„Starzy ludzie mówią, że ta droga to najdłuższy cmentarz świata. Policzyłem, że gdyby wszystkie ofiary kołymskich łagrów epoki Stalina położyć jedna za drugą, toby się na niej nie zmieścił. Policzmy jeszcze raz. 2025 kilometrów to ponad dwa miliony metrów. Dzieląc przez metr i osiemdziesiąt centymetrów, wychodzi milion sto tysięcy chłopa. I dziewczyn. Że wtedy ludzie tacy nie rośli? Zależy kto. Łotysze, Estończycy jak na tamte czasy to chłopy jak byki, Japończycy, Kałmucy, Tatarzy, i kobiety – dużo niżsi. Nawet gdybym dzielił przez metr i siedemdziesiąt centymetrów, ta liczba zmieniłaby się dopiero w drugim miejscu po przecinku. Kołyma i tak zabrała pewnie więcej niż milion sto czy dwieście tysięcy istnień ludzkich”
O Kołymie pisało już wiele osób m.in. Aleksander Sołżenicyn w swoim „Archipelagu GUŁag” oraz Ryszard Kapuściński w swoim krótkim reportażu „Kołyma, mgła i mgła”. Hugo Bader wyróżnia się na tle tych dwóch lektur bardziej współczesnym podejściem do tematu, opisując losy rdzennych mieszkańców napotkanych podczas swojej wyprawy na Kołymę na którą dostać można się tylko drogą morską. Jest to rozległy obszar pokryty wieczną zmarzliną, przerażający i mroczny pod którym leżą zwłoki setek tysięcy ofiar radzieckiego terroru i katorżniczej pracy z pobliskiego kompleksu dawnych, stalinowskich łagrów. Jedyną drogę na Kołymie stanowi owiany złą sławą tzw. Trakt Kołymski, liczący sobie 2025 km zbudowany przez więźniów gułagu w przeraźliwym zimnie, tylko przy użyciu łopat, wiaderek i taczek. W momencie gdy umierali zostali grzebani na miejscu, wzdłuż drogi, na całej jej długości. Żeby z włąsnej, nieprzymuszonej woli zamieszkać w tym białym piekle, trzeba naprawdę nie mieć nic do stracenia...
„(…) Wydaje mi się, że trzeba mieć raka, ciężko chore serce albo głowę, żeby tu żyć. Nie mieć naprawdę nic do stracenia albo innego wyjścia, żeby osiedlić się na biegunie okrucieństwa”.
Autor, podróżując Traktem Kołymskim, napotyka na swojej drodze ludzi i stara się poznać ich osobiste historie oraz życie jakie prowadzą na tej ruskiej Golgocie. Mnóstwo w tych zwierzeniach jest odniesień do historii, do ciężkich czasów stalinowskich i do tragicznej, łagrowej codzienności. Poznajemy obumierające osady oraz rdzennych mieszkańców Kołymy :Jakutów, Ewenów, Czukczów, Koriaków, Jakagirów, Czuwańców, wśród których i pracownik bezpieki się trafi a także poszukiwacz złota…. Bo Kołyma to nie tylko miejsce zesłania, ale także tereny zasobne w drogie kruszce.
Fenomenalny reportaż. To moje drugie już spotkanie z Jackiem ale za to dużo bardziej udane bo pochłonięte na jednym wdechu. Bardzo odpowiada mi język i styl autora – prosty, oszczędny ale też i mało literacki, co bynajmniej w niczym nie odejmuje wartości książce, wręcz dodaje jej większej autentyczności. Jak dla mnie świetna lektura i z pewnością jeszcze do tego autora wrócę….