Na początku jest spokojniej. W sumie nawet może zbyt spokojnie. Po odzyskaniu jaźni przez Jaenelle następuje etap przygotowania, oswajania, przyzwyczajania. Dziewczynka niewiele pamięta z okresu sprzed gwałtu, sprzed momentu kiedy opuściła swoje ciało. Niby żyje, ale dla postronnego widza raczej funkcjonuje. Znowu pojawia się jakaś szkoła i znowu chory seksualnie właściciel.
Moje nadal czujne mechanizmy obronne nie pozwalają mi wierzyć w krzywdę na podstawie domysłów, więc zanim nie przeczytam wielkimi literami GWAŁT nie wierzę, że coś jej się stało. Ale przyklaskuję pomysłowi usunięcia właściciela. Dobrze mu tak, cokolwiek złego tam robił.
Oczywiście pojawiają się nowe niebezpieczeństwa czyhające na bohaterkę. I po raz drugi powtórzę, masa wokół niej mądrych ludzi, doskonale wiedzących co może jej się stać, dlaczego na panującą w ich głowach ciemność, nikt się tym nie zainteresował. Rozumiem, że Jaenelle zależało, aby nikt o tym nie wiedział, ale oni po tym jednym razie powinni wiedzieć. Strasznie dla mnie to było mało konsekwentne i mocno wkurzające.
W innych miejscach świata nadal niespokojnie. Nadal coś się dzieje, przyjaciele opiekują się sobą niekiedy wbrew potrzebującym, a czasami wbrew sobie samym. Ale jakby wszystko było zawieszone i czekało no coś…
Pojawiają się nowe postaci, nowi bohaterowie i ponownie trzeba umiejscowić ich w świecie stworzonym przez Bishop. Masa nowych przyjaciół, bardzo sympatyczne sceny z Pałacu kiedy młodzież przejmuje władzę. Są momenty mocno ogrzewające serce.
I momenty mrożące krew w żyłach. Jak choćby to, co zgotowano Deamonowi. Facet ze strzaskaną psychiką, wrak człowieka, obijający się po sieci, miejscach gdzie przysiada na chwilę, z poczuciem gwałtu i zabójstwa ukochanej osoby. Zamknięty w Zakrzywionym Królestwie.
Tak swoją drogą bardzo brakuje mi tutaj jakiegoś słownika, zbioru miejsc, nazw, funkcji i kompetencji. Gubię się po raz drugi. A teraz po wprowadzeniu nowych postaci, nowych miejsc, naprawdę zaczynam odczuwać chaos.
Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie lubię tej historii. Ale przyznam, że coraz bardziej dostrzegam w niej luki. Denerwują mnie przeskoki czasowe. Luki, które zaburzają jak dla mnie płynność książki. Na jednej stronie mamy plany podstępnego wydania na mąż Jaenelle, a na drugiej już skapujący ze ścian mózg jej oblubieńca. A jednocześnie jest masa stron bardzo statycznych, których tak między Bogiem, a prawdą mogłoby nie być. Jakby autorka nie do końca potrafiła sobie poradzić z niektórymi wymyślonymi elementami, pominięcie ich bywa wygodne, choć ja na przykład bardzo chciałabym wiedzieć jak udało się im pokonać kogoś z taką siłą jak Jaenelle. Przyjście po fakcie lekko spłyciło to. Choć, na Boga czy faktycznie z drugiej strony chciałabym czytać o tym?
Kończy się rozdział, a w pierwszym zdaniu kolejnego rozdziału dowiadujemy się niby przypadkiem, że minęły dwa lata.
Podobało mi się.
Nie wiem czy bardziej niż część pierwsza, bo w tych kategoriach nie umiem ocenić tej książki. Ale myślę, że jednak postaram się przeczytać księgę trzecią. Teraz już głównie z ciekawości. Tylko, że może za kilka dni, na pewno nie jutro, nie w środę… i tak jeszcze kilka dni.