Czarna Ameryka lat trzydziestych, czterdziestych i pierwszej połowy pięćdziesiątych XX w. Bieda, wyzysk, przemoc, bezprawie, bo „obyczaj ma tę samą siłę co prawo i może być równie niebezpieczny”. I losy rodzeństwa. Brat i cztery lata młodsza siostra. Ich przywiązanie, miłość, ich bycie dla siebie wszystkim. I młodzieńcze pragnienie zmiany, chęć wyrwania się, trafienia na lepszy los. Frank przeżywa koszmar wojny w Korei, piętnastoletnia Cee ucieka w świat z pierwszym chłopakiem, który jest obietnicą innego życia. I poznawanie siebie. Takimi, jakimi nie chcieliby się poznać. I próba odnalezienia. Siebie, godności, siły. Życia.
Toni Morrison pisze prosto. Pięknie i oszczędnie. Trafia w sedno. Za pomocą niewielu słów buduje przejmujące obrazy, nastrój i płaszczyznę do czytelniczych refleksji..
To moje pierwsze spotkanie z noblistką. Z przyjemnością sięgnę po inne książki Morrison.
„Nikt i nic cię nie zbawi, możesz to zrobić tylko ty sama. Obsiej swój grunt. Jesteś młoda i jesteś kobietą – to podwójne spore ograniczenie. Ale jesteś też człowiekiem. Nie pozwól , żeby ktokolwiek – czy to Lenore, czy byle fircyk, czy tym bardziej jakiś podły konował – decydował o twoim losie. To postawa niewolnika. A w tobie gdzieś przecież tkwi ten wolny człowiek, o którym mówię. Odkryj go i niech uczyni choć trochę dobra na tym świecie.”