonie jasnego nieba, a potem dalej i jeszcze dalej. Ma w sobie oszałamiające poczucie nieograniczonej swobody..."