Kocham Pana, panie Thorwald!
Od pierwszej historii w „Stuleciu chirurgów” o usunięciu olbrzymiej torbieli u żony farmera z Kentucky. Czytałam jak książkę sensacyjną i większość „Ginekologów” też pochłaniałam jak pierwszorzędny kryminał.
Dla osób, które nie znają autora napiszę, że znany jest z fabularyzowanych historii o rozwoju nauk medycznych i kryminalistyki. Wszystko to pisane w konwencji wyścigu z czasem, z ograniczeniami technicznymi, brakiem wiedzy i zasobów i wreszcie z zabobonami. W „Ginekologach” mamy przegląd wielkich nazwisk wśród lekarzy od chorób kobiecych, a przy okazji mnóstwo wiedzy jak dawniej leczono kobiety, jak odbierano porody i zapobiegano ciąży. W zasadzie wiedziałam o wielu przerażających aspektach bycia kobietą w minionych wiekach, jednak zebrana tutaj razem stanowiły przytłaczającą dawkę nieszczęścia.
Przygnębiające jednak było najbardziej to, że środowisko ginekologiczne z takim oporem przyjmowało nowe rozwiązania, często wbrew faktom, z pozamedycznych powodów powstrzymując się np. przed stosowaniem znieczulenia podczas porodu czy przed zalecaniem antykoncepcji. Natomiast wiele innych drastycznych metod obchodzenia się z problemami kobiecymi miało się zupełnie dobrze.
Fascynujące dla mnie było jakie to poglądy uważano za prawdy naukowe – np. wg uznanego czasopisma Lancet” uśmierzanie bólu porodowego powoduje pobudzenie seksualne u rodzących a to z kolei stawia je na równi ze zwierzętami oraz to, że ‘żona, której mąż praktykuje to, co nazywane jest zapobieganiem ciąży, podpada siłą rzeczy w stan ducha prostytutki’. Ciekawe, jakie z naszych współczesnych niezachwianych przekonań co do właściwych metod terapii za sto czy dwieście lat nasi potomkowie będą uważać za skrajne barbarzyństwo.
Zastanawiałam się dlaczego tak bardzo lubię książki tego typu, a kiedy byłam młodsza zaczytywałam się w historii wielkich odkryć geograficznych i wynalazków. Może dlatego, że pokazują jak ludzkość rozwija się w dobrym kierunku, dzięki wysiłkom ludzi o ogromnej wyobraźni, pomysłowości i wrażliwości. Bardzo optymistyczna jest taka lektura.
Gdyby komuś było mało w tematyce historii medycyny, polecam jeszcze „Cesarza wszech chorób”, „Nieśmiertelne życie Henrietty Lacks” i oczywiście „Stulecie chirurgów”.
A z trochę innej bajki – „Eunuchy do raju” i „Piekło kobiet”.