Poruszająca historia rodzinna. Opowieść o losach trzech pokoleń rodziny Macieja Zaremby Bielawskiego czyta się z przerażającą fascynacją. Intymność, smutek, żal i świetne pióro to cztery moje pierwsze skojarzenia po lekturze. Intymność, bo autor nie waha się zdradzać przed czytelnikiem, najskrytszych myśli. Smutek nad losem jego rodziny. Żal, niezaleczony po wygnaniu w 1968 r. Świetnego pióra chyba nie trzeba tłumaczyć …
Dla Zaremby Bielawskiego przeszłość to wciąż otwarta rana, a książka wydaje się być terapią mającą mu pomóc traumę przepracować. Jak ocenić taką książkę w gwiazdkach – dobra? , bardzo dobra?
Świetna?
Świetnie się czytało autorze twoich rodzinnych traumach, o przodkach ginących od niemieckich kul i polskich donosów. Z drugiej strony czy można się w takiej sytuacji z autorem nie zgodzić? Czy można polemizować? Gdy na przykład całą scenę polityczną II RP sprowadza do antysemity Dmowskiego, gdy wmawia, że Polacy to byli, są i będą antysemici, że powinni no właśnie co? Przeprosić? Że na przykładzie swojej matki pokazuje, że Żydzi byli uczciwi i niezłomni, na przykładzie ojca zaś, że Polacy,
oficerowie w glansowanych lakierkach, całą wojnę spędzili bezpiecznie w niemieckiej niewoli? I wreszcie jak traktować te wspomnienia? Jako literaturę faktu (jeśli tak, to gdzie są źródła?), czy jednak beletrystykę (często pada zwrot „to musiało być tak:”)? Czuję, że autor manipuluje uczuciami czytelnika, a ja nie chcę i nie będę zakładnikiem niczyich martwych przodków, nie dam się szantażować emocjonalnie. Może Szwedzi to kupią, wszak każdy Polak to narodowiec i antysemita …