Czy są książki, które ciężko mi strawić?
Zdecydowanie tak- to horrory (choć czasami daję im jeszcze szansę), biografie (nie przepadam), powieści z dominującym wątkiem politycznym oraz religijnym. Te ostatnie czasami gdzieś mi się tam jeszcze przejawiają, np. w wypożyczonej "Dolinie kości" Michaela Grubera, która o dziwo była nawet nawet.
No właśnie- teraz kilka słów o wyżej wymienionej książce. Po pierwsze jest to dość specyficzny kryminał, w którym prym wiedzie wątek religijny - wizje duchowe, opętanie, egzorcyzmy, nawiedzenie przez samego Boga.
Całość składa się z trzech epizodów: pisemnej spowiedzi głównej bohaterki, historii pewnego zakonu oraz teraźniejszych wydarzeń. Osobno każdy z tych elementów wydaje się mało istotny. Jednak w połączeniu stanowią sens i serce tej powieści. Powieści, w której wielką rolę odgrywa wiara w Boga, pomoc potrzebującym oraz niezłomność.
Akcja szybka i nieprzewidywalna. Niestety, jak dla mnie zbyt irracjonalna fabuła, chaotyczni bohaterowie oraz sporo żmudnych opisów doprowadziło do tego, że bardzo męczyła się podczas jej czytania.
Jak widać jest to kolejna pozycja, która niespecjalnie trafiła w moje gusta czytelnicze. Czy sięgnę po inną książkę tego autora? Tak, by przekonać się, czy będzie ona podobna, a może wręcz przeciwnie. Może mnie zachwyci. Chętnie skorzystam z Waszych podpowiedzi odnośnie twórczości Grubera.
Tymczasem miłego dnia.
...