Nagle wikłacz uwikłał się w walkę z kolczastymi pnączami i liśćmi z zatrutym śluzem. Horror po horrorze! Esk biegł przed siebie, prosto w objęcia drzewa, a drzewo w tym czasie zajęte było akcją zewnętrzną. Wikłacze, jak większość roślin, nie były zbyt bystre. Kiedy raz wystrzeliły macki do łapania, walczyły o łup bez względu na naturę tego, co usiłowały schwytać.
Ścieżka wiodła prosto do ogromnego drewnianego pyska drzewa, które teraz krzywiło się od wysiłku myślenia. Ponad nim był sęk, na którym osadzone było gigantyczne oko. Wiedział, że zwykłe wikłacze nie miały oczu. To nie była roślina. To był zły sen! Esk przystanął, mając nadzieję, że oko go nie szpieguje.