Każda kultura ma swoje legendy związane z lalkami.
Gdy zapytam Marzanna, każdy potrafiłby odpowiedzieć bez zastanowienia, a Motanka? - z tym byłoby trudniej.
Pradawne słowiańskie lalki bez oczu, ust i nosa, były formą talizmanu.
Ania Jegiel w dzieciństwie traci oboje rodziców, opiekę nad dziewczynką przejmuje ciotka, siostra ojca. Dorasta zastraszona i stłamszona przez apodyktyczną starą pannę. Nagła śmierć ciotki i niespodziewana propozycja awansu zawodowego wyrwa młodą kobietę z marazmu. Ania dostaje nową szansę od losu.
Halina Kowalczuk zabiera nas w podróż do Krokusowej Doliny, na Podhale, gdzie się dzieją różne dziwne rzeczy. Gdzie usłyszymy niesamowitą historię tragiczniej miłości sprzed wielu, wielu lat. Jednak przede wszystkim mamy tu współczesne perypetie młodej dziewczyny, która po dziesięciu latach, przez zwykły zbieg okoliczności, odnajduje swoją pierwszą miłość.
„Nigdy nie wiesz, co przyniesie jutro, i tego się trzymaj”
Magiczna fabuła, którą czyta się bardzo szybko. Z zapartym tchem śledziłam niesamowitą historię Anny Jegiel, w międzyczasie podziwiając uroki Zakopanego. To, co mnie urzekło to zgrabnie połączona nowoczesność z górskimi tradycjami i słowiańskimi legendami, pogańskimi wierzeniami i zabobonami.
,,Dom w Krokusowej Dolinie'' romantyczna proza obyczajowa, bohaterka z bagażem doświadczeń. Mamy tu też, trochę zjawisk paranormalnych, duchy, górskie pejzaże, obrzędy ludowe, klątwy i czary. Dla mnie rewelacja kocham takie baśniowe histerie, sięgające naszych korzeni.